Trzęsącą się z zimna dłonią, naciskam na zieloną słuchawkę i z trudem przykładam telefon do ucha.
− Tak mamo? − Głos mam zachrypnięty i obłożony wymuszoną normalnością.
− Chciałam się tylko zapytać jak długo będziesz jeszcze poza domem. Masz klucze? Odprowadzi cię ktoś?
Przewracam oczami i potykam się o porzuconą butelkę po piwie. Podnoszę ją i z całych sił wrzucam do kosza na śmieci, wyręczając tym samym osobę, którą to zadanie przewyższyło. Naprawdę z całych sił staram się wygrzebać z głębi mojego mózgu jakąś racjonalną odpowiedź, która wytłumaczy mi brak oświetlenia w parku, ale nic nie znajduję.
− Co to za dźwięk? − pyta zaniepokojona. − Czy wy pijecie alkohol?
Przewracam oczami tak bardzo, że niemal widzę wnętrze swojej czaszki. Czy poważnie wyglądam na typową nastolatkę, która chowa się za krzakami w ciemnym parku, żeby wypić kilka łyków wódki?
− Nie mamo, nie wiem, kiedy wrócę, najprawdopodobniej niedługo. Mam klucze, mój samochód odprowadzi mnie do domu, wrócę żywa.
Kobieta nie odpowiada. Zamiast tego czuję krótką wibrację, która powiadamia mnie, że ten super wypasiony telefon, który kosztował mnie wiele wyrzeczeń, ma niesamowicie słabą baterię. Cudownie, czyli teraz nie mam nawet możliwości oświetlenia drogi powrotnej, a podejrzewam, że butelka, którą wyrzuciłam, nie była jedyną. Przecież to miejsce to istny raj dla alkoholików i gwałcicieli czyhających na drobne blondynki bez latarki i gazu pieprzowego.
− Czekaj! Debra!
Krzyczy Denis, pojawiając się za mną wraz ze smugą światła, która oświetla wąską ścieżkę. Sama nie wiem, czy cieszę się, że jednak za mną idzie, czy jednak nadal wściekam się za to, że nie chce mnie zrozumieć. Przyspiesza kroku i wyprzedza mnie. Odwraca się i staje na środku ścieżki, tamując drogę. Krzyżuje dłonie i przybierając pozę typowego ochroniarza z klubu, wpatruje się na mnie z podniesionymi brwiami.
− Błagam, to naprawdę nie jest najlepszy moment na kontynuowanie tej rozmowy. W ogóle już nigdy nie będzie dobrego momentu, więc błagam, daj mi wrócić do domu.
− Idziesz po złej drodze.
Parskam śmiechem i wyrzucam ręce do góry. No proszę, nie dość, że król szkoły, to jeszcze Bóg, który pragnie mojego nawrócenia.
− Bo nie chcę się z nikim z was zaprzyjaźniać? Boże Denis, a przez sekundę myślałam, że mimo wszystko nie obchodzi cię droga, jaką wybierają ludzie, bo tak się składa, że sam przyznałeś, że nienawidzisz swojego życia! Uwierz mi, nie każdy chce iść za tym ślepym tłumem. A jednak ulica Zwycięzców robi swoje.
Omijam go i ponownie narzucam szybkie tempo. Jak najszybciej do domu − to mój priorytet. Chce do swojego pustego pokoju, chcę umyć się, włączyć losowy album Eda i przeleżeć w łóżku resztę weekendu.
− Spokojnie. Chodziło mi o dosłowną drogę − tłumaczy przez śmiech. − Teraz idziesz wgłąb parku. Po prostu przyszłaś z drugiej strony. A tak na marginesie, to przez sekundę myślałaś dobrze.
Zaciskam z całych sił oczy. Zapamiętaj Debra, najpierw myślisz, potem mówisz. Nigdy odwrotnie. Odwracam się na pięcie i unikając prześmiewczego spojrzenia chłopaka, przecinam wypielęgnowany trawnik. Założę się, że wyglądam teraz jak mała rozwścieczona dziewczynka, która dla zobrazowania swojego gniewu mocno tupie nogami, ale nic na to nie poradzę. Kompletnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem.
− Skąd w ogóle ta pewność, że chciałam wracać do domu? − Rzucam pytanie w pustą przestrzeń.
− Musisz mieć naprawdę złe zdanie o naszej dzielnicy. Jak nie w ogóle o całym Charleston. − Ignoruje moje pytanie i dołącza do mnie.
CZYTASZ
Charleston
Teen FictionNiemal cztery lata na walizkach. Dwanaście przeprowadzek. Dwanaście nowych domów i osiem do złudzenia podobnych szkół. Sześć krajów i setki poznanych osób. Ciągłe życie w drodze sprawia, że chcąc nie chcąc zaczynasz nazywać swoją rodzinę stadem, a s...