Wernisaż

1.3K 132 48
                                    

Po tej małej, ale niesamowicie poruszającej uroczystości, razem z Denisem, oszołomieni widokiem gwiazd, które pojawiły się na niebie po zachodzie słońca, postanawiamy zostać i nacieszyć się chwilą spokoju przed jutrzejszym szaleństwem. Nie mam pojęcia, jak Denisowi udaje się zachować taki spokój, skoro ja sama na myśl o czekającym wernisażu dostaję drgawek. Może wynika to z faktu, że nie miałam praktycznie żadnego wglądu na sprawy dotyczące organizacji, a może dlatego, że gdzieś z tyłu głowy siedzi mi myśl, że to ja kazałam mu wyjść ze swojej skorupy i pokazać wszystkim swój talent.

– Mam wrażenie, że dziś w nocy nie zmrużę oka ani na minutę – odpowiadam, leżąc koło niego i wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.

Emocjonalny rollercoaster, którym dziś chcąc nie chcąc się przejechałam w połączeniu ze stresem, który siedzi mi w żołądku, naprawdę sprawia, że czuję się bardziej pobudzona, niż po poniedziałkowym podwójnym espresso. Moje ciało wciąż drży od emocji, które towarzyszyły nam podczas wspominania osób zaginionych, a jakby tego było mało, z sekundy na sekundę w głowie pojawiają się kolejne pytania, na które nie znam odpowiedzi. Kogo wspominał Denis? Czy zaginął mu ktoś bliski? Wspominał mi ostatnio o swoim dziadku, który mieszka sam w domu opieki, więc może chodzi o jego babcię? I dlaczego tak bardzo mu zależy na upewnieniu się, że jutro po wernisażu przy nim zostanę? Czy to nie jest oczywiste?

– Nie dramatyzuj, przecież to nie ty prawdopodobnie wystawiasz się na pośmiewisko całego miasta i reszty hrabstwa.

Przewracam oczami. Świetne pocieszenie zdenerwowanej osoby, wprost idealne.

– Nie wyglądasz i nie brzmisz, jakbyś miał się stresować.

– Bo się nie stresuję. Rany, to tylko obrazy, Debby, mam inne rzeczy, które bardziej zaprzątają mi głowę. Jeśli chodzi o wernisaż, to jasne, chciałbym, żeby wszystko wyszło super i byłbym wniebowzięty, gdyby ktoś zapytał się, czy nie chcę wystawić ich na jakąś aukcję albo oddać do głupiej galerii sztuki. Ale jeśli tak się nie stanie, to mój świat się nie zawali. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że gdyby nie ty nigdy bym się nie odważył. To jest moje osiągnięcie.

Odwracam głowę w jego stronę i uśmiecham się delikatnie.

– Mówisz o przełamaniu wstydu i pokazaniu swojego talentu czy o wyrwaniu największej marudy w Charleston?

Denis z rozbawieniem całuje mnie w czoło.

– Oba. Chociaż z tego drugiego chyba bardziej. No ale skoro tak bardzo stresuje cię myślenie o mojej jutrzejszej kompromitacji, to może porozmawiajmy o czymś innym?

Kiwam głową z aprobatą i chwytam go za dłoń. Wciąż nie mogę uwierzyć, z jaką łatwością przychodzi mi zakochiwanie się w Denisie. Po rozstaniu z Lukiem byłam niemal święcie przekonana, że już nigdy więcej nie poczuję tego tajemniczego uczucia rozchodzącego się po całym ciele za każdym razem, kiedy patrzy się na tę właściwą osobę. I może przy Denisie nie od razu czułam się, tak, jak przy Luke'u, jednak po dwóch miesiącach naszych ciągłych spotkań – czy to przypadkowych, czy tych zaplanowanych w bibliotece – tajemnicze motylki w brzuchu pojawiają się ze zdwojoną siłą i za żadne skarby nie chcą mnie opuścić.

– Skoro nie stresujesz się wernisażem, to czym?

– Debra, proszę cię. Chcesz mnie naprawdę przyprawić o atak paniki? To twój plan?

– Nie, nie to miałam na myśli.

– Pogadamy o wszystkim jutro, dobrze? Wieczorem, po wernisażu, jeśli jeszcze będziesz chciała, przyjadę do ciebie i wtedy opowiem ci wszystko, okej? Dziś porozmawiajmy o czymś, co nie wiąże się z naszymi problemami.

CharlestonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz