Ciasto - 5

1.1K 53 7
                                    

Zbladł, gdy zobaczył na mojej nodze kawałek zakrwawionej firanki. Złapał mnie za rękę i poszedł do kuchni. Usiadłam na blacie.
-Kto Ci to zrobił?-wyjął wodę utlenioną, bandaż i gazik. Rozwiązał mi musztardowy, zakrwawiony materiał.
-Ojciec, a kto, przecież widać jak celuje tata, a jak ja nie?-wzruszyłam ramionami z lekkim uśmiechem.
-Nie jest z tym dobrze-powiedział. Natychmiast zabrał się za opatrywanie rany. Nie było raczej tak tragicznie, bym jechała na pogotowie. Przystanął na chwilę, gdy skończył.
-Mogę juuuuż zeeeeejść-zachowałam się w tym momencie jak dziecko, które chce iść już się pobawić, ale nie pozwalają mu odejść od stołu. Dziadek głośno wybuchł śmiechem, a ja zaraz po nim. To było super. Jak za dawnych lat, gdy jeszcze przyjaźniłam się z D.
-Leć odłożyć tą torbę z pieniędzmi-ucałował mnie w policzek i puścił wolno. Uśmiechnięta od ucha do ucha, zaczęłam grzebać w torbie. Wyjęłam wszystkie pieniądze, po czym poszłam do kuchni po jakąkolwiek torebkę. Wpakowałam do niej wszystkie po kolei. Założyłam maskę i założyłam bluzę z kapturem. Zmieniłam również spodnie, by nie było widać opatrunku. Założyłam glany,a trampki odłożyłam. Przewiesiłam torebkę przez ramię i wyszłam. Wdrapałam się na dach. Tak mi będzie łatwiej. Wzięłam karteczkę, na której napisałam nazwę banku z uszanowaniem od ich dawnego kryminologa.

Skacząc z jednego dachu na drugi, czułam mroźne powietrze z powodu już zachodzącego słońca. Było gdzieś koło 4 p.m. Śnieg coraz bardziej prószył co przeszkadzało mi w widoczności. Zaczynały się coraz to wyższe zabudowania, więc musiałam się bardzo wysilić, by nie spaść. Przeskoczyłam zgrabnie na dach celu. Przyczepiłam karteczkę do torby w czarnych barwach. Podeszłam do gmachu nad wejściem i zrzuciłam ją prosto przed policjantem. Szybko zaczęłam biec w stronę wyższego budynku i skoczyłam. Czas zwolnił, a ja leciałam. Złapałam się krawędzi, a po chwili wpełzłam na górę.

Usłyszałam jak ktoś chce przeskoczyć na moją stronę, więc od razu odskoczyłam i przyjęłam pozycję bojową. Mym oczom ukazał się nie kto inny niż chłopak w czerwono-czarnym stroju.
-Hej, mógłbyś mnie nie straszyć-przewróciłam oczami. Opuścił pięści i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Chodź powiesz nam gdzie jest twój tata, proszę-gdy spojrzałam na niego, zastanawiałam się tak właściwie, dlaczego? Może to pułapka?
-Ostatni raz widziałam go w domu-rzekłam, krzyżując ręce na piersi.
-Dziękuje, kiedy to było?-zapytał. Opuścił przy okazji rękę.
-Dziś około 12. Stracił przytomność, ale nie wiem na jak długo-wzruszyłam ramionami-To na razie!-odwróciłam się. Chciałam zacząć biec, lecz coś nagle związało mi nogi i upadłam. Ból w nodze sprawił, że syknęłam.
-Nie mogę Ci pozwolić byś odeszła-powiedział. Zabrzmiało to dosyć dziwnie, lecz ogarnęłam się. Sięgnęłam po ostrze i jednym ruchem ręki przecięłam linę. Zrobiłam fikołka w tył, stając na nogi. Lekko przycupnęłam, bo jednak mały ból też dawał o sobie znać.
-Czemu niby?-warknęłam. On jednak stał jak słup soli, nic nie mówiąc. Podskoczyłam, szybko rzucając się do ucieczki. Ten oprzytomniał i wszczął pościg za mną. Starałam się unikać jego ciosów. Jak już prawie miałam go z głowy coś poszło nie tak, bo źle wymierzyłam siłę odskoku i leciałam w dół. Odległość od ziemi do mnie zmniejszała się coraz bardziej.

Stalowy uścisk ręki mnie objął. Czułam, że latam. Zacisnęłam ręce na ciele chłopaka. Nie chciałam otwierać oczu. Bałam się wzroku, który mogę napotkać. Wiatr muskał mi policzek, który był odsłonięty. Czułam jak czarnowłosy ze mną podskakuje na dach. Byłam sparaliżowana, aż w końcu oprzytomniałam przy kim stoję. Odskoczyłam jak poparzona, na co zrobiło mi się strasznie zimno. Chciał coś powiedzieć, lecz wycofał się z tego pomysłu.
-Dzięki-wymamrotałam i odeszłam.
-Następnym razem zapraszam na ciasto-krzyknął, na co zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na niego.
-Kto powiedział, że będzie następny raz-stanęłam przy schodach pożarowych i zleciałam w dół. Nie powiem zainteresował mnie. Przystanęłam w ciemnej uliczce i spojrzałam na ekran telefonu.
-Muszę wracać-pomyślałam.

Zdjęłam maskę i schowałam ją do kieszeni bluzy. Zgrabnie wmieszałam się w tłum na chodniku. Cała dzielnica wyglądała trochę jak taki deptak? Powoli szłam, bo w sumie miałam, tylko 20 minut drogi. Wyjęłam z kieszeni słuchawki i wpatrywałam się w te glany tak jakby nic innego nie istniało. Nagle usłyszałam huk, a ludzie wokoło zaczęli uciekać w przeciwną stronę. Każdy na siebie wpadał, nie zważał na innych. Uciekał jak popadnie. Schowałam się w uliczce obok w panice. Serce łomotało mi jak szalone.

———-
Dosyć dawno nie było rozdziału, więc teraz jest trochę więcej Robina ❤️

Vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz