"Jeziorko"-27

451 28 33
                                    

Poprawiłam sukienkę. Miałam koronkowe rękawy, satynową górę, a dół rozkloszowany. Dużo się zmieniło przez ostatni tydzień. Nadal nie rozmawiałam z Dickiem o tym, że wiem kim jest. Nie będę umiała mu spojrzeć w oczy. Miałam go zabić, a wyszło, że teraz stoję w pięknej sukience i czekam na niego jak na księcia z bajki. Mogłoby choć raz być normalnie.
-Panienka schodzi?-usłyszałam Alfredzie za drzwiami.
-Tak, już idę-odparłam i wyszłam do mężczyzny-Zatem już wszyscy są?
-Tak, oznajmiono, że jest Panienka bezpieczna i pod dachem Pana Wayne'a-uśmiechnął się-Chodźmy, bo panicz Grayson się niecierpliwi.
-Dobrze, chodźmy-zaśmiałam się, gdy go naśladował. Zamknęłam drzwi.

W salonie stali wszyscy goście, a po środku razem z Brucem i paroma mężczyznami, Dicky. Podziękowałam Alfredowi. Chciałam już wyjść, ale przecież co oni pomyślą. Córka mordercy jest u Wayne'ów. Lokaj pociągnął mnie za sobą. Teraz stałam przed wszystkimi i schodziłam w małych szpilkach po schodach. Chłopak podszedł do ostatniego schodka.
-Sonya, pięknie wyglądasz-uśmiechnął się lekko. Tak samo jak Robin. Identycznie.
-Dziękuję, o tobie tego to ja nie mogę powiedzieć mas uplamioną koszulę-powiedziałam z powagą, ale widząc jego strach na twarzy zaśmiałam się i lekko uderzyłam go w ramię.
-Stokrotkoooo-naburmuszył się lekko. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkich, którzy tu są.

Przez parę chwil mogłam zauważyć, że ktoś nas obserwuje, więc przyglądałam się gościom niby się z nimi witając. Nagle podeszła do nas brunetka. Wyglądała znajomo.
-Grayson, Nygma-uśmiechnęła się. Zacisnęłam pięść.
-Diana-przytulił ją chłopak-Sonya to moja przyjaciółka, Diana to Sonya.
-Miło mi-mimo wszystko przywitałam ją miło.
-Mi również, Dick wiele o tobie opowiadał-wyglądała na szczęśliwą.
-Och naprawdę?-uniosłam brew i spojrzałam na bruneta. Był lekko zawstydzony całą sytuacją-A cóż to takiego?
-Głównie o tym, że ciągle pakujesz się w kłopoty, a potem nawijał jaka to jesteś miła...-zaczęła wyliczać.
-Przepraszam, ale muszę kogoś przywitać-rzekłam do nich i skierowałam się w kierunku drzwi, którymi wszedł dobrze mi znany blondyn. Chłopak chyba również mnie zauważył, bo wyraźnie się uśmiechał.
-Pani wkurzająca?-uniósł brew.
-Szybki i wściekły z wypadku z motorem?-powtórzyłam jego gest. Ten zagapił się na mnie nie rozumiejąc.
-Ostatnim razem miałeś wypadek na motorze-przypomniałam mu.
-Ah tak faktycznie-zmieszał się-Jest ich tak dużo, że nie mogę zliczyć-zaśmiał się.
-Co tam u ciebie?-zapytałam dokładnie go lustrując. Nie wyglądał na takiego, który ma częste wypadki.
-Cóż przyjechałem tu po znajomego-podrapał się po nadgarstku.
-Kogo? Może Ci pomogę go znaleźć-uśmiechnęłam się. On coś kręci. Ucieka wzrokiem i nie patrzy mi w oczy.
-Nie, nie trzeba-wykrzywił usta w dziwny sposób i odszedł.

Zmarszczyłam brwi. Nie miał wypadku motorowego. Przypominałam sobie jego obraz w szpitalu. Miał złamaną rękę i plaster na czole. Skoro nie motor, to mógł zostać potrącony. Gwałtownie odwróciłam się w stronę Dicka. Rozmawiał z Dianą. Bruce gawędził z jakąś kobietą, a Alfred podawał kieliszki mężczyznom, którzy radośnie przywitali Matta. Pomiędzy tłumem stali młodsi chłopcy, którzy jak widać znali się z Dickiem. Poszłam w stronę kuchni, gdzie siedzieli kucharze i gotowali przysmaki.
-Dobry Wieczór-przywitałam się ze wszystkimi, by po chwili zabrać wielką butelkę soku malinowego. Szłam w stronę swojego pokoju. Drzwi były lekko uchylone, a ze środka mogłam poczuć lekki podmuch. Okno było otwarte. Szklaną butelkę przygotowałam na zamach i uderzenie. Powoli uchyliłam drzwi. Weszłam do środka.
-Halo?-zapytałam, ale zauważyłam tylko wielkie pudełko. Zielone z fioletową kokardką. Delikatnie podeszłam do niego i powoli otworzyłam prezent. W środku była bluza. Dosyć stara, a w niektórych miejscach podarta. Na czarnej tkaninie wyróżniał się wielki biały napis.

„BFF's to the end"

Miałam wrażenie, że ją kojarzę. Wyciągnęłam zza poduszki zdjęcie i cicho się zaśmiałam.
-Po co mi to przesyłasz skoro mnie do tego zmusiłeś?-westchnęłam. Schowałam bluzę do szafki a pudełko chciałam wyrzucić do kosza w kuchni, lecz zderzyłam się z Dickiem w drzwiach.
-Ouć-szepnęłam masując się w głowę.
-Nic ci nie jest? Miałem wrażenie, że coś się stało-powiedział.
-Idź porozmawiaj o tym z Dianą-wywróciłam oczami i się przepchnęłam. Chłopak westchnął.
-Sonya-usłyszałam za plecami. Przeszłam szybko do kuchni zostawiając go w tyle. Wyrzuciłam pudełko. Wróciłam do pokoju, ale on już sobie poszedł. Zdenerwowałam się. Nie chciałam, by do niej szedł. Usiadłam na łóżku, zdjęłam szpilki i przebrałam się w dresy. Odkręciłam szklaną butelkę, wzięłam zdjęcie znów do ręki.
-Czemu chciałam cię zapomnieć?-wypiłam trochę napoju. Poprawiłam szarą za dużą koszulkę na ramiączka.

Myślałam o treningach z Brucem i Dickiem. Niby nie rozmawiałam z Dickiem o tamtej nocy, której mi powiedział te parę słów, ale może to był sen. Cicho westchnęłam i upiłam soku. Czułam się dziwnie. Niby teraz mam pomagać Bruce'owi, ale co potem? Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Mogę?-ktoś zapytał.
-Pewnie-odpowiedziałam i zauważyłam Dicka. Był w dresach, a w rękach miał wielką paczkę pianek. Zaczęłam się uśmiechać.
-Kto ma ochotę na pianki?-zaśmiał się siadając obok mnie.
-Ja-zaklaskałam rękoma. Zaczęliśmy gadać na temat przyjęcia. Oboje mieliśmy zdanie, że jest dla nudziarzy.

Przed północą zeszliśmy na dół wejściem dla kucharzy i przyjęcie trwało w najlepsze. Usiedliśmy na schodach między barierkami. W tle leciała muzyka klasyczna, a ja się śmiałam z chłopakiem z większości dzieciaków tych snobów.
-Chodź pokażę Ci coś-pociągnął mnie za rękę. Zabrał z mojego pokoju płaszcz i kazał go założyć. Przyniósł mi buty. Szybko zrobiłam to o co prosił. Wziął mnie na ręce i biegliśmy przez cały korytarz, by tylko wybiec na dwór. Wreszcie mogłam dotknąć ziemi, gdy dotarliśmy do małego oczka wodnego.

Niebo wydawało się nie spać, przez gwiazdy, które mieniły się jakby przechodził przez nie puls serca. Droga mleczna odznaczała się na niebie, a księżyc miał kształt sierpa. Spojrzałam na chłopaka z uśmiechem. Jeziorko otaczały wierzby, a po jego drugiej stronie był mały wodospad.
-Zdecydowanie to był najlepszy pomysł. Lepszy niż siedzenie i patrzenie na tych ludzi-zachwycona spoglądałam w niebo.
-Stokrotko-złapał mnie za ramiona.
-Wiem kim jesteś-smutno się uśmiechnęłam. Dotknął ręką mojego policzka.
-Przepraszam, że ci nie powiedziałem-zetknęliśmy się czołami. Poczułam strach. Za bardzo się do niego przywiązałam. Nygma może go wykorzystać.
-Wiesz, że teraz Nygma cię może wykorzystać?-po policzku spłynęła mi łza.
-Poradzę sobie z nim-spojrzał na moje usta.
-Kochasz mnie?-zapytałam cicho. Ciszej niżeli by usłyszał. Zbliżył się o krok. Wokół nas słychać było, tylko wodospad. Powietrze było mroźne, a moje serce zwariowało, gdy poczułam jego ciepłe usta na swoich. Delikatnie uniosłam dłoń i położyłam ją na jego policzku. Czułam się jakby wszystko zwolniło swój bieg. Chłopak przyciągnął mnie do siebie bliżej.
-Kocham bardziej niż myślisz Stokrotko-wyszeptał, gdy się lekko odsunął. Znów staliśmy przytuleni, oparci o swoje czoła w ciszy. Nie trzeba było nic mówić. Wystarczyły tylko spojrzenia, a w sumie nawet nie one. Czułam go obok siebie, byłam bezpieczna razem z nim.

------
Hejka
Omg czy tylko ja skakałam szczęśliwa po pokoju, gdy czytałam to po zakończeniu pisania? Aż się trochę wzruszyłam noooo. A piosenka to cudo serio! Gdy pisałam tą scenę nad tym oczkiem wodnym to się aż rozmarzyłam. Wiem, że tekst w ogóle nie pod tą scenę no ale matulooooo!!!

vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz