Logan miał rację. Nancy jest jeszcze głośniejsza i jeszcze bardziej chaotyczna, kiedy boli cię głowa. Jej głos w połączeniu z szumem panującym na stołówce i historią o Austinie, który wczoraj razem z jej tatą oglądał mecz z minuty na minutę, sprawiał, że czułam, jak moja głowa dosłownie puchnie z bólu.
Może gdybym poszła spać od razu po powrocie do pokoju, czułabym się znacznie lepiej, ale niestety tak się nie stało. Kiedy jeden problem zajmujący mi myśli w końcu się ze mną pożegnał, na jego miejsce przyszedł kolejny – dużo cięższy i większy.
Leżałam na łóżku, rozkoszując się świeżym powietrzem, które od czasu do czasu gwałtownie wpadało przez okno i zastanawiałam się, co ja właściwie powiem temu facetowi? Co może zrobić chuda, nieumięśniona siedemnastolatka, która jedyne co potrafi to mówić bez wcześniejszego włączenia mózgu? Mam przed nim stanąć, zacząć tupać nogą i powiedzieć staremu facetowi, że jest bardzo, ale to bardzo złym człowiekiem?
Chociaż z drugiej strony nawet nie wiem, jak wygląda. Z góry zakładam, że jest wysokim umięśnionym facetem z tatuażami na całym ciele i głową, na której poza brwiami nie ma ani jednego włosa. A może jest zupełnie odwrotnie? Może jest jak Chihuahua i potrafi tylko szczekać, a kiedy przyjdzie co do czego, to chowa się za właścicielem i trzęsie się jak galaretka, którą dziś jadłam?
I tak mijały mi minuty, a nawet i godziny – na zastanawianiu się jaką rasą psa jest mój sobotni przeciwnik. Nie umiem dokładnie określić, o której zasnęłam, ale z pewnością promienie wschodzącego słońca zaczynały rozjaśniać niebo.
Obudził mnie Brandon, który z szerokim uśmiechem na ustach poinformował mnie, że za piętnaście minut powinniśmy stać na czerwonym świetle i obserwując poranny tłum niewyspanych mieszkańców przechodzących przez pasy rozmawiać o tym, co robią nasze sobowtóry żyjące w alternatywnym świecie. Od razu wiedziałam, że to nie będzie mój ulubiony dzień.
Oczywiście miałam rację. Stojąc teraz przy u progu biblioteki, w której codziennie spędzam bezsensowną wolną godzinę, czuję się jakbym wciąż spała.
Biblioteka w Bruke High School jest ogromna, dwupiętrowa i pełna niesamowitych książek, które wykraczają daleko poza program nauczania. Jest też zdecydowanie niedoświetlona i według niektórych przepełniona smrodem starych kartek. Na środku całego pomieszczenia znajduje się ogromna przestrzeń w kształcie półokręgu wypełniona ławkami, przy których można usiąść i oddać się w ramiona magicznego świata literatury. Cóż, przynajmniej przez ostatni miesiąc można było tu usiąść. Dziś cała sala zapełniona jest uczniami, którzy z trzęsącymi rękoma co chwile przerzucają kartki podręczników.
Trzymając torbę w dłoni, z desperacją omiatam salę w poszukiwaniu choć jednego małego stolika, przy którym będę mogła w spokoju zjeść kanapkę i dokończyć książkę, którą znalazłam pod regałem w ciemnym rogu biblioteki. Jednak na marne, prawie wszystkie ławki są w pełni zapełnione, a jeśli przy niektórych jest miejsce, to zdecydowanie mnie ono nie zachęca.
Kiedy już mam zamiar obrócić się i wyjść z biblioteki nie pozostawiając po sobie śladu, w oczy rzuca mi się męska blond czupryna, która dosłownie błaga o fryzjera. Chłopak z wyraźnym skupieniem pochyla się nad białą kartką. Wokół niego panuje porządek idealnie kontrastujący ze stołami zapełnionymi notatkami. Potrzebuję chwili, by mieć pewność, że osoba, na którą patrzę to Denis.
Nie mając lepszego wyjścia, wzdycham ciężko i ruszam w jego stronę, a każdy kolejny krok, któremu towarzyszy burczący brzuch i ucisk w głowie utwierdza mnie w przekonaniu, że dokonałam dobrego wyboru.
Kiedy docieram na miejsce, nie odzywam się ani słowem, odsuwam cicho krzesło i siadam, otwierając jednocześnie wcześniej wyjętą kanapkę. Moja dusza krzyczy z ciekawości, pragnąc zobaczyć, co się kryje na kartce, którą przed światem chronią umięśnione ramiona, jednak powstrzymuję się z całych sił i nie przerywając Denisowi, zajmuję się swoimi sprawami.
Otwieram książkę i przenikam do świata, w którym dorosły, ale niedojrzały Stephan musi po raz kolejny stawić czoła śmierdzącej pieluszce swojego niezaplanowanego dziecka.
CZYTASZ
Charleston
Teen FictionNiemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a s...