"Inne Perspektywy"-29

430 25 43
                                    

Perspective – Kid Flash; Wally West

-Wally wiesz, że muszę teraz wracać do domu-na twarzy mojego towarzysza pojawił się grymas.
-Ale ja muszę jeść coś, nie każ mi jeść znowu samemu-zdenerwowałem się i poprawiłem gogle na swojej rudej czuprynie.
-Wybacz, ale czeka na mnie Sonya-uśmiechnął się. W sumie było po 22:30, nie dziwię mu się
-Ah tak, lubię ją, jest miła, a przynajmniej była ostatnim razem jak się spotkaliśmy-pokiwałem głową.
-To cześć-pożegnał się ze mną i pobiegł do Batmana. Zniknął mi z oczu, a ja już chciałem biec do domu. Wtedy przez drzwi weszła bardzo chuda brunetka. Na ramieniu miała ogromną ranę. Straciła bardzo dużo krwi.
-Kid Flash-usłyszałem.
-Sonya?-zapytałem, a ona upadała. Podbiegłem do niej i ją złapałem. Nic nie mówiła. Zacząłem super szybko biec w stronę szpitala. Gdy wpadłem o mało co nie wywaliłem się.
-Pomocy! Pomóżcie jej!-krzyczałem. Lekarze zabrali ją na łóżko i zaczęli gdzieś wieźć. Zapewne na stół operacyjny.

Rozejrzałem się po białych ścianach, na których wisiały zasady BHP i przysięga Hipokratesa. Dookoła panował lekki gwar.
-Wally gdzie ty jesteś?-Flash odezwał się w słuchawce.
-W szpitalu-odpowiedziałem dokładając rękę do ucha, kliknąłem mikrofon.
-Co się stało?-usłyszałem za sobą.
-Moja koleżanka straciła dużo krwi. Jest na sali operacyjnej-odwróciłem się do mężczyzny.
-Dobrze, poczekaj porozmawiam z kimś o niej, jak się nazywa?-dopytywał.
-Sonya-odparłem. Barry pokiwał głową, po czym podszedł do lekarki przed drzwiami do bloków operacyjnych. Usiadłem na krzesełku i czekałem.
-Wally idź do domu, wiem, tylko że będzie w śpiączce przez następne kilka dni, idź spać-przytrzymał mi dłoń na ramieniu.
-Dobra-zacząłem biec szybciej niż zazwyczaj. Za parę minut już byłem przed zielonym domem. Rodzice już spali, a sam rzuciłem się na łóżko zdejmując szybko strój. Byłem strasznie wyczerpany, więc po chwili już spałem.

Perspective – Robin; Dick Grayson

Jechałem razem z Brucem do domu. Miałem nadzieję, że Sonya będzie już spać. Nie byłaby zadowolona z tego, że znów wracam tak późno. Przyśpieszałem na motorze, a Batman i tak mnie wyprzedzał.
-Robimy zawody?-zapytałem mówiąc do słuchawki w uchu.
-Dobra, ostatni będzie sprzątał jaskinię razem z Alfredem-usłyszałem śmiech.
-To podwijaj rękawki, bo ja za chwilę będę w domu-zaśmiałem się i przyśpieszyłem. Zjechałem na zwykłą drogę asfaltową, po czym pognałem do domu.

Zaparkowałem motor w bat jaskini. Odetchnąłem głośno. Muszę wreszcie zabrać znowu ze sobą Sonyę do Waszyngtonu, może nawet poznałaby Aqualada. Zdjąłem strój i maskę. Cicho westchnąłem. Skierowałem się do swojej sypialni. Było grubo po pierwszej w nocy.
-Zajrzę do niej jutro-pomyślałem i rzuciłem się na łóżko czym prędzej mogłem. Po chwili już spałem.

Siedziałem na dachu Wayne Enterprises. Obok mnie stała Sonya. Wyglądała inaczej niż zawsze. Przez wiatr mogłem dostrzec ścięte do ramion włosy, które wystawały spod wielkiego czarnego kaptura należącego do peleryny. Sięgała jej do kolan. Miała ciemnozieloną maskę w niektórych miejscach naruszoną. Czarny kombinezon opinał jej ciało, a w pasie miała przewiązany pas z dwoma pistoletami. Ciemnozielone wnętrze peleryny rzucało poświatę na czarne glany.
-Ocal świat, na mnie za późno-skoczyła w dół.
-Sonya!!!-odbiłem się od budynku i zleciałem za nią. Okręciła się w powietrzu. Posłała mi szalone spojrzenie, po czym nastała ciemność. Chodziłem po barze w bluzie z kapturem. Usiadłem przy ladzie po czym wyciągnąłem spluwę zza pasa.
-Gdzie ona jest?-warknąłem. Twarz chłopaka nagle zmieniła się diametralnie. Zamiast zwykłych ust miał wyryty wielki uśmiech.
-A kto lubi puszki z farbą?-pomalował moją twarz białą farbą.
-Joker-wrzasnąłem i strzeliłem. Zamiast niego leżała na ziemi Sonya.
-Sonya-krzyczałem.
-Nie wiesz do czego doprowadziłeś dając mi to-zaczęła się śmiać pokazując ostrze w kształcie nietoperza. Odsunąłem się parę metrów lekko przerażony. Następnym obrazem była kuchnia z dwojgiem dzieciaków.
-Hej, Sonya!!-krzyki rodziców chłopczyka słychać było na ulicy. Do pomieszczenia wbiegł Nygma.
-Chodźcie szybko-pociągnął dzieci za ręce. Pobiegłem za nimi. Przez pewien czas uciekały dzieci i przed nim, lecz mężczyzna wziął na ręce Sonyę. Płakała, a mały czarnowłosy chłopczyk krzyczał.
-
Sonyaaa-łkał.

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz