Przez to, że wczoraj opuściłam treningi pomagając Hange, w nagrodę otrzymałam 300 okrążeń na dziedzińcu. Dziś miałam indywidualny trening z Zachariusem, ma nauczyć mnie jak dobrze wbijać ostrza w skórę tytana. Nie miałam z tym żadnego problemu, gdyż jestem niska i mało ważę, przez co lepiej unoszę się na sprzęcie do trójwymiarowego manewru. Pierwszy raz w życiu cieszę się, że mam te 160 centymetrów wzrostu.
-Widzimy się po obiedzie.-Schował ostrza i zaczął iść w kierunku konia, gdyż znajdujemy się poza pobliskim terenem kwatery. Kilka minut po nim, również udałam się do swojej karej klaczy. Do kwatery wróciliśmy idealnie na posiłek.
Usiadłam przy stole zastanawiając się kiedy znowu go zobaczę, co prawda widziałam go wczoraj ale nie miałam możliwości porozmawiania z nim na osobności. Wstawając od stołu z zamiarem odstawienia talerza, podeszłando mnie Hange.
-Mam ważną sprawę.-Spojrzałam ma nią pytający.-Trzeba zawieźć kilka bardzo ważnych dokumentów Erwinowi i Leviemu.
-Zawiozę je.-Odpowiedziałam jen natychmiastowo.
-To super. Miche jest już powiadomiony o twoim wyjeździe, byłam pewna, że będziesz chciała jechać.-Czy żby ona coś podejrzewała?-Odstaw ten talerz weź papiery i idź osiodłać konia.-Odstawiłam pusty talerz i z dłoni brunetki wyciągnęłam wszystkie kartki jakie miała.
-Idę osiodłać konia i wyruszam do środkowego muru.
Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Dotarłam do stajni, rzeczy jakie trzymałam odstawiłam czystym i ogrodzonym od wszelkiego wiatru miejscu. Wzięłam należące do mojej klaczy siodło i skierowałam się z nim do odpowiedniego boksu.
Po osiodłaniu konia, od razu ruszyłam aby jak najszybciej dostarczyć dane mi wcześniej papiery. Upewniałam się czy je z osobą zabrałam, chyba z pięć razy. Zatrzymałam się w połowie drogi, aby kolejny raz sprawdzić zawartość mojej torby.
Po 2 godzinach drogi dojechałam do miejsca gdzie przebywał Levi i Erwin. Przed wielkim budynkiem stał Levi, najwyraźniej czekaĺ na kogoś. Podeszłam bliżej, trzymając w dłoni wszystkie dokumenty od Hange. Ustałam prosto i zasalutowałam.
-Kapralu, przywiozłam dokumenty od Hange.-Mężczyzna odwrócił się, gdy spojrzałam w jego oczy, uśmiechnął się.
-[T/i] Miło, że jednak ktoś postanowił je przywieźć.-Podszesł do mnie i wyciągnął dłoń, odruchowo podałam mu wszystkie kartki.
-Nie miałam nic ciekawego do roboty, poza treningami z Miche'em.-Uśmiechnęłam się.
-Wracam jutro z rana, jeśli nke będziesz miała żadnych planów, wpadnij do mojego gabinetu.-Odwzałemnij uśmiech.-Przyda mi się pomoc w dokumentach.
-Wczoraj za sprzątnięcie laboratorium Hange, miałam wieczorem dodatkowy trening.-Westchnęłam, gdy przypomniałam sobie wczorajszy dzień.
-Załatwię ci dzień wolnego u Erwina.-Ucieszyłam się na myśl, że spędzę jutrzejszy dzień z moim "chłopakiem", oczywiście nie jest to jeszcze oficjalne. Porozmawiałam z nim do przyjścia wysokiego blondyna z dużymi brwiami, po tym krótkim opisie raczej każdy wie o kogo mi chodzi. Zanim Erwin pojawił się w drzwiach, siedziałam już na wierzchowcu. Ostatni raz spojrzałam na czarnowłosego i ruszyłam w drogę powrotną.
Trasa, którą obrałam sobie do powrotu, była dłuższa, dzięki czemu miałam więcej czasu na swoje przemyślenia. Sama nie wiem, skąd naszły mnie myśli o mojej rodzinie. Zaczęłam przypominać sobie te wszystkie, krótkie, radosne chwile z moim rodzeństwem. Lecz myśl, która naruszyła temat mojego dziadka, osoby, która jako jedyna traktowała mnie jako normalnie dziecko, pozostała ze mną na dłużej. Odkąd ukochany staruszek zadomowił się w mojej głowie na dobre, nie mogłam się na niczym skupić, chciałam iść do niego i powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku, że jestem cała i zdrowa. Czego nie można powiedzieć o nim. Odkąd pamiętam, miał problemy ze zdrowiem, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Nie było mnie stać na potrzebne leki i na dobrego lekarza. Z każdym dniem czuł się lepiej, albo gorzej.
Dojechawszy do kwatery, zostawiłam moją klacz w rękach jakiegoś wysokiego bruneta. Ruszyłam na drugie piętro, gdzie aktualnie powinna przebywać Hange. Prosiła mnie abym po powrocie, zameldowała się u niej. Po dotarciu i załatwieniu wszystkich spraw z okularnicą, powędrowałam po książkę, którą czytam od kilku dni. Zaciekawiła mnie historia głównej bohaterki, która zostaje zmuszona do opuszczenia kochającej rodziny, aby uratować jej umierającego brata. Dziewczyna o krótkich, blond włosach i wręcz szmaragdowych tęczówkach jest wstanie zrobić wszystko, aby jej mały, drobny, ukochany braciszek wrócił do zdrowia. Postanawia ona udać się na targ kobiet. Rodzice i reszta rodzeństwa z całych sił, stara się odsunąć ją od tego pomysłu, lecz ona i tak stawia na swoim. Młodą kobietę, kupuje bogaty 28-letni facet o czekoladowych włosach i morskim kolorze oczu. Z samego początku kobieta czuje respekt do swojego "właściciela". Po kilku tygodniach, przebywania z nim, jej uczucia zaczynają się zmieniać, blondynka zaczyna zakochiwać się w mężczyźnie. Czekoladowowłosy, od pierwszego spotkania z przeszłością dziewczyny, postanawia jej pomóc, sprowadza jej rodzinę do swojego domu i opłaca wszystkie konieczne zabiegi jej braciszka. Mija kilka miesięcy ich znajomości i w końcu nadchodzi czas oświadczyn starszego o osiem lat mężczyzny.
Przez kilka dni dotarłam, do tego momentu. Przede mną jest jeszcze połowa tej wspaniałej książki. Z pokoju zabrałam wcześniej wspomnianą rzecz i dodatkowo mały kocyk, który dostałam zaraz po przyjeździe i dołączeniu do Zwiadowców. I pomyśleć, że jeszcze zaledwie trzy tygodnie temu przebywałam w Podziemiach. Postanowiłam udać się na tym zamku i tam w ciszy dokończyć lekturę. Pod wysoką brzozą, rozłożyłam koc w kratkę, po czym usiadłam na nim opierając się na pniu drzewa. Otworzyłam ostatnią stronę, na której skończyłam czytanie. Już po kilku przeczytanych zdaniach, zatrząsnęłam się w treści.
Tuż przed końcem lektury, usłyszałam wołania. Zamknęłam książkę, złapałam koc i ruszyłam w stronę pokoju. Nie wiedziałam o co chodzi trening mam dopiero za jakąś godzinę. Mimo, że Hange załatwiła mo dzień wolny i tak poszłam do Miche, aby mój trening odbył się po obiedzie. Tak jak planowaliśmy wcześniej.
Wchodząc do pokoju, wpadła na mnie Sasha, przez co obydwie wylądowałyśmy na ziemi, przed drzwiami. Zaczęła mi drętwieć prawa ręka, więc byłam zmuszona zrzucić ze mne dziewczynę. Za nami stał Eren, który bacznie nam się przyglądał, było po nim widać, że wstrzumuje śmiech, zakrywając ręką usta.
-Przestań się śmiać i pomóż mi wstać!-Odezwała się roześmiana zaistniałą sytuacją Sasha.
-Zanim pomożesz jej, to pomóż mi!-Zwróciłam się do stojącego przede mną chłopaka.
-Mikasa chodź ze mną na chwilę!-Ignorując nasze "rozkazy", złapał Mikasę za dłoń i pociągnął w nieznanym nam kierunku.
Spojrzałam to na Sashe, to na znikający cień wcześniej wymienionej pary. Westchnęłam i po kilku sekundach znów stałam. Weszłam do pokoju i odstawiłam książkę z kocem na moim łóżku. Dziewczyny spojrzały na mnie, a ja już wiedziałam, że muszę iść z nimi obiad. Westchnęłam kolejny raz tego męczącego dnia.
Wszyscy usiedliśmy przy jednym stoliku, nie, poprawka prawie wszyscy. Brakowało tylko dwóch osób, a tymi osobami byli Eren i jego manniaczka Mikasa. Zaczęliśmy tworzyć historie o ich zniknięciu, powstawały scenariusze, że porwał ją Eren i wyprowadził za mury w swojej tytaniej formie.
Pod koniec posiłku, zaszczycili nas swoją obecnością, lecz nie powiedzieli gdzie zniknęli. Zaraz po wyjściu z stołówki, powędrowałam na dziedziniec, gdzie miałam dokończyć trening z Michem. Czekają mnie teraz 3 godziny dosyć mocnego wysiłku fizycznego.
______________________
Hej! Mam nadzieję, że wam się podoba. Nastęony rozdział w Sobotę między 16:00 a 17:00.
Do Następnego!
CZYTASZ
To jak? Zaufasz mi? | Levi x Reader | SnK
FanfictionPodziemny dystrykt... to miejsce, które znam od dziecka. To miejsce, które znam jak własną kieszeń. Każdy zakątek tego brudnego i okrutnego miejsca napawam nienawiścią. Wszystkich ludzi mieszkajacych tu unikam jak ognia... Od dwóch lat staram się u...