Sparaliżowało mnie na widok chłopaka, w sumie to już bardziej mężczyzny. Tak dawno go nie widziałam. Tak bardzo nie chciałam go zobaczyć. Cholera. Chyba dostawałam wewnętrznego ataku paniki.
-Irelia Johnson, komisarz DPD-wiedziałam, że mój głos mu wszystko przypomni. Nie wiedziałam natomiast jak zareaguje-Chcemy porozmawiać z pańską żoną-patrzyłam mu prosto w oczy. Oby się nie zorientował. Huh, mało prawdopodobne.Nie znamy się.
Jest dystans.
Nie przyznam się do niczego co powie.
Takie zasady postanowiłam wprowadzić od tej sekundy. Lekko otworzył buzię ze zdziwienia. Mam nadzieje, że głos mu jednak gówno przypomni. Nie miał bladego pojęcia co powiedzieć, lecz powód był chyba inny. Nie jestem już tą osobą, o której myślisz. Oddech miałam miarowy
-My się znamy?-zapytał. Niepewność to rzecz jaką wręcz emanował w tym momencie.
-Przykro mi, ale nie wydaję mi się-odpowiedziałam pełna powagi-Możemy porozmawiać ze Stephanie Grayson?-pokazałam mu jeszcze raz odznakę.
-Tak-odpowiedział zmieszany-Zapraszam-zaprowadził nas do pokoju kobiety. Wewnętrznie czułam się jakby ktoś mnie postrzelił. Ciekawe czemu. W sumie już i tak mam jedną bliznę nad pępkiem przez gościa, który przede mną stał. Natomiast Sherlock szedł ze mną ramię w ramię.Weszliśmy do małego pomieszczenia z trzema łóżkami. Na jednym z nich leżała, dosłownie, nędzna podróbka dawnej mnie. Zakpiłam w myślach. Była tylko trochę niższa. Bezradnie wpatrywała się w sufit pod białą pościelą waląca płynem do dezynfekcji. Przywitałam się z nią i usiadłam koło łóżka. Inne pacjentki znajdowały się w śpiączce, więc tajność będzie zapewniona.
-Dobrze jest pani w stanie zeznawać?-dopytałam.
-Tak-odpowiedziała cienkim głosem. Blondyn w skórzanej kurtce, automatycznie oparł się o jej łóżko. Ukradkiem rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie.
-Pamięta pani sprawcę ataku? Jeśli tak proszę go opisać-rzekłam sucho. Wyjęłam ołówek z kartką. Kiwnęła głową powolnie, przymykając oczy.
-Miał kominiarkę i kaptur. Kolory głównie czarne, pamiętam jeszcze tatuaż na lewej ręce, o tu-pokazała górną część dłoni pod nadgarstkiem-To chyba był znak yin-yang-odsapnęła.
-Jakieś znaki szczególne?-dopytałam.
-Blond włosy, wystawały mu spod kaptura, ale nie były długie. Może jeszcze pieprzyk koło nosa, nie wiem po jakiej stronie, nie pamiętam, a może to był po prostu tatuaż jakiś-zawahała się. Zmarszczyłam lekko brwi.
-Był w tatuażach całościowo?
-Tak, miał coś na twarzy, ale cały w nich nie był. Widziałam trochę twarzy i dłonie.
-Dobrze, czy znała pani tego osobnika-pokazałam zdjęcie Ottona Vettera, czyli zakładnika z fabryki oraz zdjęcie Cottona - mordercy Coccevskiej.
-Tego tak-wskazała na Vettera.
-Kiedy ostatni raz go pani widziała?
-To on-spojrzała na mnie. Jakim cudem to mógł być on?
-Kiedy?-nacisnęłam na słowo.
-To było jakieś dwa dni temu-odpowiedziała-To on mnie napadł.Milczałam. Nie powiem jej tego, że był w fabryce i nie żyje od właśnie dwóch dni. Co miałam powiedzieć? Czy Vetter miał jakąś rodzinę? Nie no ni cholera! Nie da rady!
-Dobrze czy napastnik powiedział cokolwiek?-zapytałam. Lekko się zawahała. Miałam wrażenie, że ona cholernie kręci.
-Um-zastanawiała się-Nie mogę sobie przypomnieć-taka odpowiedz mnie wkurzała najbardziej w śledztwie. Ciężko było wtedy stwierdzić, czy kręci.
-A brała pani może jakieś leki przed napadem?-uniosłam brew-Na pamięć albo częste bóle głowy?Słyszałam jak Sherlock się obruszył oraz czułam na twarzy jego palący wzrok, że zadałam bezczelne pytanie.
-Tak-odpowiedziała-Na sen i na bóle głowy-skrzywiła swój sztuczny uśmiech.
-Gdzie je pani kupowała?-zagadnęłam. Zapisywałam wszystko na kartce, a mój towarzysz zapewne wszystko nagrywał.
-W aptece przy komisariacie-skrzywiła się-Albo może nie... tak.. na pewno nie-szybko się wycofywała. Nie pasowało mi to. Musiałam mieć dowody, że jest cholera w coś wplątana. Na jakiej zasadzie mam ją zatrzymać? Wstałam.
-Dobrze tyle wystarczy. Przyślę tu policjanta. Zrobimy to dla pani bezpieczeństwa-rzekłam z powagą. Nic nie poradzę na to, że stałam się dosyć oschła w Gotham. Teraz nawet blondasek mnie nie pocieszy. Kobieta się obruszyła.
-Oh spokojnie mój mąż jest detektywem-nagle wróciło jej mnóstwo siły. Spojrzałam na partnera. Muszę coś na nią znaleźć, bo gra mi na nerwach i zdecydowanie coś jest nie tak.
-Wolę mieć Panią na oku-mrugnęłam do niej-Dziękuję, miłego dnia-odwróciłam się na pięcie.Nie będę się pieprzyć z jakąś dziewczyną o to, że już ma ochroniarza. W dupie to mam muszę mieć zaufanych ludzi tutaj. Wychodząc z pomieszczenia zadzwoniłam automatycznie do Madisona - kolegi z akademika. Warto mieć znajomości.
-Przepraszam-zatrzymał mnie wydoroślały już chłopak-Czy mógłbym się czegoś dowiedzieć-pokazał swoją odznakę, na której widniało to imię i nazwisko.
-Pan Grayson-uśmiechnęłam się sztucznie-Czego pan oczekuje?-wyjęłam z kieszeni okulary przeciwsłoneczne i założyłam ja na głowę.
-Chcę się dowiedzieć co z moją żoną-zażądał.
-Jako mężowi mogę powiedzieć, tylko że Panna Payer-zatrzymałam się-Oh przepraszam. Pani Grayson-spojrzałam mu w oczy-Jest na razie czysta, przysyłam tu znajomego z policji. Będzie ją miał na oku, by nie wywinęła czegoś. Wie Pan. Środki ostrożności-przechyliłam się lekko w jego stronę.
-Przepraszam, co?-wybałuszył oczy.
-To co Pan słyszał-odezwał się Sherlock-Na razie będzie tu leżeć, a potem zobaczymy-chyba najwyraźniej chciał już iść, bo tupał jedną nogą ze zdenerwowania.Uśmiechnęłam się na swój sposób, taki firmowy uśmieszek. Rozłożył go chyba na łopatki, gdyż rozchylił lekko usta. Czyżby coś mu przypomniał? Oby nie.
-My się na pewno nie widzieliśmy wcześniej?-zapytał ciężej oddychając. Założyłam błyskawicznie czarne ray-bany na nos.
-Do zobaczenia, Panie Grayson-odwróciłam się i szłam w stronę windy, nie chcę mi się schodzić po schodach. Nie mam siły. Stanęłam z blondaskiem u boku w metalowej puszce na przeciwko Dicka.
-Do zobaczenia Panno Johnson-odpowiedział jakby zaciekawiony.Takie spotkanie po latach? Że mnie nie poznał? Nie, to jest wręcz niemożliwe. Albo był tak tępy jak ja, gdy spotykałam się z nim jako i z Robinem, i z Dickiem, albo cholera teraz mnie poznał. Jechałam z Blackiem obok w samochodzie do apteki. Zadzwoniłam szybko po Madisona, by pojechał do szpitala. Znajomy z czasów akademii. Dobrze mieć do kogo dzwonić.
-Znaliście się prawda? Czytałem o tym, że przyjechałaś z Gotham-spojrzał ukradkiem w moją stronę.
-Tylko on o tym nie wie-rzekłam półgłosem. Serce biło mi cholernie wolno jak na chaos w mojej głowie.
-Jak?-zapytał.
-Koniec pytań. Idziemy dorwać drani z apteki i popytać o Vettera blondasku-chciałam wysiąść z auta. Muszę zapalić za chwilę fajkę. Nie wiem tak naprawdę co mam w tym momencie w głowie. Tego się spodziewałam? To całe spotkanie? To wszystko? Z zamyślenia wyrwał mnie Sherlock. Złapał szybko mój nadgarstek.
-Może kiedyś mi powiesz-spojrzał mi w oczy. Dreszcz przebiegł po całym moim ciele. Od stóp do głowy. Oddech ustał, a głowa zaczęła pulsować.Wciągnęłam powietrze ze świstem. Czułam się jak nastolatka. Wysiadł przede mną z auta.
Co do jasnej cholery się stało?
——————
Hejka
BOŻE ŚWIĘTY 14,5 tysiąca. Jesteście cudowni! Chcę wam baaaaardzo podziękować! ❤️❤️❤️
Tak naprawdę dzięki wam to jeszcze piszę hahvlovlyx
![](https://img.wattpad.com/cover/152682072-288-k633722.jpg)
CZYTASZ
R u sure? Robin? | I,II część
FanfictionPierwsza i Druga część❤️ OSTATNIA AKTUALIZACJA: 15.05.2020. ; 22:18 "-Zostaw mnie-zatrzymałam się, by wreszcie to zrozumiał. -Proszę-zbliżył się o krok. -Czy ty człowieku rozumiesz, że ledwo cię znam i nawet nie mam zamiaru bliżej poznać...