Rozdział 24 (54)

347 23 1
                                    

"W mocy żywiołów"


Gdy magowie zniknęli zwierzęta – jak po dotknięciu różdżką – z całkiem przyjaznych zamieniły się w bestie.

Zginę, to była moja ostatnia myśl, gdy rzuciłem się w wir walki.

Najpierw zrobiłem unik przed ogniem, którym zionął lew. Następnie przed ścianą wody. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę się jedynie obronić – muszę też atakować, bo najlepszą obroną jest atak.

Tak więc wziąłem sprawę w swoje ręce i zacząłem rzucać przeróżnymi – jakie tylko znałem – zaklęciami w czterech moich przeciwników.

Gdy to nie działało, a nawet spotęgowało siłę ich ataków na mnie, zacząłem się zastanawiać, co robię nie tak. Zwykły czarodziej nie może walczyć przeciwko żywiołom, a na pewno już nie wszystkim na raz. Obroniłem się przed atakiem wody po raz kolejny. Borsuk walnął swoją łapą w ziemię obok siebie, a ta zaczęła pękać tworząc przepaść. O, to teraz kolejna trudność – jak walczyć, aby nie wpaść tam. Coraz więcej tych trudności.

Musiałem się skupić. Nie dam rady im. Co wiem o żywiołach? Chyba niewiele, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl. A gdyby tak walczyć ich własną bronią? Przeciwności będą się najlepsze Jeśli zaatakuję wodę ogniem to ta wyparuję. Jeśli ogniem wodę to ten zgaśnie. Jeśli powietrzem ziemie to ta rozprzestrzeni się . A gdy ziemią powietrze to to nie będzie miało, gdzie się podziać.

Miałem już jako taki plan. Teraz czas na wdrożenie go do rzeczywistości. W trakcie mojego rozmyślanie dostałem kulą ognia w lewą rękę. Piecze jak cholera, ale dam radę. Wreszcie od paru minut wiedziałem... Miałem plan. Odetchnąłem głęboko. Raz kozie śmierć.

Gdy ogień wyleciał z paszczy lwa zaatakowałem go wodą. Lew skrzywił się okropnie. Cofnął kilka kroków i popatrzył z oskarżeniem w oczach. Uśmiechnąłem się. Lew wycofał się. A więc działa! Świetnie!

Wąż zasyczał w moim kierunku. Wir wody poleciał na mnie. Szybko wyczarowałem ścianę ognia. Woda uderzając w nią wyparowała.

— Niebywałe, dziecię magii. — zasyczał wąż.

— Dziękuję. — zasyczałem w odpowiedzi.

Już i tak zdziwiony wąż zasępił się

— Wężousty... — oznajmił oddalając się w stronę lwa.

Teraz ziemia i powietrze, a będzie po sprawie. Borsuk i orzeł widząc chyba, co się szykuję złączyli siły tworząc trąbę powietrzną z ziemią w środku.

Najpierw rzuciłem czar odpychający, który sprawił, że powietrze oddaliło się pozostawiając ziemię samą. Kilka zaklęć później lew, borsuk, wąż i orzeł stali na skraju polany pokonani własnymi siłami.

Pojawili się znowu magowie.

— Bardzo dobrze, chłopcze. — powiedziała Woda. — Czasami siła to nie wszystko, bo siłą jest umysł. Musiałeś pomyśleć... i dopiero wtedy uzyskałeś efekt.

— Czasami najłatwiejsze rozwiązanie jest tym odpowiednim. — dodał Ogień.

— A co oznacza to dla mnie? — zapytałem.

— Niedługo sam się dowiesz. — uśmiechnął się. — A teraz idź. — machnął dłonią jakby odganiając natrętną muchę.

Świat zawirował, a ja znowu zmuszony byłem do oglądania swoich wspomnień, a ostatnio coraz częściej także cudzych.

Harry Potter i Magia Żywiołów (Trylogia Superheroes)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz