2.1 „Prolog"

317 21 6
                                    

„Dice in a rear view, She's a heartbreaker
Ice in a clear view, She's a hard drinker
Liquor on the rest
Liquor round the bus
She knows I'm the one who make her feel good"

Bycie gliną było zdecydowanie jedną z dziwniejszych, aczkolwiek normalnych rzeczy. Od całej szopki z Jokerem minęło dziesięć lat. Taki szmat czasu, a jednak wydawało mi się jakby ktoś pstryknął palcem. Zmieniłam imię i nazwisko, musiałam się wyprowadzić, a całe swoje życie zbudowałam od nowa. Początki jak zawsze bywały trudne, ale trzeba umieć się przyzwyczaić do nowych warunków, jakim było Denver. Popijałam trunek w papierowym kubku zamiast kawy. Czasem trzeba rozluźnić się w tej powalonej pracy. Słońce zachodziło o 16 o tej porze roku, więc połowa gliniarzy już kończyła zmianę, a inni przychodzili.
-Johnson-usłyszałam krzyk wywołujący mą osobę, a potem poczułam chłód spowodowany nagłym otwarciem drzwi. Ogromna łapa spoczywała na mojej złotej klamce trzy metry przede mną. Ściszyłam muzykę lecącą w radiu. Przed moim biurkiem stał już wkurzający mnie niemiłosiernie mój partner zawodowy, którego starałam się jak najbardziej wyeliminować. To nawet już nie chodziło o jego wygląd, czy jego piskliwy głosik. Jego czyny, charakter irytują pod każdym możliwym względem. Zachowuje się jak rozwydrzona małolata z okresem.

Miał brązowe włosy i niebieskie oczy. Fryzurkę ułożył coś na wzór Johna Eltona. Czterodniowy zarost pokrywał jego prostokątną twarz. Ubrany w białą koszulę i jakieś czarne sztruksowe spodnie, stał wyczekująco.
-Tak, Huston?-nie blefuje ten gościu jest jak ten z centrali NASA, a uwielbiam nadawać wszystkim przezwiska. Może to jakieś przyzwyczajenie po życiu w Gotham. Co do mężczyzny, jest chodzącą encyklopedią wśród innych, ale nie przy mnie. Zawsze go wyprzedzam o krok. Upiłam łyk z papierowego kubka, który stał na dębowym biurku pełnym papierów.
-Mamy akcję, morderstwo na 39-westchnął, gdy zobaczył, że całe jego starania pójdą na marne, bo już mam wydrukowane zgłoszenie na biurku.
-Tą akcją już się zajęli-uniosłam brew-Ty masz natomiast przeniesienie do drogówki na pewien okres czasu-uśmiechnęłam się miło. Drogówka dla detektywa? To jest jak największe katusze. Wyszedł wściekle trzaskając drzwiami. Wzięłam broń, odznakę przerzuciłam do środka skórzanej kurtki. Chwyciłam w lewą rękę okulary przeciwsłoneczne, a w prawą pęk kluczy. Wyszukałam wzrokiem wśród siedzących przy biurkach ludzi pewnego chłopaka.
-Sherlock-prześmiewczo zwróciłam się do wysokiego blondyna-Idziesz ze mną-szłam w stronę samochodu, w którym nota bene to ja prowadziłam. Zdziwiony otworzył i zamknął oczy z pięć razy póki doszło do niego co się dzieje. Rzucił się biegiem, chwytając kurtkę w rękę z oparcia jego krzesła.

Młody chłopaczek, gdzieś około dwudziestu czterech lat usiadł po mojej prawej stronie. Był młodszy dwa lata, co mu dobrze nie wróżyło, bo albo zginie młodo, albo zestarzeje się przy biurku. W sumie daleko do mnie mu nie było.
-Szefowo, a czemu jadę ja? Przecież miałem już prawie koniec zmiany i do tego wolne.
-Ponieważ musisz się doszkolić, a jeżeli chcesz sobie przejść na podkomisarza, to czas, byś podrósł-odrzekłam. Jechaliśmy najpierw przez 65, a następnie skręciłam do 45, w końcu byłam na miejscu. Był zszokowany moimi słowami.

Wysiadłam z biało-granatowego radiowozu. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam przyczepionego zbrodniarza do ściany. Stary menel w podartych ciuchach i niezadbanych włosach. Uczepiony był linami. Krzyczał jak opętany, a ciemnowłosa kobieta leżała na ziemi. Wyjęłam pistolet oraz podjęłam natychmiastowe kroki. Podbiegłam do ofiary, która się wykrwawiała. Kliknęłam słuchawkę na uchu w mały szary guziczek.
-Wezwać pogotowie na 39, kobieta około 40 lat, rana postrzałowa w brzuchu, nieprzytomna-warknęłam. Uciskałam ranę w brzuchu, który przebiła kula na wylot. Ofiara była nieprzytomna.
-Kuźwa Sherlock zajmij się tym idiotą-rzuciłam do chłopaka, a on patrzył na wszystko osłupiały. Gliniarz ocknął się dopiero po upływie kilku sekund.
-No co tak stoisz? Właśnie przejmujesz sprawę-coś odburknął, podszedł do mężczyzny obowiązanego sznurem.

Gdy tylko pogotowie przyjechało, oddałam im krwawiącą kobietę, a sama zajęłam się tym idiotą. Podeszłam do nich z gracją. Skanowałam wzrokiem każdy skrawek uwalonego od krwi ubrania.
-I co masz?-zapytałam. Młody blondyn patrzył wrogo na przerażonego mężczyznę, który wykrzykiwał dwa słowa. Był związany i podpięty nad ulicznym kontenerem na śmieci.
-On wrócił!-krzyczał-On wrócił.. on wrócił-szeptał z przerażeniem w oczach.
-Zamknij się już, ja też wróciłam-wywróciłam oczami-Kto wrócił?-zapytałam raz jeszcze. Brak odpowiedzi. Powtórzyłam pytanie, ale ten tylko machał głową na wszystkie strony. Powtarzał to zdanie, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Z pół obrotu kopnęłam go w twarz. Młody policjant spojrzał na mnie niezrozumiale. Takie postępowanie było wbrew prawu.
-Powiemy, że stawiał opór. W Denver tak się już po prostu dzieje-wzruszyłam ramionami. Zaciągnęłam nieprzytomnego mężczyznę do radiowozu. Zakuła go wpierw w kajdanki. Przyjrzałam się jeszcze raz całemu miejscu i dostrzegłam kartę do gry między cegłami w budynku. Przeraziłam się widząc na niej wielkiego klauna. Była przekreślona na czerwono, a od tyłu było napisane „Znalazł Cię i właśnie ratuje Ci dupę". Twarz mi pobladła i zrobiło mi się automatycznie słabo.
-No to będzie jadka Grayson-warknęłam, szepcząc. Spojrzałam w górę, a postać na dachu zniknęła z pola widzenia. Wściekła oparłam się o ścianę próbując nie tracić równowagi.

——————
Witam po długiej przerwie!!
Moi drodzy musiałam sporo pomyśleć nad fabułą drugiej części, ale nie mogę tej książki zostawić z takim zakończeniem. Musiałam pozmieniać autentycznie trzy czwarte fabuły🦋 Witajcie w drugiej części!
Dziesięć lat później moi drodzy.
Jak to w końcu wyszło?

vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz