Leon uparcie opierał się o futrynę, kiedy Jack otwierał drzwi do jego sypialni. Jeszcze na parterze Surre odmówił ponownego wylądowania w jego ramionach, był na to już zbyt świadomy i nie potrafił się do tego zmusić.
– Proszę... – powiedział Jack, popychając drzwi.
Detektyw powoli ruszył się z miejsca, natychmiast złapany pod ramię przez Jacka. Ten pomógł mu przejść na łóżko, na którym detektyw od razu usiadł. Pocierając kark, spuścił wzrok na podłogę, w celu namierzenia swoich stóp i ściągnięcia z nich butów. Jednak kiedy tylko odnalazł je wzrokiem, z zaskoczeniem odkrył, że ktoś już się tym zajął. Trudno.
– Przynieść panu wodę? – zapytał Bertrand, który przysiadł na łóżku i rozwiązywał fular blondyna, prawdopodobnie aby ten się nie udusił.
– Nie trzeba – mruknął w odpowiedzi, a następnie przymknął powieki, absorbując całym sobą dotyk opuszków palców woźnicy. Jego skóra była bardzo ciepła.
Surre powoli przechylił się na bok, następnie opadł na łóżko, kiedy materiał i duże dłonie zniknęły z jego szyi. Niezgrabnie i z ociąganiem podciągnął nogi na łóżko, a Jack wstał, sięgając po kołdrę, którą zapewne miał zamiar nakryć blondyna. Niebieskie oczy skupiły się jednak na wiszącym spokojnie fularze olbrzyma. Na tym, który osobiście mu kupił i który Bertrand zakładał teraz przy każdej okazji. Rozkoszne.
Leon powoli wyciągnął przed siebie dłoń, skradając się przez eter dzielący jego i materiał, by następnie złapać go mocno i pociągnąć gwałtownie. Jack naturalnie runął w dół, w ostatniej chwili przed zderzeniem i wbił ręce w poduszkę, po obu stronach głowy detektywa. Detektyw nabrał głębokiego wdechu i zagryzł wargę, gdy Jack wisiał pochylony, dosłowne centymetry od twarzy arystokraty. Cienka warstwa powietrza między nimi pachniała ich wodami kolońskimi, owoce i mięta idealnie łączyły się z głęboką, bliżej niezidentyfikowaną świeżością. Leon widział twarz Jacka jedynie w półmroku, wchodząc do środka nie pobudzili do życia żadnego światła, więc jedynym jego źródłem były smugi wpadające z korytarza. To jednak wystarczyło, aby detektyw dojrzał szeroko otwarte, zielone oczy, delikatnie rozchylone usta i żywy rumieniec na policzkach mężczyzny, jak i to, że ten pozostaje w miejscu. Reszta pokoju za to wydawała się lekko falować, mieszając mu w głowie.
Cicho westchnął, nawijając sobie czarny materiał na pięść, tym samym ściągając Betranda jeszcze niżej.
Nie oponował.
– Pocałuj mnie w końcu – powiedział powoli i wyraźnie.
Jack cicho sapnął, najwyraźniej doskonale rozumiejąc słowa arystokraty.
Kto wie, być może nawet by to zrobił, jednak w tym momencie dotarł do nich głos Lucjana, który – zdawało się – dopiero stanął w progu.
– Nie gadaj z nim teraz, nie ma sensu – powiedział, a Jack natychmiast się wyprostował, zostawiając fular w objęciach bladych palców Leona.
Surre westchnął głęboko, zagłuszając swoim smoczym oddechem wszystko wokół, gdy Lucjan odstawiał szklankę wody na niską szafkę stojącą przy łóżku.
– Rano pogadamy – mruknął, zerkając na detektywa. Jego głos nie był tak przyjemny jak Jacka, jednak na jego twarzy widać było bardzo podobne zmartwienie.Mężczyźni ruszyli do wyjścia, a Surre przechylił głowę i odprowadził ich wzrokiem. Jack przystanął w progu, w dłoni trzymając już klamkę. Gotowy by zamknąć drzwi, jednak swoją uwagę skupił na blondynie. W odpowiedzi Surre uniósł dłoń i przytknął materiał do nosa, na co Jack cicho westchnął i zamknął drzwi, zaklinając sypialnię w mroku.
Detektyw opuścił dłoń, na moment zamykając oczy, by po kilku sekundach ponownie uchylić powieki, spodziewając się przy tym, że stanie przed widokiem pustej sypialni.
Jednak przy drzwiach ktoś stał. Czarna sylwetka mężczyzny idealnie odznaczała się na tle nocy wypełniającej pomieszczenie. Sytuacja tak nieznośnie znajoma, nieprzynosząca jednak za grosz komfortu.
– Przyszedł pan przyciąć moje róże? – wybełkotał w stronę nieruchomego cienia, kiedy zamek w drzwiach cicho kliknął – czy zbesztać mą niewinność?
Zadzwoniły szklane butelki, obijające się o siebie na srebrnej tacy.
Mama szła z lekami, a niebieskie oczy uciekły w głąb czaszki.
![](https://img.wattpad.com/cover/155309285-288-k41061.jpg)
CZYTASZ
Ironia przekwitu | bxb
Narrativa generale❝Z mego gnijącego ciała wyrosną kwiaty, będę ich częścią, a to oznacza wieczność❞ W mieście Tem, śmierć przywdziewa maskę miłości, sadząc kwiaty w bijących sercach. ℹ️Praca wygrała głosowanie czytelników, w edycji letniej konkursu "Splątane Nici"