Rozdział 30

4.4K 347 45
                                    

" Be Happy "

Lewis

- Taaaak. - odpowiedział Ean lekceważąco. - Ale o tym opowiem ci pewnej nocy, kiedy będziemy zlani w trzy dupy, dobra?

- Yyy... No nie wiem... - przyznałem zaskoczony oraz zakłopotany jego propozycją.

Przypominały mi się czasy, kiedy wraz z Eanem mieliśmy po czternaście lat. Tak się zachlaliśmy, że podobno biegaliśmy po wiosce z kondomami na ryjach. Do dziś nie wiem ile w tym prawdy...

- A co z Samem? Powoli dochodzi do siebie i... - ponownie mu przerwałem.

- Ogłoszę to na dzisiejszej kolacji. Dopilnuj, aby wszystko poszło z planem. - spojrzałem na niego spode łba. - Na razie niech ten smarkacz czuje się swobodnie... Niech myśli, że będzie mu tu dobrze... Ale pozory mylą...

Sam

- Fritz, skoro już jestem napedzony i uprany, to mogę wyjść z tych szterech szcian. - powiedziałem z pełnymi ustami.

Rudowłosy kazał mi się umyć, uczesał mi włosy, wybrał ubrania, (które przywiózł z mojego pseudo domu) oraz karmił już jakieś dwadzieścia minut. Przeżuwałem, a ten tylko szukał momentu, aby mi coś tam jeszcze dołożyć.

- No, moje Bubu jest takie urocze~ - zachwycił się.

- Jeb się.- ściągnąłem z głowy różową czapeczkę i rąbnąłem nią w jego krzywy ryj.

- Wychodzę. - powiedziałem i skierowałem się do drzwi.

Nagle odbiłem się od czegoś. Był to tors Eana. Spojrzałem w górę.

- Nigdzie nie idziesz, Sam. - przemówił oschle. - Zoe grasuje jeszcze w rezydencji, a więc nie wolno ci opuszczać tego pokoju. Wyjątek - toaleta.

- W takim razie idę do toalety! - upierałem się.

- Saam...- westchnął Fritz. - Możesz mieć problemy, jeśli pójdziesz do Bredy bez pozwolenia.

- Niech sobie to w dupę wsadzi! Breda to moja przyjaciółka! Muszę zobaczyć jak się ma! - krzyknąłem.

Beta skrzywił się, rezygnując z oporu.

- Niech będzie...Ale tylko pięć minut...- mruknął.

- Tak! - przytuliłem go mocno z uśmiechem.

Fritz spojrzał na nas rozczulony.

- Wymyślę wymówkę czemu was nie ma. - powiedział rudy. - Ty Ean pójdź z Samem.

- Tak jest. - czarnowłosy kiwnął głową.

Breda

- Wszystko mnie boli...- przyznałam lekarzowi. - Kiedy to przejdzie?

- Nie wiem. - odpowiedział. - Rana ma problem z gojeniem...Wdarło się zakażenie i...- przerwał.

- I co? - zapytałam zaskoczona.

- Istnieje ryzyko raka. - wyrzucił w końcu.

- Słucham? - mój głos złamał się pod wpływem emocji.

- Ale...To nie jest jeszcze potwierdzone! - zaczął panikować. - Dopiero robimy badania i analizujemy wyniki!

- Kiedy będzie wszystko wiadome?

- Tego też nie wiem... Ale poinformuję panią. - potem rozmowa skończyła się na szybkim oraz niezręcznym pożegnaniu.

Zabolało mnie w klatce piersiowej. Przerażona dotknęłam serca, jednak panikę przerwało pukanie do drzwi.

- Proszę! - wydusiłam dławiąc w środku uczucie bólu.

Do środka zajrzała niska postać. Po chwili w progu znalazł się Sam. Wszedł prędko, zamykając z trzaskiem drzwi.

- Dziecko, drogie, co ty tu robisz? - przemówiłam, nakazując, aby podszedł bliżej.

Objęłam go mocno. Jest taki chudy i delikatny....

- Kiedy dowiedziałem się co się stało...- spojrzał w moje oczy. - Musiałem cię zobaczyć. Jak się czujesz?

Usiadł na krześle obok łóżka, ponieważ pozycja pochylona nad łóżkiem nie była dla niego wygodna.

- Eh...Bywało gorzej. - westchnęłam. - Już mi lepiej, jednak lekarze nadal każą mi odpoczywać.

- Cieszę się, że nic ci nie grozi. - uśmiechnął się promiennie.

Gdybym tylko powiedziała mu o dzisiejszej rozmowie.

Wyciągnęłam z kieszeni karty. Pudełko było już stare i trochę poniszczone, jednak jego zawartość pozostawała w idealnym stanie.

- Mam dla ciebie prezent. - powiedziałam, pokazując mu cenną rzecz.

- Karty? - spojrzał na nie zafascynowany.

- Owszem. - uśmiechnęłam się. - Chcesz zagrać?

- Pewnie! - zawołał ochoczo.

Sam

Grałem z Bredą dobrą godzinę. Nawet nie zauważyłem jak szybko upłynął ten czas. To pewnie dlatego, że byłem zajęty oraz Ean się nie upominał.

Kiedy się zorientowałem, że muszę wracać, drzwi jej pokoju się otworzyły, a w środku znalazł się Lewis.

- Co ty tutaj robisz? - warknął wkurzony.

- Lewis! To nie tak! Zostaw go! - Breda zaczęła panikować.

- Nie wtrącaj się. - uciszył ją.

Kobieta usiadła na łóżku oraz chciała wstać, jednak była jeszcze strasznie słaba. Zachwiała się, jednak w porę ją złapałem. Pomogłem powrócić jej na łoże.

- Przestań! - fuknąłem. - Nie widzisz, że ona się źle czuje?! - spojrzałem groźnie w jego oczy, chociaż w środku cały się telepałem.

Ten złapał mocno mój łokieć.

- Nie dość, że przez ciebie stało się to wszystko, jesteś nieposłuszny i jeszcze mi się stawiasz?! Chodź tu! - zawołał swojego sługę.

Rozkazał mu, aby powiedział każdej ważnej osobie w stadzie, aby przybyli do jadalni teraz.

Wyciągnął mnie z pokoju Bredy, ignorując jej wołania. Po drodze spotkaliśmy zszokowanego Eana, który również zaczął ingerować.

- Ean, kurwa, spierdalaj! - zawołał, odganiając go jak muchę.

Weszliśmy do już pełnej jadalni. Rozpoznałem tam jedynie Kriss, bo Ean był obok nas.

- Skoro już wszyscy są...- zaczął Lewis. - To skażecie tego gówniaża. - rzucił mną niedbale, aż upadłem na podłogę.

Oczy wszystkich patrzyły na mnie wrogo.

- Biczowanie! - zaproponował jeden, stary typ.

- Odizolowanie! - zawołała starsza kobieta.

- Alfo, mój pomysł jest najlepszy! - rozległ się głos z tłumu.

Tłum zrobił miejsce ślicznej blondynce. Była bardzo seksowna, pomimo tego iż nie miała balonów napompowanych...dobrze wiecie czym...

- Słucham, Jane? - uśmiechnął się, widząc uśmieszek opiekunki bet.

- Zostanie zesłany do Domu Szczęścia. Tam pozna kilka równych mu omeg. Niech pozna swoje prawowite miejsce i korzenie. - wyszczerzyła się anielsko.

Wszyscy poparli ją, oprócz Kriss, która stała się markotna i wkurzona na widok blondyny.

- To dobry pomysł. - potwierdził Lewis. - Wiedziałem, że można na ciebie liczyć.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to Dom Szczęścia.

// dzisiaj dłuższy rozdział, bo mam wenę ^^

~Perfect Omega A/B/O BL~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz