IX. Trop

1.7K 296 68
                                        

Ilekroć udało mu się zasnąć, jego umysł natychmiast spowijały groteskowe koszmary.
Jak wyrwany z ciała, stał i obserwował, jak mężczyzna w kapeluszu z chirurgiczną precyzją, ostrym skalpelem, wycina jego oczy, w ich miejsce sadząc po jednym, polnym bławatku o pożółkłych listkach, wcześniej upychając w oczodoły wilgotną ziemię.
W kilka chwil ubrudzone ziemią oczy wylądowały zatopione w parafinie, a kapelusznik między kciuk a palec wskazujący złapał za język swojej ofiary i począł ranić i wycinać go rzeźniczo.
A pan Surre jedynie stał i patrzył na to w milczeniu, delikatnie przechylając głowę, dłonie zaplatając na piersi, z ciekawością pozwalając się bezcześcić.
Bo na cóż więcej zasługiwał?

Na nic.

Obudził się spocony; pozycja embrionalna, koc i gorący pies nie były najlepszym połączeniem, szczególnie że zwykł leżeć na wznak w zimnym łóżku.
Podniósł się cicho, Freda wypuścił na dwór, a sam, niczym cień, przemknął do łazienki, by się oporządzić i zmyć resztki poprzedniego dnia.
Do wanny wszedł w skarpetkach, jako że rany niemalże zrosły się z materiałem.
W wodzie jednak szybko puściły i mógł odrzucić je w stronę wiklinowego kosza stojącego przy umywalce.
Nie trafił.
Siedząc zanurzony w cieple, niemalże po same usta, już po kąpieli, masturbował się wściekle, jedną nogę trzymając przerzuconą przez półokrągłą krawędź.
Jego usta, zamiast jęków czy sapnięć przyjemności, opuszczały ciche warknięcia, kiedy wściekle wpychał w siebie palce, rozładowując napięcie, dając sobie przyjemność, której nie podaruje mu nikt inny.
Bo przecież w życiu nie pozwoli się tam komukolwiek dotknąć.
Nie po poprzednich doświadczeniach.
Wraz z orgazmem przyszło rozluźnienie, mięśnie przestały się zaciskać, a po całym jego ciele rozeszła się błogość i chwilowa przyjemność. Przestał marszczyć brwi, zaciskać powieki, teraz jedynie trzymał je opuszczone, uspokajając zszargany oddech.
Pragnął seksu i bliskości, ale bez cielesności; orgazm w pigułce, którą mógłby zażyć, siedząc blisko kogoś, to byłoby coś, spełnienie marzeń.
Nie istniałoby wówczas prawdopodobieństwo utracenia kontroli nad sytuacją, czy zaznanie krzywdy ze strony mężczyzny, który w przypływie podniecenia mógłby przestać nad sobą panować, przestać go słuchać.
Nienawidził mężczyzn.
Przekręcony zamek i zacieśniana bliskość, pomimo notorycznie powtarzanego „nie".
Prowokacja.
Lubił prowokować i patrzeć, jak, niczym napalone kundle, kalają się pod jego butami.
Nie lubił, kiedy przekraczali granicę bezpieczeństwa powyżej połowy jego uda.

Wyskoczył nagle z wanny, jakby woda zaczęła go parzyć i nago przeszedł białą podłogą w kierunku lustra i umywalki, lekko kulejąc przez rany na stopach.
Nie patrząc jeszcze na swoje odbicie, włożył łeb pod złoty kran i, odkręciwszy wodę, sięgnął po szampon.
Mycie włosów po kąpieli miało tyle samo sensu, co mycie zębów przed posiłkiem zamiast po.
Spłukując pianę szybkimi ruchami, wpatrywał się w różany wzorek na dnie umywalki.
Lubił go.
Pomimo ciągłych przebudzeń i koszmarów przespał kilka porządnych godzin, dzięki czemu wyglądał nieco lepiej niż zwykle.
Cienie pod oczami miał zdecydowanie jaśniejsze niż zazwyczaj, osuszone ręcznikiem włosy sterczały na różne strony, dopóki nie ułożył ich palcami. Opierając dłonie na marmurowym blacie, patrzył, jak po jego nagim, bladym ciele płyną kropelki wody, w jaki sposób układają się jego usta, jak wygląda jego spojrzenie.
A potem założył jasnoróżowy szlafrok i wyszedł, zostawiając wodę w wannie.
Kolejno: skarpety na obandażowane stopy, białe pantalony i czarne, przyległe spodnie z wysokim stanem. Na to biała koszula, upchnięta za spodnie, granatowy fular, zgrabnie zawiązany wokół szyi. Skórzane paski zapięte na bicepsach, podtrzymujące za długie rękawy, szelki, krzyżujące się na plecach, dłuższa, czarna kamizelka bez zdobień i frak z tego samego kompletu.
Na dłonie czarne rękawiczki, na nos okrągłe ciemne okulary, mimo że słońce jeszcze nie raziło.
Ronan miał przyjechać w ciągu następnego kwadransa, Jack już czekał przy bramie.
Korytarzem szedł miękko, ale zdecydowanie, po schodach schodził wolniej, upewniając się, że notes, ołówek i papierośnica leżą bezpiecznie w kieszeniach.
Na stopy czarne, lakierowane buty na lekkim obcasie, na ramiona smolisty, długi płaszcz, na głowę cylinder.
I znowu, tylko tyle trzeba było, by przypudrować pryszcza, dawać pozory zrównoważonego, młodego mężczyzny, w pamięci i wannie zostawiając cały wczorajszy brud.

Wycierał właśnie główkę laski, kiedy z salonu wyszedł przykurczony Lucjan.
Jak zwykle perfekcyjny, ze spiętymi wysoko włosami, szedł powoli w jego stronę, z wyraźnym zmartwieniem na twarzy.
— Wszystko w porządku? — zapytał, będąc jeszcze kawałek od detektywa.
Ostatnio zadawał mu to pytanie coraz częściej.
— Naturalnie, dlaczego pytasz? — odparł Leon swobodnie mimo to.
— Wczoraj...
— Małe załamanie nerwowe — przerwał mu. — Nic nowego, nie zachowujmy się tak, jakby to był pierwszy czy ostatni raz i nie mówmy już o tym.
Ians, który zdążył się już zbliżyć, zatrzymał się i wbił w mężczyznę badawcze spojrzenie.
Na nic jednak zdało się poszukiwanie słabości, Surre przywdział już swoje warstwy obronne.
Mimo to lokaj westchnął cicho, obszedł detektywa lekkim łukiem i zamknął drzwi, chowając swoje następne poczynania przed wzrokiem woźnicy.
A następnie podszedł do skołowanego blondyna, rozciągnął blade usta w niemalże prostą kreskę i, postępując jeszcze o krok, rozłożył ramiona i objął Leona, policzek przyciskając do jego piersi.
Bo Surre wyższy był o jakieś pół głowy, a ze swoimi obcasami już niemalże o całą.
Czując obejmujące go drobne ramiona, stał jak porażony gromem, jakby nie był przytulany, a obezwładniony. Dłonie odziane w białe rękawiczki wdarły się pod jego płaszcz i poczęły krążyć chaotycznie, głaszcząc go czule przez pozostałe trzy warstwy.
— Nie przemęczaj się — poprosił cicho szarooki. — Przepraszam też za to, co powiedziałem. To nieprawda.
Surre nic nie odpowiedział.
Pochylił się jedynie lekko i również objął swojego anioła stróża, w ustach i umyśle mając głuchą pustkę.
Stali tak kilka, niezręcznych chwil.

Ironia przekwitu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz