Chciałabym zostać w aucie na kolejne pół godziny i porządnie zastanowić się, dlaczego przystałam na prośbę Brandona, jednak zajęcia zaczynają się za piętnaście minut, a w drodze do sali muszę minąć stoisko sprzedaży biletów na zbliżający się bal. Wychodzę więc z auta i kieruję się w stronę głównego gmachu szkoły, po drodze mijając Nancy, która rozmawia przez telefon. Uśmiecha się do mnie i nie odrywając komórki od ucha, macha w moją stronę.
Żołądek podskakuje mi do gardła na samą myśl spotkania z nią i wspólnego spędzenia czasu. Ciekawe co miał na myśli mój brat, prosząc o to. Może podwiezienie jej do domu załatwi całą sprawę? Albo spędzenie z nią lunchu? Tak, myślę, że lunch jest najbezpieczniejszą opcją, zawsze mogę pomachać do Logana, który przybiegnie na ratunek i po raz kolejny zacznie opowiadać o nowych teoriach spiskowych, którymi ostatnio tak bardzo się zafiksował.
Odmachuję Nancy i nie czekając, aż skończy rozmowę, wchodzę do szkoły. Od wczoraj, na głównym holu, tuż przy gablotce z pucharami stroją trzy dziewczyny z komitetu powitalnego, w tym jedna, która przywitała mnie pierwszego dnia. Zaczepiają dosłownie każdego i zachęcają do kupna biletów oraz zapisania się na listę osób chętnych do pomocy podczas organizowania balu wiosennego. Wczoraj, kiedy szłam do toalety, jedna z nich zatrzymała mnie i wpatrując się we mnie swoimi ogromnymi oczami, trajkotała o czynnościach, które musiałabym zrealizować, gdybym tylko do nich dołączyła. Wysłuchałam jej do połowy i szybko ucięłam słowotok, tłumacząc, że śpieszę się na kolejne zajęcia.
Podobny plan mam i tym razem, jednak czupryna blond loków, uciekających spod beanie, należącej do Denisa, który właśnie rozmawia z dziewczyną sprzedającą bilety, zatrzymuje mnie w półkroku.
– Hej! Masz chwilkę?
Radosnym krokiem podbiega do mnie jedna z dziewczyn i nie czekając na odpowiedź, ciągnie w stronę plakatów, ulotek i innych ozdób wiszących nad stolikiem. Staję ramię w ramię z Denisem, jednak nie odzywam się i z całych sił próbuję nie spojrzeć na jego profil.
Ma dziś ładne perfumy. Bardzo ładne. I nie zdążył zawiązać czerwonego krawatu, dlatego przewiesił go przez szyję jak zimowy szal. Cholera.
– Jasne, opowiadaj – mówię zdławionym głosem. Stresuję się, chociaż sama nie wiem dlaczego. Odsuwam się o pół kroku w bok i delikatnie odwracam w stronę Denisa.
Dziewczyna zaczyna opowiadać tę samą formułę, którą męczyła mnie wczoraj, jednak nie jestem w stanie jej słuchać. Chłopak wybucha speszonym śmiechem i kręci głową, mięśnie lekko mu się napinają. Ciekawe czy mnie zauważył. Wydaje się bardzo pochłonięty rozmową z piękną brunetką. Wytężam słuch.
– Czyli tylko jeden bilet dla pana górującego nad wszystkimi chłopcami w naszej szkole? Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? I tak każdy cię wpuści na ten bal.
Tym razem to ja parskam śmiechem. Górującego? Błagam, ten chłopak jest może z dziesięć centymetrów wyższy ode mnie. Nawet mój szesnastoletni brat go przerasta.
– Tak, wiem – odpowiada i uśmiecha się szeroko.
Łapie się za czapkę i lekko przekrzywia głowę w moją stronę, ledwo zauważalnie puszczając oczko. Mięśnie mi sztywnieją, kiedy orientuje się, że wpatrywałam się w nich jak w obrazek. Brunetka prowadząca z nim rozmowę spogląda na mnie z fałszywym uśmiechem na twarzy i mierzy od góry do dołu. Czuję, jak krew napływa mi do twarzy więc szybko wracam wzrokiem na dziewczynę, która zaciągnęła mnie do stolika. Najwyraźniej sama nie zauważyła mojego oderwania, ponieważ wciąż wykrzywiając kąciki ust w bolący uśmiech, trajkocze o różnym sposobie układania przekąsek.
CZYTASZ
Charleston
Teen FictionNiemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a s...