Rozdział 40

3.7K 290 55
                                    

" EloEloELoElo. Karetka Ean nadjeżdża Auuu! "

Lewis

Wszystko działo się szybko.

Ean złapał przerażoną dziewczynkę, po czym objął ją. Tym gestem ochronił ją przed atakiem. Jennefer dopiero w jego objęciach zdała sobie sprawę z zagrożenia, a z nagłego strachu, nożyczki wypadły jej z dłoni.

- A wy co tu robicie?! - wrzasnął Vicki.

Naprawdę całe to zajście wyprowadziło go z równowagi i przyznam, że nigdy dotąd nie widziałem tak wkurwionej omegi. Mam nadzieję, że tylko on ma tą chorobę, bo nie wyobrażam sobie przechodzić coś takiego z Samem.

Nagle zza pleców czarnowłosego wyłoniła się postura Stelli, który trzymał w rękach metalową blachę, średniej wielkości. Takiej, w której mama zawsze piecze sernik.

Blondyn zamachnął się i z całej siły uderzył przedmiotem w głowę dziwki. Usłyszeliśmy głuchy odgłos oraz jęk bólu, po czym źrenice Vicki zatańczyły kółko, a następnie chłopak leżał już na ziemi z odkrytym tyłkiem.

- Zabierzcie to obsrane dupsko ode mnie. - warknął Ean, zasłaniając dziecku oczy.

Stella potarł dłońmi o siebie, jakby ten wyczyn był jego dumą oraz prostą, codzienną czynnością, którą wykonuje niemalże z dziecinną łatwością.

Przez chwilę całkowicie zapomnieliśmy o Marie, jednakże ta zaczęła krzyczeć z żalu.

- Moje dziecko! Pomóżcie! - jej dłonie, w których trzymała malca były we krwi, jednakże nie to było dziwne.

Dziecko nie płakało.

Sam

- Fritz, odłóż to na miejsce. - warknąłem.

- Na serio planujesz się w takich majtach pokazać Lewisowi? - uśmiechnął się durnowato.

- Słucham?! Co przez to rozumiesz?! - fuknąłem oburzony.

Wraz z rudowłosym, po obiedzie, postanowiliśmy odpocząć trochę u mnie. Jak na typowusego ogrinell geja przystało, ten rozczapiszony kogut bez fiuta dobrał się do mojej garderoby i zaczął w niej grzebać. Nie dość, że sprawdzał dosłownie wszystko - od skarpet po czapki, to jeszcze skurwiel dobrał się do mojej bielizny.

Nie rozumiem tylko jednego... Dlaczego przyczepił się do niebieskich bokserek w różowe samolociki? Przecież Hitler i wojna są teraz na topie!

- On na pewno skorzysta z usługi VIP twojego odrzutowca. - zaśmiał się.

- Jeb się. - mruknąłem gniewnie.

Te jego żarty są nieśmieszne i wkurwiające.

Nastała chwila niezręcznej ciszy.

- Ej Sam, też myślisz, że o czymś zapomnieliśmy? - zapytał nagle, zmieniając temat.

- O czym ty mówisz? - zacząłem, jednakże wtedy coś wpadło mi do głowy. - Nie, raczej o niczym. - machnąłem dłonią.

Fritz ponownie się zamyślił, a po chwili jego wyraz twarzy się zmienił.

- Sam, ty debilu! Zapomnieliśmy o naszych kutasach! - wrzasnął.

- Co? - zdziwiłem się.

- Lewis i Ean! - wtedy mnie olśniło.

Lewis

Skamieniałem.

Pierwszy raz byłem w tak ciężkiej i skomplikowanej sytuacji.

- Mamo! - zawołała dziewczynka biegnąc do zalanej łzami kobiety.

- Pomóżcie mojemu dziecku! - wrzeszczała.

Zacisnąłem pięści, czując gulę w gardle.

Dziecko było już martwe. Świadczyło o tym jego nienaturalny kolor skóry oraz brak ruchu klatki piersiowej. W ogóle sam brak płaczu jest również symbolem niepokoju.

- Ean, zawołaj kogoś. - mruknąłem wiedząc, że i tak nic nie uda się już zrobić.

- Mamo, nie płacz. - brunetka przytuliła ją, ale zdesperowana matka odepchnęła córkę skupiając się na martwym chłopcu.

- Zostawcie mnie i ratujcie moje dziecko! - wolała szlochając obficie.

Jennefer upadła na podłogę. Z jej twarzy wywnioskowałem, iż była w szoku oraz trwała w ciągłym przerażeniu.

Kojarzyła mi się ona z ofiarą. Taką biedną i bezradną.

Do głowy przybyło kilka smętnych wspomnień, o których pragnąłbym zapomnieć.

Zrobiło mi się jej szkoda.

- Chodź. - podszedłem wyciągając w jej stronę rękę.

Ta jednakże patrzyła na mnie osłupiała.

- Nic nie zdziałasz. - przyznałem. - Lepiej zostawić ją teraz samą.

Te słowa dotarły do niej. Jennefer wstała z moją pomocą, a następnie pozwoliła się wyprowadzić z pokoju.

// I co sądzicie?

~Perfect Omega A/B/O BL~ [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz