XVI. Gniew

1.7K 239 33
                                    

Blada cisza, szmaragdowa zieleń unosząca się na powierzchni zimnej wody i wino wgryzione w fugi.
Dziwna ironia retrospekcji, żenującej tradycji.
Uchylił ciężkie powieki, kiedy ustawiony na taborecie telefon odezwał się nieśmiało. Ponownie siedział w wodzie, znów pijany, teraz chyba jeszcze bardziej, a telefon dzwonił nieubłaganie.
Westchnął ciężko, zmęczoną twarz przetarł zimną, mokrą łapą i sięgnął po zdobioną słuchawkę, tak naprawdę nie mając ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Doskonale wiedział, że wieczorem przesadził, teraz czuł się mniej żywy, bardziej jak martwy.
A przynajmniej chciałby.
Być.

Z tą myślą w głowie do słuchawki jedynie sapnął, zamiast witać się nazwiskiem, jak na dobrze wychowanego człowieka przystało.
— Przyjechała siostra Laurenta — usłyszał po drugiej stronie. — Znaczy ma przyjechać, pewnie nie zajmie jej to dużo czasu. Wpadnij na komendę, będziesz mógł z nią porozmawiać, już ją uprzedziłem.
Detektyw skwasił się, jakby ktoś wepchnął mu w gardło obraną cytrynę.
— Nie mógłbyś przekazać mi tego, czego sam się dowiesz? — zapytał, niezgrabnie wychodząc z wanny.
Nie miał wcale kaca.
Był jeszcze zaciągnięty i dobrze to czuł.
— Poza tym mam dla ciebie coś jeszcze — odparł Ronan nietypowym dla niego, wesołym tonem. — Myślę, że ci się spodoba.
Cholera jasna.
— Składasz takie obietnice jak moja matka, kiedy nie chciałem jechać do lekarza — mruknął, stając na chłodnych płytkach, jednak jego ciało było tak wyziębione, a nos zatkany, że praktycznie tego nie poczuł. Pięknie, kurwa. — Dostanę kosz truskawek? — spytał z tylko sobie wiadomą ironią.
— Będziesz zadowolony. Ale musisz przyjechać osobiście. Pośpiesz się w miarę możliwości, najpierw my z nią porozmawiamy, ale nie ma sensu przedłużać.
A następnie Amber po prostu się rozłączył, więcej z nim nie dyskutując. Miał przyjechać i koniec. Skubaniec wziął nawet pod uwagę próbę wysłużenia się Lucjanem.
Zaklął cicho, kiedy w sposób mało delikatny odłożył słuchawkę na miejsce. Żałował, że wieczorem zaciągnął ją ze sobą, może wtedy miałby spokój. Chyba że pobudkę zafundowałby mu wówczas Lucjan; tak źle i tak niedobrze.
— Ja pierdolę — rzucił sfrustrowany, ściągając z siebie przemoczony do cna zielony szlafrok, zastępując go kolejnym, tym razem satynowym, w odcieniu pudrowego różu.

Kiedy wychodził na korytarz, bezczelnie zostawiając za sobą cały chlew, przez myśl przeszedł mu pomysł, że zawsze ma drugą opcję. Jeśli stwierdzi kiedyś, że praca dla policji go przerasta, zawsze może zostać handlarzem szlafroków, bo miał ich więcej, niż jakikolwiek człowiek powinien potrzebować.
Może wtedy jego problemy finansowe odeszłyby w niepamięć?
— Marzenia ściętej głowy — odpowiedział na własne pytanie, upijając po tym łyk wina, które zabrał ze sobą półświadomie.
Teoretycznie nawlókł coś na siebie, w praktyce nie zawiązał w pasie sznurka, więc korytarzem szedł w sumie nago, świecąc wszystkim, czym mógł. Te skłonności do nudyzmu nieco gryzły się ze swoistym lękiem przed dotykiem i utraceniu kontroli, ale jednocześnie dodawało mu to nieco... satysfakcji? Poza tym na jego ciele nie było chyba chociażby jednego pieprzyka, którego Lucjan już by nie widział.
Do pokoju dotarł więc z wysoko uniesioną głową i półpełną butelką jeżynowego wina.
Nie miał ochoty na niespodzianki, ostatnio nawarstwiło się ich zbyt wiele, ale pomimo szczerej niechęci, postanowił pojechać i zrobić to, co miał do zrobienia. Ostatnią rzeczą, do której byłby skłonny, było przyznanie się do zmęczenia i chwilowego braku chęci do jakiegokolwiek uczestnictwa w sprawie przekwitu. Uderzyło go to nagle; na początku emanował pewnością siebie, był przekonany, że pójdzie mu jak z płatka, jednak emocje z poprzedniego dnia i te podczas samotnej libacji w wannie uświadomiły mu, że bez broni i jakichkolwiek informacji o mordercy jest celem komicznie łatwym do zdjęcia.
Był jak samotny kogut, chowający się w pustym kurniku przed ubojem, skierowany przodem do ściany z myślą, że skoro on nie widzi zagrożenia, to ono nie widzi jego.
Gówno prawda, zagalopował się i konsekwencje dawały już o sobie znać.

Ironia przekwitu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz