„My się już znamy"-32

388 26 30
                                    

Po jakichś dwóch godzinach przyszli do mnie goście. W odwiedziny, w moje piękne progi.(Czyt. jakimś garażu na betonowej podłodze) Ah wyczujcie tą wspaniałą powagę sytuacji. Przyszedł mój ojciec, a obok niego stał uśmiechnięty od ucha do ucha, mężczyzna. Zacisnęłam zęby.
-Sonya od dziś to on, Matt Straig będzie uczył cię walki wręcz-przed oczami ujrzałam scenę z życia. Dużo scen. Bingo.
-Pan wkurzający?-prychnęłam z kpiną. Spodziewałam się tego, że on się zajmuje jedną z brudnych ścieżek. Ojciec spojrzał na nas niezrozumiale.
-My już się znamy-odpowiedziałam z ironicznym uśmieszkiem. To zielstwo, które mi wstrzyknął wtedy w szpitalu było do pokonania. Pamięć mi wróci. Szybko.
-Racja-odkaszlnął chłopak.
-Świetnie! Będziecie się cieszyć, że będziecie współpracować-zaklaskał w dłonie ojciec. Wstałam z krzesełka bez potrzeby odwiązywania mnie. Pamiętajcie. Klucze się przydadzą. Wszędzie. Zwłaszcza jak macie związane ręce sznurem lnianym.

Stanęłam przed ojcem z założonymi rękoma na piersiach. Uniosłam kpiąco jedna brew do góry.
-Zatem? Raz, dwa. Muszę się na kimś wyżyć-to, że poniosłam porażkę przy ucieczce z domu, to nie oznacza, że dam fory komuś kto na to nie zasługuje. Przepchnęła się przez nich. Blondyn chwycił moje ramię i pociągnął do tyłu. Od razu zareagowałam. Chwyciłam jego rękę, cofnęłam się o trzy kroki. Natychmiastowo zablokowałam mu jakiekolwiek pole manewru oraz chwile potem pchnęłam na ziemie. Nie poddał się, ponieważ chciał mnie podciąć. Podskoczyłam.
-Jak on ma mnie uczyć walki wręcz to ja podziękuję-prychnęłam.
-Pan Straig na pewno miał to w planach-powiedział mój ojciec z zaciśniętymi zębami-Idźcie sobie na dwór, czy gdzie miałeś zaplanowane ćwiczenia-zwrócił się do blondyna. Chłopak przytaknął lekko, a Nygma zniknął mi z pola widzenia. Przepadł jak kamień w wodę.

Mierzyłam się wzrokiem z Mattem. Wyszłam pierwsza z pomieszczenia. Długi korytarz ciągnął się dobre parę metrów, a może miałby i kilometr? Poszłam w lewo. Słyszałam wyraźne kroki mojego towarzysza, za sobą. Światło z okna utwierdzało mnie w przekonaniu, że mogę uciec. Muszę go tylko pokonać i znajdę wyjście. Zatrzymałam się przy oknie. Powoli zza niego wyjrzałam. Słońce wisiało w najwyższym punkcie na niebie, co oznaczało południe.
-Skąd znasz mojego ojca?-zmarszczyłam brwi.
-Interesy-odpowiedział chłodno. Nieźle.
-Zatem czego chcesz mnie nauczyć-znudzona odwróciłam się w jego stronę. Wyglądał jakby bił się z myślami. Odszedł ode mnie. Przechodził przez okno do schodów pożarowych. Następnie zbiegał po nich w dół. Chwyciłam się jednej z metalowych przede mną rurek i poleciałam. To było jak regeneracja, dzięki której mogłam zlatywać o trzy, dwa piętra niżej. Chłopak przyspieszał, ale i tak schodziłam szybciej. Skoczyłam na ziemie, a blondynów zostało jeszcze jedno piętro. Czułam zwycięstwo.

Las ciągnący się wzdłuż działki poprawił mi mój nastrój. Na dworze stało chyba z pięciu strażników. Spojrzałam na blondyna. Wyglądał na zadowolonego. Biegł w moją stronę. Strażnicy uznali to chyba za nieposłuszeństwo z mojej strony, bo zaczęli do mnie mierzyć. Do córki Nygmy? Nie radziłabym.
-Halo Panowie-uniosłam ręce do góry, w geście obrony. Serce podskoczyło mi do gardła ze względu na to, że jedyna broń jaką miałam to klucze.
-Ja się tym zajmę-powiedział spokojnie pan wkurzający. Poczekałam chwilę, aż nie opuścili broni. Podszedł do mnie i odwrócił z ogromną siłą za prawe ramię. Strzał. Kolejny strzał. Następny. Krzyk.
-Uciekamy?-odwróciłam się za siebie. Wyrwałam broń blondaskowi i strzeliłam tym razem ja. On zabijał. Ja ogłuszałam.
-Pewnie-pociągnął mnie za rękę. Rzuciłam się do ucieczki. Trawa, która już się robiła coraz bardziej zielona sztywno uginała się pod moimi trampkami. Zapach świeżego powietrza był tak piękny, że tylko motywował do działania. Słońce i niebo bez ani jednej chmurki wyglądało niesamowicie. Wiosna w towarzystwie tych wszystkich rzeczy była niepowtarzalna.

Przeskoczyłam przez siatkę. Biegłam przed siebie w las. Uciekałam tak szybko jak mogłam. Chłopak nawoływał za mną. Odwróciłam się gwałtownie. Widziałam kogoś innego. To nie był Matt. Miał kruczoczarne włosy. Niebiesko-zielone oczy. Wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną mocą.

„Mały chłopczyk podbiegł do mnie szczęśliwy.
-Sonya!-uśmiechnął się"

„-D.!!-wrzeszczałam zrozpaczona. Byłam w cyrku. Widziałam jak czarnowłosy uczył się przeskoku. Zachwiał się i upadł. Mała ja załkała, a potem podbiegła do niego. Chłopczyk niepokojąco nie odzywał się. Krzyczałam."

-Sonya?-otworzyłam szerzej oczy, dlaczego przede mną stał znowu Matt? Szok, który przeżyłam był tak wielki.
-Hej żyjesz?-uniósł jedna brew. Zacisnęłam zęby. Spojrzałam na niego wrogo. Staliśmy w środku lasu. Cisza wydawała się być głośniejsza niż zawsze. Pisk w uszach nie pozwalał mi złapać równowagi.
-Dlaczego pozwoliłeś mi uciec?-zapytałam.
-Byłem Ci to winien-patrzył na coś za mną.
-Za co przepraszam bardzo?-prychnęłam. Zacisnął zęby. Przyjrzałam mu się dokładnie. Zwykłe czarne spodnie i wielka, jasna jeansowa kurtka. Jakaś dziwna apaszka z haftem węża.
-Nie ważne po prostu musisz przeżyć-przepchnął się. Zmarszczyłam niezrozumiale brwi.
-Mów mi do jasnej cholery-wyrwałam mu pistolet. Wycelowałam w niego. Zaczął się histerycznie śmiać.
-Pracujesz dla Jokera, dlaczego mi pomagasz?-warknęłam. Spojrzał na mnie kpiąco.
-A dlaczego ty we mnie nie strzelisz?-uśmiechnął się.

———
Dobra myśle ze będziemy się zbliżać do końca pierwszej części książki. Myśle ze najwygodniej będzie jak drugą część będziemy kontynuować w tej samej ksiazce.
Vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz