2.5 "Cisza przed burzą"

202 19 11
                                    

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Ta kobieta naprawdę istnieje, a ON z nią jest. Grayson się dowie o tym, że to ja wiozłam Dylana. Będę w dupie, bo go nie przywiozłam na czas. W sensie gorsze będzie to jak się dowie kim byłam, ale to mam nadzieje, że jakoś wydłuży się w czasie.
-Co mam teraz z tym zrobić?-zapytałam Browna. Zrobiło mi się automatycznie gorąco.
-W tym momencie nic, bo Payer jest już w samolocie i za 30 minut będzie w Gotham. Johnson nie odwalaj takich akcji, bo inaczej będę zmuszony cię zawiesić. Z innej beczki po 12 masz spotkanie na komisariacie-warknął-A teraz miłego dnia-rozłączył się.

Blondyn patrzył się uważnie na mnie z siedzenia pasażera. Obserwował każdy mój ruch. To jak przymykam oczy i klnę coś pod nosem.
-Dobijemy go w Gotham Johnson-puścił mi oczko, a ja parsknęłam śmiechem i odpaliłam samochód. Chłopak mnie rozwalił na łopatki. Bałam się tej konfrontacji w pewnym sensie. Oddech miałam płytki, aż nie włączyłam na maksa muzyki i odjechałam razem z Sherlockiem w stronę mrocznego miasta.

Basy dudniły w głośnikach, a ja śmiałam się razem z młodym blondynem z całej maskarady. Udawaliśmy Browna i Payera. Młody ma całkiem niezłe poczucie humoru. Mam nadzieje, że znajdzie normalną dziewuchę, bo na jakąś szuję to on nie zasługuje. Koniec zabawy nastąpił dosyć szybko, zaraz po zapaleniu papierosa.

W pewnym momencie spostrzegłam wielki napis "WELCOME TO GOTHAM CITY". Wstrzymałam oddech mimo dymu papierosowego w płucach. Gotham zmieniło się, na ulicach widać było tylko coraz więcej bezdomnych. W kościach czułam, że to będzie bardzo, ale to bardzo długi tydzień. Chłód na mojej twarzy powrócił i raczej już nie zamierzał się z niej ruszać.

***

Dojechałam do motelu na obrzeżach miasta. Tylko na to było mnie stać. Dom mojego dziadka stał się ruiną, więc odpadł. Powykradali z niego każdą wartościową rzecz. Mam, tylko nadzieje że zostały w nim zdjęcia i GCPD ich nie znalazło. Szybko wysiadłam z czarnego rangera i wyjęłam torbę z bagażnika. Sherlock stanął obok mnie już bez swojego zbędnego optymizmu. To miasto odbiera jakikolwiek zapał i uśmiech. Jest kupą gówna i fałszywych ludzi.

Weszłam powoli do niewielkiej klitki z pozrywaną tapetą na ścianach.
-Oh, witamy w Gotham-jak jeszcze raz to usłyszę, przyrzekam ukręcić komuś łeb.
-Dwa pokoje jednoosobowe najlepiej koło siebie-rzuciłam patrząc na łysego, grubego gościa za ladą.
-Jest tylko jeden pokój-znudzonym wzrokiem przyjrzał się mi oraz blondynowi.
-Na pewno?-uniosłam jedną brew do góry. Obleśny mężczyzna schylił się nad dębowym blatem, tak, że mieliśmy na równi twarze. Jego stołek był na podeście, więc oczywistym była moja niższość.
-Na pewno laluniu-położył mi przed nosem kluczyki od pokoju nr 12. Przyjęłam je w spokoju i przeszłam schodami na pierwsze piętro, tak jak nakazały mi strzałeczki przyczepione do nich.

Blondyn podążał po mojej lewej stronie w moim tempie, więc nie szedł na równi ze mną i w sumie nawet nie próbował mnie nadganiać. Otworzyłam z impetem drzwi, które ydały z siebie nieprzyjemny odgłos.

Pokój wyglądał na dosyć zdewastowany. Tapety w odcieniach szarości były pozdzierane ze ścian. Podłoga pokryta starymi deskami na sto procent była nie myta przez bardzo długi czas. Zasłony na jednym oknie w całym pokoju pasowały do podziurawionych poduszek na wielkim dwuosobowym łóżku. Ciemnozielone dywaniki po obu stronach stoliczka z białym obrusem nieźle komponowały z klimatem pomieszczenia.
-Dobra, odwołuje to, żebyś spał na kanapie-zniesmaczona spojrzałam jeszcze raz na dwie pościele poskładane na łóżku.
-A miałem na niej spać?-skierował zdziwiony wzrok na pożarty przez myszy tapczan.
-Nie wnikaj-machnęłam ręką. Ten pokój przypominał mi czasy z lat nastoletnich. Zdecydowanie dużo razy musiałam żyć w gorszych warunkach. Telefon zadzwonił z budzikiem na jedenastą pięćdziesiąt.
-Jedziemy na komisariat młody-rzekłam odstawiając torbę pod duża warstwą poduch.

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz