" Cymbał "
Sam
Jestem u tej starej kurwy już drugi dzień. Leżę teraz w łóżku i opadam z sił. Cały dzień pracowałem w jej zarośniętych grodach. Zajmowałem się ziemniakami, pomidorami i cebulą. W dodatku nie pozwoliła mi wyjść poza teren jej ogródka, którego z całego serca nienawidziłem.
Postanowiłem, że przemyśleniami zajmę się jutro, a teraz po prostu pójdę spać.
Usłyszałem trask. Potem kolejny i nagle całą armię.
Otworzyłem oczy, podnosząc się do siadu. W drzwiach zobaczyłem staruchę, wraz z dwoma patelniami w ręce. Stukała nimi o siebie, aby narobić hałasu i mnie zbudzić.
Zszedłem posłusznie do kuchni, po czym pomogłem jej w przygotowaniu posiłku.
Zasiedliśmy do stołu bez słowa, bo wciąż byłem na staruchę zły za tą pobudkę.
- Co się tak lampisz? Jedzenia w misce nie widział? - fuknęła.
- Jak pies je, to nie szczeka. - mruknąłem do siebie i na szczęście głucha baba tego nie usłyszała.
- Dobra, cioto, słuchaj. Dzisiaj nie chcę cię widzieć w domu, ty antyspołeczny gnoju. Idź na plac zabaw się z kolegami pobaw, a w pracy pomożesz mi wieczorem. - wstała, aby oddać swój talerz do zlewu.
Byłem w szoku. Szybko poszło.
Tak więc, aby nie marnować chwili, wybiegłem z domu i udałem się, według jej instrukcji, do wioski, a stamtąd do najbliższego miasta.
Idąc pustą drogą polną wreszcie natknąłem się na jakiś budynek. Z radością pomyślałem, że jestem blisko miasta, ale w pobliżu nie znajdowało się nic poza tym. W dodatku zdziwiłem się niemało kiedy tajemniczy budynek okazał się Klubem Vaniliowym.
Podszedłem bliżej. Z baru wyszedł jakiś podpity beta, wraz ze śliczną dziewczyną omegą. Zazdrościłem jej trochę urody. Udali się w stronę lasu, a potem już ich nie więcej nie ujrzałem.
Postanowiłem, że skoro nadażyła się okazja, to wejdę i poznam kogoś nowego. Dawniej powiedziałbym, że jakąś ładną betę, ale no...Trochę to nie pasuje i wypada mi zostać gejem.
Przekroczyłem próg drzwi. W lokalu grała skoczna muzyka, do której młode wilki tańczyły na parkiecie. Niektórzy siedzieli na kanapach w kątach i spędzali czas na swój sposób, zaś kolejni pili przy stolikach, albo barze.
Dołączyłem do tych siedzących. Zamówiłem kawę, która o dziwo była tam dostępna. Usiadłem, obserwując otoczenie, aż podszedł rudowłosy, wysoki, a także bardzo chudy wilk.
- Hejka, jesteś nowy? Nareszcie jakiś normalny! - dosiadł się. Położył swoje czarne, brudne buty, jak gdyby nigdy nic, na blacie i uśmiechnął się do mnie.
- Nie do końca. Jestem tu od niedawna i nie przeszedłem jeszcze testu. - przełknąłem głośno ślinę.
- Kapuję, kapuję. - machnął dłonią. - Ja go wcale nie przeszedłem. W każdym bądź razie jestem Fritz. - uśmiechnął się.
- Sam Wirstwood. - podałem mu rękę.
- Miło cię poznać. Witamy w okolicy! Tylko...Uważaj na alfy, omego. - szepnął.
- Zaraz, skąd ty...? - przeraziłem się.
- Phi! Moja mama też nią jest, więc umiem je rozpoznawać na kilometr. - powiedział.
- Rozumiem...Wiesz, wolałbym, abyś nie rozgadywał, że jestem omegą, a wręcz zachował to dla siebie. Wyłącznie siebie. - otarłem pot z czoła.
- Spoko! - uśmiechnął się, wstając. - Będę miał na ciebie oko, mały! - pomachał mi na pożegnanie, a następnie zniknął w tłumie.
- Ty cymbale! Nie jestem mały, tylko niski! - wrzasnąłem za nim, jednak wątpiłem czy to usłyszał.
Dopijałem już kawę, kiedy drzwi baru ponownie się otworzyły. Do środka wszedł wysoki, farbowany blondyn, z widocznymi odrostami. Jego ubranie składało się z czarnej skórzanej kurtki oraz tego samego koloru spodni. Towarzyszyły mu dwie osoby, ubrane podobnie jak on.
Skierował się do baru, stał obok mnie, ale nawet nie spojrzał w tą stronę. Zamówił drinka o nazwie, której nawet nie umiałem wymówić. Cholerny łamacz języka.
Siedział przez chwilę, czekając na spełnienie zamówienia.
W tamtej chwili serce zabiło mi jakoś mocniej. Poczułem jego mocny zapach. Żadne słowa nie umiały tego opisać.
Nie widziałem nawet jego oczu, ponieważ miał czarne okulary, ale czułem, że mógłby nimi przejrzeć mnie na wylot, albo wywołać u kogoś strach. Cudowne.
Nagle jakaś dziewczyna - omega, rzuciła mu się na szyję. Kolejna, tym razem beta, pocałowała go w policzek oraz objęła. Obie pochłoniętę były rozmową, które niestety prowadziły one same, ponieważ alfa nie był rozmowny.
Wstał, jakby miał je dosyć i udał się do jednego z foteli, stojących w kącie. Dosiadł się do bety, po czym rozpoczął z nim rozmowę. Olać szczegół, że bety i omegi wieszały się im na szyję, że całowały ich stopy, że siedziały im na kolanach. Najgorsze było to, że tą betę już znałem. To on gonił mnie w lesie. To on dostał po głowie od babki i to on miał po mnie wrócić.
Prędko wstałem, jednak zaraz po tym się przewróciłem. Cholera, co jest?! Nagle, nade mną zjawił się Fritz, uśmiechnięty jak wcześniej.
- Wow, tak szybko znalazłeś przeznaczonego? - zdziwił się. - No wstawaj, trzeba zwiewać, bo rujka. - podniósł mnie.
- Zaraz, co? - mruknąłem.
- Opowiem ci u mnie, spadamy. - zaczął się kierować do wyjścia z lokalu.
Wtedy zerknąłem kątem oka ponownie na alfę. Akurat on też patrzył w moją stronę.
- Fritz, ty cymbale...
-----------------
Oto jest i rozdział! Pisałam go trochę dłużej, ponieważ nie miałam pomysłu jak on trafi do baru. Anyway, rozdział (przed napisaniem) wydawał mi się nudny, ale powstał.
Dziękuję za uwagę!

CZYTASZ
~Perfect Omega A/B/O BL~ [ZAKOŃCZONE]
Hombres LoboŻycie piętnastoletniego Sam'a legło w gruzach kiedy okazało się, że nigdy nie był alfą, a omegą. Musiał zapomnieć o kontynuowaniu nauki sztuki walki oraz wypisać się z elitarnej szkoły, do której należał. Pewnego dnia przychodzi do chłopaka list, we...