Zamykam się w toalecie, która znajduje się na końcu działu z literaturą piękną. Nikt tu nie przychodzi, ponieważ dla większości uczniów dział z poezją jest jak wejście do lasu samobójców – może i jest ciekawie, ale im głębiej się zapuszczasz, tym bardziej czujesz smak depresyjnego wołania o pomoc.
W głowie szaleje helikopter, którego kierowca nie ma potrzebnych kwalifikacji. Zimny pot i drgawki co sekundę nawiedzają moje ciało, a żołądek kurczy się i wyrzuca z siebie w rytmicznym tempie zjedzoną przed chwilą kanapkę z indykiem. Przez pięć minut zwisam nad toaletą i próbuję usunąć z siebie obrzydliwe zdjęcie, którego widok sprawił, że poczułam się dziesięć kilo cięższa.
W relacjach międzyludzkich są rzeczy, o których człowiek nie powinien wiedzieć, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje pomiędzy rodzeństwem, a ja niestety zobaczyłam o dużo za dużo.
Spłukuję wodę, przemywam twarz lodowatą wodą i siadam na podłodze. Podkurczam nogi i opieram podbródek o kolana. Moje ostatnie zajęcia zaczynają się dokładnie za dziewiętnaście minut, a to zdecydowanie za mało czasu na pozbieranie się do kupy i udawanie, że widok brata nie sprawia, że chcę wypluć z siebie resztki wnętrzności.
Od samego początku byłam tylko ja i on. Debra i Brandon przeciw wszystkim przeciwnościom. Nasza dwójka, która w letnie wieczory wykradała się z domu i szła na plac zabaw, żeby pooglądać gwiazdy i pomarzyć o przyszłości. Staliśmy za sobą murem podczas kłótni z rodzicami i kryliśmy swoje największe sekrety. Był moim przyjacielem, bratem i tym kawałkiem w duszy, który sprawiał, że czułam, że ta rodzina to moja kotwica, trzymająca mnie przed odpłynięciem w otchłań samotności.
A teraz, po zaledwie kilku godzinach czuję, że jest dla mnie obcą osobą. Jakbym przez szesnaście lat przyjaźniła się z wymyśloną istotą.
Brandon spotykał się z paroma dziewczynami, ale to były raczej głupie, szczeniackie spotkania, które musi odklepać każdy młody chłopak. Nancy jest zupełnie inna i całkowicie niewpasowująca się w kanon ideału Brandona. Wiem to, ponieważ sam kiedyś opowiedział mi o swojej wymarzonej dziewczynie, która koniecznie musi mieć długie, kasztanowe włosy, lubić Harry'ego Pottera i kochać lody czekoladowe. Nie wiem, jakie lody lubi Nancy, ale zdecydowanie daleko jej do dziewczyny ze snów. Z każdą kolejną minutą spędzoną na siedzeniu na brudnej posadce zaczynam coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że ich związek to kolejne show, które wyreżyserowała rudowłosa królowa szkoły.
Kiedy tyłek zaczyna mi odmarzać, rozprostowuję nogi i wychodzę z toalety. Przechodzę przez główny korytarz w kierunku szafki Brandona. Za czwartym razem udaje mi się odgadnąć kod, wrzucam do środka kluczyki od auta i wychodzę ze szkoły.
Przed południem nad Charleston zawisła ogromna i granatowa chmura, z której deszcz lał się strumieniami i mimo że teraz świeci słońce, w powietrzu czuć zapach wilgotnej ziemi i brudnego betonu. Związuję włosy w kitkę, ponieważ o ile kocham pudle, o tyle nie mam ochoty wyglądać jak jeden z nich i ruszam przed siebie.
– Kawa, Debra. Musisz napić się kawy – mówię sama do siebie i kiwam głową.
Najlepiej, żeby była czarna i z dużą ilością lodu, który zamrozi chaos panujący w mojej głowie.
Zapinam płaszcz i kieruję się w stronę ulubionej kawiarni. Gdybym tylko mogła, założyłabym słuchawki i włączyła swoją świeżo zaktualizowaną playlistę, ale czuję, że jeśli to zrobię, szczątki mózgu będzie trzeba zmywać z ulicy, budynków i przejeżdżających aut.
Spacerowanie z muzyką w uszach było kiedyś moim ulubionym sposobem na zabicie czasu. Kiedy tylko przeprowadzaliśmy się do nowego miasta, w pierwszej wolnej chwili wychodziłam z domu i ruszałam przed siebie. Błądziłam po niezbyt ciekawych ulicach, odkrywałam miejską kulturę i fotografowałam wszystko, co chwytało mnie za serce. Kiedy dopadało mnie zmęczenie, wracałam do domu, siadałam obok Brandona i razem z nim wybierałam najładniejsze zdjęcia.
CZYTASZ
Charleston
Teen FictionNiemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a s...