Rozdział 35

3.9K 340 55
                                    

" Kurwamen "

Sam

Jeszcze nigdy nie widziałem takiego piekła.

Razem z Fritzem staliśmy w progu zszokowani. Jak szanowany klub może kryć taką tajemnicę?!

W środku znajdowała się masa omeg. Były wychudzone, wyniszczone i nieporównywalnie biedniejsze, niż koleżanki piętro wyżej.

Czułem się gorzej, niżeli w celi zakładu karnego.

Ściany pokrywała zdarta tapeta. Z sufitu na świat spoglądał grzyb, a podłoga (dziurawa), zapewne nieraz przyczyniła się do wypadku, w szczególności jak wracasz do tego miejsca w nocy.

Łóżka stały obok siebie w drobnych odstępach, w których znajdowały się krzywe szafki. Pościele miały wyblakły kolor brązu oraz szarości. Dodam, że zauważyłem oznaki wszawicy.

W środku, jak już wspominałem, znajdowały się zapłakane kobiety w obdartych szatach, niektóre trzymały płaczące dzieci na rękach, bądź chowały je widząc obcych, mężczyźni; również omegi, będący cali w ranach oraz krwi, siedzieli w kątach opatrując rany, bądź nieprzytomni na łożach (grunt, że otrzymali jakiekolwiek wsparcie), dzieci; nie było ich za dużo, ale również nie doskwierał ich brak. Nie od wszystkich tych niewinnych istot wyczuwałem zapach omeg, jednakże ciężko je odróżnić; każdy posiada jednakową długą fryzurę (oprócz noworodków), a także brązowe łachy.

To był koszmar.

Nie wiedziałem już gdzie spojrzeć.

Grupa zamarła, patrząc na nas, jednakże my też nie wiedzieliśmy co czynić.

Wreszcie ktoś pchnął nas do środka, zamykając drzwi na klucz.

Wygłodniałe ofiary, kiedy poczuły świeże mięsko, rzuciło się na nas niczym wygłodniałe psy.

Ean

Usłyszałem głośne walenie do drzwi. Niechętnie podniosłem się z łóżka.

- Już idę! - mruknąłem zaspany.

Nałożyłem na siebie szlafrok oraz kapcie. Pukanie było coraz głośniejsze i z każdą chwilą narastało.

- Kurwa! Już otwieram! - wrzasnąłem, przekręcając klucz w zamku. - Czego do pizdy mojego wuja!?

Z dołu patrzyła na mnie niewinna, pomarszczona, krzywa morda starej kurwy z sąsiedztwa.

- Dzień dobry sąsiedzie. - uśmiechnęła się pogodnie.

Wow, zdziwiłem się. Od kiedy ona jest taka miła?

- CZY MOŻESZ MI DO CHUJA WYJAŚNIĆ GDZIE UKRYWA SIĘ TA JEBANA, ŻYCIOWA OFERMA O IMIENIU MÓJ WNUK?! - wybuchnęła.

Czego ja od niej oczekiwałem?

Niechętnie zaprosiłem ją do środka, aby wyjaśnić całą tą sytuację. Przymknijmy oko na fakt, że najchętniej zamknąłbym ją w pralce i wykurwił ją na Marsa, aby kosmitów powkurwiała. Może u nich eutanazja zadziała poprawnie.

Sam

- Fritz, boję się. - wtuliłem się bardziej w nagiego szczyla.

- Już dobrze, princesso. Grunt, że mamy chociaż dla ciebie ubranie. - uśmiechnął się promiennie.

Tak, dobrze rozumiecie. Pozbawili nas ubrań, aby mieć je dla siebie. Fritz poświęcił naszą kołdrę i zrobił z niej dla mnie tymczasowe odzienie. Tymczasem on został bez niczego.

Aktualnie leżeliśmy przytuleni do siebie na łóżku, ponieważ było to jedyne bezpieczne miejsce. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, kiedy uznaliśmy, że jest bezpiecznie.

Fritz obczajał ubranie dla siebie, ja zaś siedziałem jeszcze na łożu, aby to wszystko przemyśleć.

Wtedy przede mną zatrzymała się brązowowłosa dziewczynka.

- Mamusiu, ten pan pachnie alfą stada. - wskazała palcem w moim kierunku.

- Jennefer! - z tłumu wyłoniła się jasna blondynka, z ogromnym brzuchem. - Nie ładnie tak zaczepiać obcych. - złapała ją za rękę.

Spojrzała na nas.

- Bardzo za nią przepraszam. Ou...- urwała. - Faktycznie pachniesz jak Alfa Lewis.

Serce zabiło mi z żalu.

- Czy ty...- zacząłem. - Wiesz coś o nim?

- Och...tak. Mogę? - wskazała głową na łóżko.

- Proszę. - powiedziałem.

Kobieta usiadła obok mnie, wzdychając. Widocznie była już w zaawansowanej ciąży i zbyt duży ruch nie wpływał na nią dobrze.

Przy okazji przedstawiłem się.

- Marie. - odwzajemniła. Pochyliła się szepcząc mi do ucha. - Wiem tylko tyle, że twój alfa zamówił dzisiaj jedną z dziewczyn. Ma się zjawić jedna z nas i jedna z elity, aby mógł ją wybrać.

- Słucham?! - ponownie poczułem się zraniony. - Ja...Muszę się z nim zobaczyć! - zawołałem.

- Nie tak głośno...- wskazała na śpiących chorych. - Bardzo wam kibicuję i z chęcią pomogę.

Nagle podszedł do nas Fritz, wyglądający jak grek w stroju ujebanym w gównie.

- Jak wam się podoba moja kreacja~? - zapozował.

EAN

- Chujowa sprawa...- skomentowała starucha.

- Owszem. - potwierdziłem popijając herbatę tylko dla arystokracji.

- No, ale cóż...- wstała i podciągnęła swoje galoty pod spódnicą. - Znowu Babcia będzie musiała ratować mu tą tłustą dupę.

- Jakby co, to karabin jest w łazience. - wyszedłem z pokoju obojętny na dalsze wydarzenia.

// No...To w następnym rozdziale zrobię akszyn + komedia ^^

~Perfect Omega A/B/O BL~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz