"D. to D.?"-34

380 24 19
                                    

Wysiadłam z autobusu pod wieżowcem Wayne Enterprises. Za mną stał chłopak o blond włosach. Do tej pory się nie odezwał. Spojrzałam na ogromny napis na wieżowcu. Źrenice mi się rozszerzyły. Jak będę ciągle przeżywać takie napady wspomnień to umrę. Widziałam jak mnie zabiera ze sobą helikopterem.
-Co chcesz zrobić teraz?-usłyszałam Matta.
-Znaleźć kogoś-zwróciłam się do niego-A teraz tu się nasze drogi rozchodzą-odwróciłam się na pięcie do wieżowca. Jak już ktokolwiek ma wiedzieć jak odzyskać pamięć, to właśnie ostatni z Wayne'ów.
-Uważaj na siebie-powiedział blondyn. Albo ze mnie kpił, albo wiedział coś czego nie wiem. Zignorowałam go, po czym wbiegłam przez szklane drzwi.

Recepcjonistka, gdy mnie zobaczyła zamarła. Chwyciła słuchawkę i chciała zacząć dzwonić do centrali. Podniosłam bordowy sweterek, by pokazać jej broń.
-Ani mi się waż-warknęłam. Wbiegłam na schody przed ochroniarzami. Z prędkością światła wskakiwałam piętro po piętrze, aż nie dotarłam do dziesiątego. Przypomniałam sobie zamach. Otworzyłam szeroko oczy. Zamknęłam powoli drzwi, by nie skapnęli się, że jestem na dziesiątym piętrze. Podeszłam do biura za szklaną szybą. 
-Panie Fox?-zapytałam, wchodząc-Proszę, muszę zadzwonić do Bruce'a Wayne'a-patrzyłam mu głęboko w oczy.
-Panienko Nygma, proszę usiąść-zaczął wstawać z miejsca. Podeszłam o dwa kroki bliżej. Zmierzyłam go wzrokiem. Wykręcił numer w komórce po czym zadzwonił.
-Panie Wayne. Nasza zguba wróciła-lekko się uśmiechnął do telefonu.

***

         Nie minęło pięć minut, a usłyszałam jak ktoś wbiega do gabinetu czarnoskórego mężczyzny. Przez pierwsze sekundy w ogóle się nie odwracałam, aż nie poczułam ręki na ramieniu.
-Umiesz o siebie zadbać-powiedział Bruce.
-No, nawet uciec od Jokera-uśmiechnęłam się na widok lekko poważnego mężczyzny. Unosił jeden kącik ust.
-Moje gratulacje-rzekł. Przytuliłam go tak mocno jak mogłam. Stęskniłam się za tym. Teraz będzie wszystko dobrze.
-Chodź do domu-pociągnął mnie za ramię. Miałam wrażenie, że dobrze zrobiłam nie zabijając Matta. Nie zawiodłam Bruce'a. Jestem dobrym człowiekiem.

         Jechałam razem z dorosłym mężczyzną zwykłym czarnym klasykiem z lat 90-tych. Siedziałam na przednim siedzeniu, które okryte było czarną, skórzaną tapicerką. Mały, zielony woreczek kołysał się z prawej na lewą pod przednim lusterkiem. Zapach jodły unosił się po całym samochodzie. W radio leciała spokojna muzyka. Coś między muzyką klasyczną, a muzyką nowoczesną. Nim się zorientowałam, stałam w salonie przed Alfredem.
-Hejka Alfred-uśmiechnięta przytuliłam się do siwego mężczyzny.
-Oh, Panienko, nawet nie wie panienka jak się martwiliśmy!-objął mnie.
-Sonya?-usłyszałam za sobą.

         Powoli się odwróciłam, czując dreszcze wszędzie. Spojrzałam w te zielono-niebieskie oczy. Widziałam w nich troskę, szczęście, odchodzący smutek. Kruczoczarne włosy już lekko przydługie opadały swobodnie na jego czoło. Dzieliło nas jakieś 6 metrów. Lokaj wraz z nietoperkiem wyszli, a ja mogłam na spokojnie porozmawiać z chłopakiem, którego pamiętałam i miałam wrażenie jakbym coraz bardziej znała. Podszedł do mnie o pięć kroków za bisko. Cały świat wirował. Milion wspomnień przechodziło mi przed oczami. Dotknął dłonią mojego policzka.

„Szybko przedostawaliśmy się do centrum, by tylko przejść na drugą stronę miasta. Najlepiej było dachem, więc wdrapałam się po drabinkach na jeden z takich średnich budynków.
-Dajesz-zawołałam do chłopaka z góry. Ten się uśmiechnął i wskoczył na drabinki. Wspinał się tak jakby robił to już milion razy, ale wciąż było widać tą niepewność. Podałam mu rękę i teraz stał obok mnie. Jak tylko stanął na wprost mnie, rzuciłam się biegiem do następnego budynku. Przeskoczyłam przez wyższą zabudowę i spojrzałam w tył. Chłopak pokiwał głową z cwanym uśmiechem.
-Złap mnie-krzyknęłam biegnąc dalej. Przeskakiwałam puste przestrzenie między dachami. W sumie nie liczyło się teraz to czy mam maskę czy nie. Po prostu żyłam."

„Dwójka pachołków Jokera mnie przetrzymywała na krześle, z którego próbowałam zejść.
-Kochana, to nie boli!-zaśmiał się histerycznie-Zaraz sprawię, że zapomnisz o tym chłoptasiu, którego twój ojciec nie lubi i tyle!-na to zaczęłam się szarpać jeszcze bardziej. Nie chciałam zapomnieć o kimś kto był dla mnie tak ważny. Zwłaszcza gdy stracił przeze mnie rodziców. To raczej on powinien zapomnieć o mnie.
-Dobra, Joker-zacisnęłam zęby-Zrobię to i się zgodzę, ale on ma zapomnieć o mnie! Masz mu mnie wymazać z pamięci-spojrzałam na klauna złowrogo. Śmiech napełniony kpiną rozniósł się po pomieszczeniu.
-Ale za to masz mi zabić na moich oczach-szepnął do ucha-Robina, słońce.
-Zgoda-odpuściłam szarpanie się i poczułam na ból, który zapominałam coraz szybciej."

„-Daj mi spokój dobra. Ledwo co cię znam!-wściekła wyrwałam rękę z uścisku. Odwróciłam się, by pobiec do schodów. Zaczęłam zbiegać co 3 schodki. Byłam przerażona.
-Sonya! Czekaj!-chciał mnie znów zatrzymać.
-Zostaw mnie-zatrzymałam się, by wreszcie to zrozumiał.
-Proszę-zbliżył się o krok.
-Czy ty człowieku rozumiesz, że ledwo cię znam i nawet nie mam zamiaru bliżej poznać? Wiesz co to znaczy „Zostaw mnie"?-krzyknęłam. Odwróciłam się. Kłamałam.
-Ale ja cię znam-szepnął.
-Nie. Nie znasz mnie-zatrzymałam się na stopniu schodów-I nigdy nie znałeś-zbiegałam dalej po schodach zostawiając go."

         Całość mnie tak bardzo dobiła, że czułam się jakby mnie skopali po twarzy.
-Dicky?-zapytałam cicho.
-Tak to ja-uśmiechnął się-To ja, a tu, stoisz ty. Wreszcie-przytulił. Łza samotnie spłynęła po moim policzku. Przyczyniłam się do zabójstwa jego rodziców. Pomogłam Tacie zrobić coś czego nie powinnam.

----------
No to nasza Sonya jednak miała jakieś tajemnice. Ej serio nie spodziewałabym się tego po niej, a tu no proszę, a tak w ogóle.

JAK WYŚCIE TO ZROBILI? 4 TYSIĄCE WBIŁO WCZORAJ *_*

Myślałam o tej propozycji maratonu, ale nie jestem pewna czy to będzie dobry pomysł, skoro za chwilę kończymy pierwszą część.
vlovlyx

R u sure? Robin? | I,II częśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz