Rozdział 26

4K 336 39
                                    

" Wampiry"

Lewis

Zacisnąłem usta w wąską kreskę.
Ojciec nie odpowiedział jej, więc postanowiłem zaprowadzić ich do jadalni.

Usiedli przy stole, oczekując na resztę gości.

- Zaraz dojdzie...- zauważyłem, że o dziwo Zoe również nie ma.

Co ona kombinowała?

Sam

- Zoe...? Zostaw mnie...- poprosiłem, kiedy dziewczyna przybliżyła swój nos do mojej szyi.

Ta jednak zaciągnęła się zapachem i z uśmiechem oznajmiła.

- "Beta", tak? - zaśmiała się.

- Co tu się dzieje?! - Breda przerwała czynności alfy swoim ostrym tonem.

Dziewczyna odeszła ode mnie trochę, po czym spojrzała na kobietę, która zasłoniła mnie swoim ciałem.

- Rodzina już przybyła. Pewnie na was czekają. - spojrzała groźnie w oczy molestującej.

- Masz rację. - ponownie się zaśmiała. - Chodźmy lepiej. - ostatni raz spojrzała w moim kierunku, po czym ruszyła do jadalni.

Kiedy odeszła, Breda złapała  delikatnie za  moje ramiona.

- Uważaj na siebie. - powiedziała.

- Będę. - przytuliłem ją z uśmiechem, a następnie poszedłem.

Sam

Wszedłem do pomieszczenia. Jego ściany były czarno-czerwone, zaś podłogę przykrył perski złoty dywan. Na środku stał długi, podłóżny stół, nakryty, a obok około dwudziestu, albo trzydziestu krzeseł. Na ścianach prawdopodobnie wisiały portrety rodziny Lewisa i o dziwo dostrzegłem również i jego.

- Podejdź. - oznajmił męski, niski głos.

Wyrwany z zamyślenia spojrzałem w stronę dźwięku. Dopiero teraz dostrzegłem czterdziestolatkę oraz stojącego obok dryblasa.

Serio. Wyglądał jak członek Yakuzy. To znaczy...Chyba.

- Mamusia! Tatuś! - Zoe wyprzedziła mnie, po czym pobiegła uściskać owe postacie.

Wtedy zrozumiałem, że to nie wampiry, a rodzina Lewisa.

Kurwa. Oby to nie było dziedziczne.

Na szczęście państwo nieumarli teściowie zajęli się córką i miałam czas na oddech. Niestety nie długo cieszyłem się samotnością.

- Już jesteś. - Lewis dotknął mojego ramienia.

Spojrzałem na niego ciut zarumieniony. Modliłem się, aby salsa mojego serca pozostała tylko w środku.

Lewis odwrócił jednak wzrok i chrząknął zwracając uwagę reszty.

- Oto brat mojej omegi, Sam. - przedstawił.

Niezręczny sytuacją uśmiechnąłem się głupio.

- My się już znamy~ - Zoe poruszyła dwuznacznie brwiami.

Zauważyłem poirytowanie u blondyna.

- Zatem nie przedłużamy. - odezwał się ojciec. - Chętnie poznamy naszą przyszłą rodzinę.

Tak więc wszyscy zasiedli do stołu.

Na talerze zostało nałożone dla nas jedzenie. Przede mną oprócz niego oraz dania znajdowały się widelce, łyżki i noże. Żebym tylko wiedział, którą z nich je się zupę.

Wziąłem pierwszą lepszą i próbując podpatrzeć sałuwawr wir, jadłem.

Wreszcie zagadała kobieta.

- A więc...Czemu twoja siostra nie mogła się zjawić? - spojrzała na mnie spode łba.

- Otóż...Aktualnie ma dużo roboty na głowie....- uśmiechnąłem się nerwowo.

- Czyli wysłano ciebie tutaj, abyś przestał im tam pasożycić? - odezwała się Zoe swoim wesołym tonem.

Kogoś mi ona przypomina....Jebana Peggy...Nawet teraz za nią nie tęsknię. Albo...Może trochę?

- Zoe! - warknął Lewis.

Ten wydawał się zestresowany. Jakby to spotkanie było dla niego wyrokiem.

- Zwracaj się do gościa jak należy. - zmrużył gniewnie oczy.

Dziewczyna nie odezwała się już więcej.

Nagle poczułem silne feromony, przez które moje dłonie zaczęły się trząść. Serce waliło mi w piersi, a w głowie pojawiały się mroczki. Złączyłem stawy kolan ze sobą. Wiedziałem już dlaczego mój organizm dziwnie się zachowywał.....Ruja.


--------

Lololo nawet nie sprawdzam błędów. Nie chce mi się xD

Tak to jest kiedy baba ma okres. Wiecznie by żarła... XD

~Perfect Omega A/B/O BL~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz