Każdy ma taki dzień w roku, którego nienawidzi z całego serca i najchętniej usunąłby go z kalendarza. Dla jednych jest to święto Bożego Narodzenia, dla innych sylwester albo inny dzień, który pozostawił bolesny ślad w psychice.
U mnie wypada on dokładnie czternastego lutego i wcale nie dlatego, że tak, jak połowa osób, które dzielą moją nienawiść, jestem zdesperowaną singielką, która na siłę próbuje znaleźć drugą połówkę. Zdecydowanie daleko mi do takiego zachowania.
Po prostu nie mogę znieść sztuczności, która zawładnęła tym dniem. Wielkie, komercyjne święto, które zmusza każdego faceta do chodzenia od jednej kwiaciarni do drugiej tylko po to, żeby znaleźć największy i najdroższy bukiet róż. Miasta, po których ulicach niemal dosłownie płynie czerwony kolor, utożsamiany z miłością oraz single, którzy z nadzieją rozglądają się po ulicy. Bo przecież nie ma nic bardziej romantycznego niż wpadnięcie na swoją idealną drugą połówkę w walentynki.
– Przestań. – Wracam do żywych, kiedy brat siedzący na miejscu pasażera, kłuje mnie w żebro.
– Co?
– Przestań filozofować.
– Wcale tego nie robię.
Wypieram się i spoglądam na uczniów, którzy ubrani w czerwień i róż, radośnie przemierzają parking. Jak się okazuje, moja nowa szkoła jest fanem walentynek. Na bramie wjazdowej widziałam girlandę zrobioną z balonowych serc, a wczoraj na skrzynkę pocztową przyszło mi powiadomienie od dyrektora, w którym przypominał o magicznie brzmiącym „walentynkowym urlopie mundurkowym". Cudownie! Teraz wszystkie uczennice mogą ubrać się w markowe, czerwone miniówki i świecić gołym tyłkiem, zachęcając swoich kolegów do nocnych igraszek.
– Gryziesz policzek i oddychasz zdecydowanie za ciężko. Zupełnie jakbyś kłóciła się ze swoim wewnętrznym przyjacielem. Znam cię za długo, żebyś mogła to przede mną ukryć. Święty Walenty i osoby chore na epilepsję nie walą piorunami, więc i ty nie musisz. Uspokój się i daj się ludziom nacieszyć.
No tak, to kolejny powód, dla którego uważam, że walentynki to dno. Ludzie zauroczeni tą całą magiczną otoczką, nie znają nawet historii Świętego Walentego. Bo przecież, po co komu wiadomość, że jest również patronem chorób nerwowo i epilepsji. Lepiej czcić dzień jego śmierci, obrzucając się toną róż i czekoladek.
– Tylko błagam cię Debra, nie zepsuj nikomu tego dnia – odpowiada znużonym głosem. – Pamiętasz, jak rok temu po tym, jak wygłosiłaś swoją opinię, Sofia zerwała ze swoim chłopakiem?
Spoglądam na niego karcąco.
– Ile razy mam ci mówić, że to nie była moja wina? Zresztą i tak go zdradzała, nie mam sobie nic do zarzucenia.
Chłopak wzrusza jedynie ramionami, mruczy, że będzie miał mnie na oku i wysiada z samochodu, podążając w kierunku szkoły.
Przeglądam się w tylnym lusterku, poprawiając brązową pomadkę. Dasz radę – myślę. To tylko parę godzin, potrafisz się ugryźć w język i nie dzielić się z ludźmi swoją opinią. Pokrzepiająco kiwam głową do swojego odbicia i wychodzę z samochodu.
***
Po trzech nudnych zajęciach czas na kulturoznawstwo – przedmiot, który wybrałam, ponieważ po raz pierwszy spotkałam się ze szkołą, w której go uczą. Zajmuję miejsce w drugiej ławce przy ścianie i wyczekująco obserwuję uczniów wpływających do klasy. Ignoruję ciche przywitania, rzucane w moją stronę przez osoby, które zdążyły zapamiętać moją twarz. Jest mi to zupełnie niepotrzebne, a z niewiadomych mi powodów, ludzie myślą, że po jednym miłym przywitaniu można traktować się jak najlepszych przyjaciół. Komedia. Albo dramat, sama nie wiem.
CZYTASZ
Charleston
Teen FictionNiemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a s...