"Trening"-22

530 31 26
                                    

Myślałam o tym, czy mogłabym w ogóle żyć tak jak Robin i Kid Flash. Mogłabym tak walczyć z przestępczością. Przecież to chore, miałabym latać w takim kostiumie jako superbohaterka? A nawet jeśli by mi się udało? Nie, nie mogę. Nie zrobię tego. Nie umiałabym prowadzić takiego trybu życia. Nawet jeśli miałabym taką drużynę jaką jest Liga Sprawiedliwych, to na pewno by mi nie ufali, bo miałam ojca przestępcę. Nie wliczając w to oczywiście tego, że kradłam kiedyś rzeczy. Krople deszczu zaczęły uderzać o nas jak pociski, przez prędkość.

-Jesteśmy na miejscu. Leć do przyjaciela-powiedział stając przed bramą-Powiedz mi czy chcesz dołączyć do nas co?
-Powiem Ci-spojrzałam na niego, po czym zaczęłam iść do drzwi frontowych. Słyszałam już tylko pisk opon i dźwięk silnika. Weszłam do domu zdejmując czarny płaszcz.
-Panienko!-przyszedł Alfred-Wszyscy się niecierpliwili-powiedział zabierając mnie całą przemoczoną od deszczu do salonu. Przyniósł mi ręcznik i kazał biec do łazienki. Wykonałam polecenie, jednak cicho, by nikogo nie obudzić. Bruce pewnie siedział do późna w biurze, a Dick śpi.

Siedziałam pod prysznicem przez dłuższy czas. Myślałam o Zoey, o tym gdzie dziś pojechałam i o Robinie, Kid Flashu. To się wiąże z tym, że zostawię tu Dicka. Jednak z drugiej strony mogłabym tam pojechać i im pomóc w jakikolwiek sposób, lecz żebym mogła stąd wyjechać muszę podomykać pewne sprawy.

Siedziałam nad stołem w jadalni i grzebałam w talerzu pełnym makaronowych klusek. Było po ósmej rano. Dick siedział w szkole, bo był poniedziałek. Bruce jeszcze nie poszedł do pracy, tylko siedział nad jedzeniem obok mnie.
-Co poniedziałek nie zaczął się po twojej myśli?-zapytałam.
-Niestety tak. Dick nie chciał iść do szkoły i zrobił mi awanturę-westchnął zjadając swoje śniadanie.
-Super, jeśli ta szkoła jest taka okropna to ja podziękuję-wsadziłam sobie kluski do buzi.
-Pójdziesz do szkoły od przyszłego roku-spojrzał na mnie.
-Spoko-mruknęłam dalej jedząc.
-Ja już idę do pracy, Alfred zostanie z tobą do piętnastej. Wtedy ma wrócić Dicky-uśmiechnął się zjadając ostatni kęs jajecznicy i wstał od stołu. Zostawił mnie samą, żegnając się w progu drzwi.

         Siedziałam sama przez jakiś czas, aż w końcu stwierdziłam, że wezmę się za szukanie tych drzwi, do których dostałam klucz. Poszłam po niego do pokoju.
-Gdzie ty jesteś-szepnęłam przeszukując szufladę za szufladą-Tu cię mam-wyjęłam go. Przy okazji pociągnęłam za sobą karteczkę od naszyjnika, który dostałam od Dicka. Zrobiło mi się ciepło na sercu. „Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje... To moja stokrotka z jednym z listków... Odgadnij to." Tylko który? Który z listków, bo na razie jedyne co mi ukazuje to to, że mnie szanuje. Jestem ciekawa co tam jest w tej jego główce. Wyszłam na korytarz z kluczykiem i skierowałam się najpierw na prawo. Sprawdzałam po kolei każde pomieszczenie.

         W pierwszym był chyba pokój gościnny, więc tylko się rozejrzałam. W następnym była łazienka, więc ją ominęłam. W trzecim mieściło się wielkie łóżko i szafa. Weszłam głębiej do czwartego, bo okazało się, że znajdowała się w nim biblioteka. Jednak nic nie mogłam znaleźć. W końcu zdecydowałam się pójść do kuchni po kakao i usiąść w salonie przy radio z materiałami od chemii i fizyki.
-Panienka chciałaby może czegoś?-zapytał starzec.
-Nie, dziękuję Alfredzie, mam już kakao-uśmiechnęłam się-A tobie może w czymś pomóc?
-Nie Panienko, nie trzeba, wreszcie mogę posiedzieć i odpocząć-uśmiechnął się chwytając gazetę.
-Znałeś mojego ojca? Nigmę?-zapytałam. Spojrzał na mnie, odkładając gazetę.
-Owszem, znałem go. Jeszcze wtedy jak był kryminologiem-uśmiechnął się niemrawo-Był dziwnym mężczyzną, przerażającym w pewnym sensie.
-Dlaczego się taki stał?-dopytałam-Czemu stał się psychopatą?
-Z tego co powiedział mi mój znajomy to ponoć zabił kochanka swojej niedoszłej ukochanej, której też odebrał życie-rzekł-Potem wrobił w morderstwo jednego z lepszych ludzi jakiego poznałem-zamyślił się. Mój ojciec zabił z miłości Jezus Maria. Podziękowałam Alfredowi za rozmowę i udałam się do siebie. Czekałam teraz już tylko na swojego przyjaciela.

         ***

         Przebrałam się w czarne dresy i szarą za dużą koszulkę z logiem jakiejś firmy. Założyłam bordowe trampki i związałam włosy w kitkę. Nie będę czekać na niego w nieskończoność. Muszę dziś odbyć trening, bo inaczej wypadnę z obiegu, a tego bym nie chciała. Skierowałam się na salę, by przygotować worek i ciężarki.
-No nareszcie przyszłaś!-uśmiechnął się.
-Co ty tu robisz?-zapytałam, mrużąc oczy.
-No jak to co, czekam na ciebie, już wszystko przygotowałem!-pokazał gestem ręki, że wszystko już jest gotowe. Uniosłam wysoko brew i podeszłam do niego na odległość jednego metra.
-Zatem zaczynamy!-zaklaskałam. Zaczęliśmy od rozgrzewki, która trwała może z jakieś dwadzieścia minut. Potem przeszliśmy do drążków. Musiałam wytrzymać pięć minut zwisając.
-Zaraz mi głowa pęknie chłopie!-rozkołysałam się i złapałam następną metalową rurkę, po czym wylądowałam. Spojrzałam na niego.
-No co się lampisz?-zapytałam.
-Myślę-nadal stał i się patrzył.
-A nad czym to? O tym, że znowu będziesz miał pod okiem śliwę?-uniosłam brew ioparłam się jedną ręką o biodro.
-Nie, ale chętnie się zrewanżuję, więc zapraszam na matę-powiedział zdejmując bluzę. Miał na sobie szary, lekko za duży podkoszulek, do tego pasujące czarne dresy i addidasy.
-Zatem chodźmy-ustawiłam się na macie, zdejmując buty. Chłopak poszedł w moje ślady.
-Gotowa?-zapytał ustawiając się.
-Jak nigdy-uśmiechnęłam się zadziornie.

         Pierwszy zaatakował on. Uniknęłam jego ciosu, po czym uderzyłam go w nerki z półobrotu. Złapał moją nogę i ją trzymał. Szybko zareagowałam, podskakując oraz uderzając go z wolnej nogi w ramię. Przekręciłam się w powietrzu i upadłam razem z nim. Uwolnił moją nogę, więc zrobiłam fikołek w tył. Podniósł się po czym czekał, aż zaatakuję.
-Nie odpuszczasz?-zakpiłam widząc jego siny bok.
-Ale ty jesteś wredna czasami-zaśmiał się uderzając we mnie z półobrotu. Przekręciłam się, lecz złapałam jego nogę i ją przeciągnęłam. Miałam wrażenie, że skądś znam już jego styl walki, ale to odrzuciłam, robiąc unik, gdy chciał mnie zaatakować.
-No wiem, mam to we krwi po ojcu-zaatakowałam go z wyskoku, chcąc uderzyć go z prawego sierpowego, ale złapał moją rękę i przyciągnął. Przez to straciliśmy równowagę, a potem się wywaliliśmy. Niefortunnie wylądowałam na nim.
-Jesteś lekka jak piórko wiesz?-zapytał patrząc mi w oczy.
-Jesteś bardzo nieszczery wiesz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Oby na pewno Stokrotko?-ciągle utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Serce mi waliło jak sto pięćdziesiąt. Nie mogłam dłużej tak wytrzymać, więc próbowałam wstać. Wyglądało to dosyć niezdarnie, ale usiadłam obok i zakryłam jedną ręką twarz. Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć.
-Zawstydziłem Cię?-zaśmiał się-Wspaniałą Stokrotkę?-spojrzał na mój naszyjnik.
-O, przestań już tak słodzić-przewróciłam oczami i przyjrzałam się chłopakowi.
-Czy ja słodzę? Myślałem, że nie da się osłodzić takiej gorzkiej osoby jak ty-uśmiechnął się chytrze i przybliżył do mnie na jakieś 10 centymetrów odległości. Skrępowało mnie to.
-Czasem może pozory mylą-puściłam do niego oczko po czym wstałam. Pociągnął mnie za rękę w dół, więc wyrwałam ją i zrobiłam nad nim salto.
-Czy choć raz możesz się nie dystansować-wstał za mną.
-Ale, ja-przełknęłam ślinę, gdy znów się do mnie zbliżył. Patrzyłam w każdą inną stronę tylko nie na niego.
-Spójrz na mnie-złapał mnie za podbródek. Serce wyskoczyło mi z klatki piersiowej słowo daję.
-Muszę już iść-powiedziałam-Spotkamy się potem-dałam mu causa w policzek. Zanim odeszłam spojrzałam jeszcze raz na niego, lecz nic nie powiedziałam.

------------
Hejka
Okay czas na wytłumaczenia. Niestety, ale mnie odizolowano od komputera na dosyć długi czas, ze względu na to, że musiałam zaopiekować się pewną osobą, bo złamała dwie nogi. Z początku był to kabaret, uwierzcie, ale że teraz są ferie (wreszcie, alllllleeeeellluuuuuuuujjjjaaa) to mogę mieć trochę wolnego. Postaram się dziś wstawić trzy części, ale zobaczę czy mi się uda, a takim oto sposobem rozpoczynamy maratonnnn na sześć części.

vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz