"Czasu niedługo może braknąć" - 19

564 33 12
                                    


Zadawałam ciosy workowi treningowemu tak mocno jak, tylko potrafię. Wyładowywałam swoją złość na nim przez kłótnię z Dick'iem. Tym razem nie poszło o to, że nie będę się z nim biła, by trenować. Po ostatniej walce ja miałam zwichnięty nadgarstek, a on śliwę na twarzy.
-Woah, zaraz kogoś zabijesz-ktoś się zaśmiał. Myślałam, że to Dick.
-Czego chcesz-warknęłam odwracając się-O, sorry myślałam, że to kto inny.
-Nic się nie stało słodziutka-mrugnął do mnie i stanął za workiem treningowym. Odkręciłam się na pięcie w jego stronę.
-Nie mów do mnie słodziutka, bo dostaniesz w tą buźkę-zdjęłam rękawice bokserskie.
-Dobra-uśmiechnął się.
-Ostatnio nie za miło mnie pożegnałaś-popchnął worek do mnie.
-A potrzebujesz miłego pożegnania?-uniosłam brew.
-No wiesz co, dbaj o przyjaciół!-zrobił minkę smutnego psa.
-Już z jednym się ciągle kłócę-mruknęłam zatrzymując worek.
-Przepraszam bardzo, czy mam być zazdrosny?-zapytał.
-Nie, raczej nie-walnęłam w worek.
-A któż to taki-dopytał trzymając worek.
-Mój przyjaciel, któremu ufam, ale nie powiem mu tego, bo boje się, że go cholernie zranię jak tylko będę musiała go opuścić. Jutro wigilia, a ja dla niego nadal nie mam prezentu, a dla Pana Wayne'a i Alfreda już mam-walnęłam w worek nogą.
-Wiesz, zawsze możesz mu to powiedzieć jutro-uśmiechnął się-Lecz nadal coś mi nie pasi, czemu nie możesz z nim porozmawiać?
-Bo jak już się przeprosimy to na następny dzień się kłócimy. Nie widzę sensu, by się godzić, skoro i tak się pokłócimy. Lepiej żyć w kłótni, niż ciągle wysilać się o zgodę-powiedziałam.
-Czasem lepiej się wysilać o zgodę, bo kiedyś może być za późno. Kiedyś może zabraknąć tych kłótni-szepnął. Zatrzymałam się. Miałam mętlik w głowie.
-Czemu tak mówisz? Mamy dopiero 16 lat, a on przeżyje jeszcze z jakieś siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt lat, a my się pożegnamy może za jakieś dwa!-wrzasnęłam uderzając o worek.
-Porozmawiaj z nim. Zakończ z nim spór-podszedł-Daj mu szansę.
-Sama bym chciała wiedzieć jak to zrobić-szepnęłam-Idź już za nim cię zobaczą. Muszę pomyśleć-rzekłam i wyszłam z sali. Ten za to wyszedł oknem. Zastanawiałam się co to miało znaczyć.

         Siedziałam w pokoju zastanawiając się, co bym mogła zrobić albo kupić dla tego uparciucha. Patrzyłam się w okno za którym słońce zmierzało ku zachodowi. Przebrałam bluzkę i spodnie na ciepłe dresy z bluzą. Stwierdziłam, że najlepiej będzie jak pogodzę się z Dick'iem i pójdziemy razem na miasto. Przy okazji dowiem się co by chciał dostać. Poszłam do jego pokoju i zapukałam.
-Halo?-zapytałam wchodząc do niego. W pokoju nie zastałam nikogo. Wzruszyłam ramionami i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Pewnie poszedł do Bruce'a, więc poszłam do gabinetu. W nim też nikogo nie było.

         W końcu się zdenerwowałam i wyszłam drzwiami frontowymi. Dwugodzinny spacer do centrum mi nie zaszkodzi. Miałam w kieszeni sto dolarów, bo uzbierałam. Pójdę do Zoey, może ona będzie miała czas i ze mną pójdzie do jakichś sklepów. Szłam szybko, a raczej trochę biegłam.

Dotarłam do hali z bezdomnymi. Wbiegłam po schodach na strych do Zoey.
-Zoey-otworzyłam drewniane drzwi.
-Kto tam?-zauważyłam ją przerażoną w rogu z bronią celującą we mnie.
-Hej spokojnie, to tylko ja. To ja, Shall-uspakajałam ją gestem rąk. Zabrałam jej pistolet.
-Co się dzieje-zapytałam siadając przy niej. Zaczęła płakać mi w ramię.
-On mi grozi-zaszlochała-Mam tylko 16 lat i pracuję już, nie chodzę nawet do szkoły.
-Kto i czemu ci grozi-zmarszczyłam brwi.
-Mój szef, mam handlować narkotykami-załkała.
-Zmień pracę, pomoże ci to-poklepałam ją po plecach.
-Ale on naśle na mnie gorszych niż na ciebie-wytarła łzy.
-Jak to, on na mnie nasyłał ludzi?-odsunęłam się trzymając ją za ramiona-Twój szef nasłał na mnie ludzi?-zapytałam.
-Nie, jeszcze nie, naśle ich na ciebie jak się nie zgodzę. Mam czas do jutra o 15-powiedziała.
-Chodź pójdziemy na zakupy co?-dałam jej rękę i razem wstałyśmy-Odpoczniesz od tego-uśmiechnęłam się. Przytaknęła i się otrzepała. Pomogłam jej zrobić fryzurę, nawet trochę jej pomogłam z twarzą.
-Zatem chodźmy-zamknęła za sobą drzwi. Broń wzięłam za pas. W razie czego mamy dwa pistolet i ostrze. Damy radę każdemu z kim nam przyjdzie walczyć.

------
Hejka
Dziś taki trochę krótszy rozdział, ale myślę, że nie jest zły. Przepraszam, ze nie wstawiałam, ale nie miałam czasu przez szkole 🙄

vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz