"Ale ja cię znam..." - 13

753 40 5
                                    

(Uwaga piosenka się odnosi do ostatniego fragmentu tego rozdziału)
   Odeszłam od dziewczyny i szłam przed siebie z jakieś pół godziny, aż nie zakręciłam w uliczkę. Wlazłam na schody i czekałam już tylko na tego, który mnie szukał. Wyjęłam pistolet i pamiątkę po Robinie. Mężczyzna wszedł do uliczki rozglądając się. Szedł dalej w głąb, więc czekałam, aż minie schody. Zaatakowałam. Rzuciłam mu w prawe ramię ostrze, a dodatkowo strzeliłam w  kostkę. Upadł natychmiast, a sama do niego zeskoczyłam celując z broni palnej.
-Kim jesteś i czego chcesz?-warknęłam i przygniotłam go do ziemi. Jęknął  bólu.
-Jeśli mi nie powiesz to wyrwę ci to ostrze i się wykrwawisz, bo właśnie przecięłam ci tętnice-wbiłam ostrze głębiej. Krzyknął.
-Jestem kolegą twojego taty, kazali mi cię znaleźć-wydyszał. Przygniotłam mu plecy kolanem i trzymałam go za jego kołnierz od kurtki, bo za włosy to praktycznie nie mogłam złapać, bo był łysy.
-Czemu?-nie chciał nic powiedzieć-Czemu?!-powtórzyłam przyciskając mu lufę do tyłu głowy.
-Chcą z tobą pogadać, chcą wynegocjować twoje miejsce w rankingu w barze, a poza tym wisisz przysługę u Jokera za wtedy-skamieniałam.
-Przekaż im, że już i tak jestem na pierwszym miejscu w skali chęci wypatroszenia tej całej gromadki-syknęłam i uderzyłam mu w tył głowy rączką od pistoletu. Stracił przytomność. Przeszukałam go miał telefon w prawej kieszeni spodni. Wykręciłam numer alarmowy i zadzwoniłam na pogotowie. Powiedziałam, gdzie leży mężczyzna, od razu po poinformowaniu ich rozłączyłam się i zniszczyłam komórkę wrzucając ją w śmietnik. Oberwałam mu kawałek koszulki i zacisnęłam materiał nad raną. Wyjęłam ostrze, po czym wyczyściłam je o śnieg. Na całe jego ciało rozsypałam śnieg, by tylko nie było moich odcisków palców. Stopił się od razu, a sama wlazłam na budynek i ukryłam się na dachu.

Myślałam o tym gdzie mogę znaleźć jakieś informacje na temat Nigmy i Jokera. Jedyna opcja jaka została to bar. Musiałabym się ogarnąć i zmienić w kogoś zupełnie innego. Poszłam do hali bezdomnych. Wiedziałam, że mogę tam spotkać kogoś kto może mi dać tkaniny, igłę i nicie za przysługę. Szukałam wzrokiem jakiejś kobiety z takimi rzeczami i faktycznie była. Pod namiotem miała stoisko z wszystkimi mi potrzebnymi rzeczami.
-Dobry-kiwnęłam głową.
-Witaj młoda damo, czego ci potrzeba-zachrypiała cała przerażająco uśmiechnięta.
-Czarny materiał 2m na 2m, igłę i czarną nić. Fajnie by było, gdyby były jeszcze farby do twarzy-powiedziałam.
-Co dostanę w zamian?-uniosła brew.
-A czego chcesz?-zapytałam.
-Dostarczysz mi Travisa Nitroia na pojutrze, muszę z nim porozmawiać-rzekła.
-Bez tych rzeczy na pewno mi się nie uda, bo mogą mnie nagrać kamery-przygryzłam policzek od środka, udając.
-Zgoda, pojutrze o 7 na rogu Street St Paul's-dała mi wszystko. Podziękowałam jej i weszłam na dach trzymając reklamówkę. Przeskoczyłam na następne budynki, by tylko dojść do swojego mieszkania. Wchodząc do niego zdjęłam kurtkę i szalik. Zaczęłam szyć. Myślę, że ta peleryna nie będzie taka zła. Przypomniał mi się sen, lecz zrzuciłam to na wyobraźnię. Do 19 skończyłam. Minęło prawie 10 godzin od tego jak zaczęłam. Miałam poranione palce, ale dało się przeżyć. Za godzinę musiałam być na szczycie Wayne Corporation. Spokojnie poszłam sobie chodnikiem do budynku. Myślałam o tym czy zrobiłam źle odchodząc od ojca. Jak dotarłam, recepcjonistka spojrzała na mnie niepewnie, chciała wezwać ochronę.
-Przepraszam, chciałam zapytać gdzie jest toaleta-grzecznie powiedziałam.
-Oh, oczywiście, toaleta jest prosto i w prawo.
-Dziękuję!-poszłam w tamtą stronę udając, że naprawdę zaraz nie wytrzymam. Weszłam na schody pożarowe i wbiegałam. Nie wytrzymałam przy dziesiątym piętrze, więc wjechałam windą kuchenną. Przedostałam się na dach i już tylko czekałam na Zoey.

Z góry Gotham City wydawało się o wiele mniejsze. Samochody trąbiły, dzieci płakały, a niekiedy słychać było strzały. Wszystko wydawało się takimi błahymi sprawami w obliczu wysokości.
-Sonya?-usłyszałam za sobą męski głos. To był Dick.
-Jezus Maria nie strasz mnie-złapałam się teatralnie za klatkę piersiową.
-Co tu robisz?-uniósł brew.
-Nie ważne-wstałam-Czekałam na kogoś, ale się nie zjawił-wstałam i się przepchałam w drzwiach. Złapał mnie za ramię.
-Nie rób mi tego znowu-poprosił. Nie rozumiałam o co mu chodziło. jego oczy wyrażały ogromny ból i smutek.
-Czego niby? Znam cię może z 2 dni!-zirytowałam się.
-Nie zostawiaj mnie, proszę, chcę z tobą pogadać-szarpnął mną zaaferowany.
-Daj mi spokój dobra-wściekła wyrwałam rękę z uścisku. Byłam tak na niego zła, że ciagle do mne się zbliża, do kłopotów. Odwróciłam się, by pobiec do schodów. Zaczęłam zbiegać co 3 schodki.
-Sonya! Czekaj!-chciał mnie znów zatrzymać.
-Zostaw mnie-zatrzymałam się, by wreszcie to zrozumiał. Spojrzałam mu w oczy z wyrzutem.
-Proszę-zbliżył się o krok.
-Nawet Cię nie znam tak jakbym chciała, zostaw mnie człowieku. Nie chce cię poznać, nie chce być twoją znajomą, rozumiesz-odwróciłam się.
-Ale ja cię znam-szepnął, chcąc mnie złapać za dłoń. Zabrałam rękę by nie mógł tego zrobić.
-Nie. Nie znasz mnie-zatrzymałam się na stopniu schodów-I nigdy nie znałeś-zbiegałam dalej po schodach zostawiając go. Słyszałam krzyk. Bezradny.
-Ja cię tylko chronię-szepnęłam, zbiegając.

--------
Hejka
Wiem, tak trochę jakoś się przykro zrobiło :(, sama jak to pisałam musiałam mieć czekoladę, by zatopić swoje smutki w niej. Następny rozdział za parę dni!

vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz