Rozdział 17 cz. I (47 cz. I)

418 24 0
                                    


"Święta"


Gdy Ron wyjechał Harry z Hermioną przenieśli do Lincoln do Hotelu Tower. Wystawnego i drogiego. W końcu są święta, a więc wypada świętować.  Znowu dwójka przyjaciół wynajęła jeden pokój, ale tym razem z dwoma łóżkami. Gdy już się rozpakowali, Harry oświadczył:

— Chcę się udać do Doliny Godryka.

Hermiona podniosła wzrok z nad czytanej książki.

— Doliny Godryka?

— Moi rodzice tam mieszkali. — wytłumaczył. Już chciał powiedzieć, że tylko jego matka, ale przypomniał sobie o zaklęciu jakiego użył Severus.

Rzucił Obliviate na wszystkich, którzy poznali prawdę o tym,  że to on jest ojcem Harry'ego.

— Ach... Nie uważasz, że to niebezpieczne? — spytała nieśmiało.

— Hermiono, to dla mnie ważne, ale nie musisz ze mną tam iść.

— Przestań, Harry. Oczywiście, że idę z Tobą. No dobrze. To co... jutro? — spytała.

— Jasne.

* * *

Teleportowali się pod peleryną newidką w centrum Doliny Godryka. Rozejrzeli się uważnie wkoło wypatrując podejrzanych osób; jednak nikogo nie było. Popatrzyli na siebie zdziwieni. Harry wzruszył ramionami i skierował się w stronę cmentarza, który był dobrze widoczny z miejsca, w którym stali.

"— Ach, ten śnieg! - szepnęła Hermiona pod peleryną-niewidką. — Dlaczego nie pomyśleliśmy o śniegu? Wszystko przewidzieliśmy, tylko nie to, że będziemy zostawiać ślady! Musimy je zacierać, ty idź przodem, ja to zrobię...

Harry nie chciał wchodzić do wioski jak koń z pantomimy, zacierając za sobą ślady i jednocześnie starając się nie wysunąć spod peleryny.

— Zdejmijmy pelerynę - powiedział, a widząc jej przerażoną minę, dodał: — Daj spokój, nikt nas nie rozpozna, zresztą nikogo w pobliżu nie ma.

Wepchnął pelerynę-niewidkę pod kurtkę i ruszyli przed siebie. Mroźny wiatr kąsał im twarze, kiedy szli zaśnieżoną ulicą, mijając coraz więcej domków. Każdy z nich mógł być tym, w którym mieszkali kiedyś James i Lily, albo tym, w którym mieszkała teraz Bathilda. Harry spoglądał na drzwi frontowe, na pokryte śniegiem dachy i ganki, zastanawiając się, czy przypomni sobie któryś z nich, choć w głębi duszy wiedział, że to niemożliwe, że miał zaledwie rok, kiedy opuścił tę wioskę na zawsze. Nie był zresztą pewny, czy w ogóle zobaczy ten domek, nie wiedział, co się z nim stało, kiedy zmarli gwaranci Zaklęcia Fideliusa. A potem uliczka, którą szli, skręciła w lewo i zobaczyli przed sobą mały placyk - centrum Doliny Godryka.

Pośrodku stał przystrojony kolorowymi lampkami pomnik wojenny, częściowo zasłonięty targaną wiatrem choinką bożonarodzeniową. Wokół placyku było kilka sklepów, poczta, pub i mały kościół, którego witrażowe okna jaśniały jak klejnoty. Śnieg był tu udeptany przez przechodniów, więc twardy i śliski. Mieszkańcy wioski przechodzili przed nimi, na krótko oświetleni ulicznymi latarniami.

Usłyszeli śmiechy i muzykę, kiedy na chwilę otworzyły się drzwi pubu, potem kolędę śpiewaną w małym kościele.

Teraz, kiedy był już tak blisko, zaczął się wahać, czy naprawdę chce zobaczyć te groby. Hermiona chyba to wyczuła, bo wzięła go za rękę i po raz pierwszy to ona go poprowadziła, ciągnąc naprzód. W połowie placyku nagle się jednak zatrzymała i krzyknęła cicho:

Harry Potter i Magia Żywiołów (Trylogia Superheroes)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz