Rozdział 1

78 3 4
                                    

Funikeona znów obudził ten nieznośny, dzwoniący codziennie budzik, oznajmiając nadejście kolejnego wspaniałego, zimowego dnia. I znowu to samo - Pomyślał. Znowu mamy poniedziałek, jest szósta godzina i czas wstać do szkoły licząc na to, że ten tydzień minie tak szybko, jak każdy poprzedni i ponownie będzie weekend. Młodzieniec potrzebował dodatkowej, pięciominutowej drzemki, aby w końcu zwlec się z łóżka. Kątem oka zauważył, że jego siostra nadal pochrapuje w najlepsze, niezrażona godziną.
-Ej, śpiąca królewno! - Krzyknął i rzucił w nią poduszką.
-Zostaw mnie, nigdzie nie idę. - Powiedziała sennie Rozalia. Jego siostra lubiła sobie pospać jeszcze bardziej niż jej brat.
-Kochana siostrzyczko, chciałbym ci przypomnieć, że mamy sprawdzian na pierwszej lekcji i wypadałoby go napisać.
-Ech, pewnie masz rację. - Rzekła zrezygnowana Rozalia i również zsunęła się z łóżka. Odgarnęła włosy z czoła. - Ale tak bardzo chce mi się spać.
Ubrali się i zeszli na schodami na dół do kuchni. Tam z szerokim uśmiechem na twarzy powitał ich ich ojciec.
-Dzień dobry państwu. Wstałem dzisiaj wcześniej i postanowiłem zrobić wam śniadanie. Siadajcie proszę. Zaraz podam jajecznice.
-Um, tato?
-Tak, Fin?
-Bo zawsze mnie to dziwi. Jak potrafisz być tak pełnym energii wcześnie rano. O ile można tę porę nazwać ranem. Na zewnątrz jest czarno.
-Pozostaje optymistyczny, bo mam wspaniałą rodzinę, dzięki której codziennie rano mam powód, żeby wstać i kolejny dzień dać z siebie wszystko. To wszystko wasza zasługa. Sekretem jest też kawa. - Mrugnął do nich. - No, zajadajcie.
W trójkę usiedli przy okrągłym stole. Jedno krzesło było już od lat puste, jednak zawsze szykowali i to miejsce, jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Ale, niestety, wydarzyło się. Po śmierci matki, ojciec całkowicie się załamał. Minęło bardzo dużo czasu, nim chociaż trochę udało mu się ochłonąć. Nie był jednak już tak jak dawniej. Miał głebokie poczucie winy, uważał, że gdyby w momencie śmierci był przy swojej ukochanej, uratowałby ją. Dlatego, rodzeństwo, tak bardzo cieszyła każda chwila szczęścia, jaka spotykała ich ojca. Jak dobrze było zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Uśmiech należący do uprzednich czasów, gdy każde miejsce było zawsze zajęte, a ich rodzina prowadziła wspólne, szczęśliwe życie.
-Co robisz dzisiaj tato? - Zapytał ojca Funikeon.
-No cóż. Nie mam dzisiaj większych planów na wychodzenie. Muszę tylko zajść do przychodni po wyniki badań i wracając musiałbym zajść do sklepu, bo mamy pustą lodówkę. Do której dzisiaj macie?
-Jak zwykle do piętnastej. - Odpowiedziała mu Rozalia
- W takim razie prosiłbym was, abyście od razu po szkole udali się do domu. Dzisiaj na obiad będzie pomidorowa. Jak przyjdziecie, to będzie już ugotowana.
Po skończonym śniadaniu ubrali się, spakowali plecak i wyszli do szkoły. Na zewnątrz nadal było ciemno i zimno.
-Zimno. Kawy. Spać. - Sapał Funikeon.
-A na mnie to narzekał. - Warknęła Rozalia. - Czemu nie wypiłeś kawy w domu, jak tak bardzo jej potrzebujesz. Zawsze idziesz pod ten głupi automat.
-Roz, nie zrozumiesz. Kawa sypana to nie to samo. A w automacie mogę sobie wziąć taką kawę, jaka mi się żywnie podoba. Może dzisiaj sobie wezmę Moccacino? Tak, definitywnie Moccacino.
-A to nie była czekolada?
-To jest kawa z czekoladą, Roz - Uśmiechnął się Funikeon. - Cała rozkosz w jednym napoju.
Po drodze spotkali przyjaciela Funikeona, Mikołaja. Ten również narzekał na ból świata.
-Czemu musi być tak zimno? - Powiedział na przywitaniu.
-Znam ten ból - Odpowiedział Funikeon. - Jak tam… No wiesz... Randka się udała?
-Dalej nie odważyłem się jej spytać. Nie miałem odpowiedniej okazji.
-Mikołaj, uganiasz się za nią od roku. Weź w końcu dupę w kroki i wykonaj pierwszy ruch. - Odparła mu Rozalia. - Jeśli jesteście sobie przeznaczeni to wystarczy iskra, żeby wszystko się ułożyło. Ja to widzę tak. Podejdź kiedyś wieczorem pod jej dom i zaproś ją na spontaniczny spacer. Będziecie razem przy świetle lamp. Tylko ty i ona. Wysil się. Pokaż jej, że jesteś romantykiem, każdą częścią ciebie pokazuj jej jak bardzo ci na niej zależy, ile dla ciebie znaczy. Naprawdę nie potrzeba dużo żeby rozniecić kobiece serce. Wysil się trochę!
Dziewczyna klepnęła go po plecach.
-Jesteś świetnym chłopakiem, brakuje ci tylko trochę pewności siebie.
-To nie jest takie proste, Roz. Wiesz że bardzo mi zależy, tylko boje się, jak zareaguje, gdy wyznam jej swoje uczucia. Już parę razy miałem okazję, ale nie byłem gotowy.
-Wszystko będzie dobrze. Pasujecie do siebie. Poza tym sam powiadasz, że “Niewykorzystane okazje się mszczą", nie?
-No niby tak ale…
Funikeon szturchnął Mikołaja w ramię.
-Ogarnij się chłopie. Dasz sobie radę, musisz tylko uwierzyć.
Mikołaj spojrzał na nich z wdzięcznością.
Doszli do szkoły. Do rozpoczęcia pierwszej lekcji pozostało jeszcze dziesięć minut więc Funikeon ruszył do automatu do kawy. W tym samym kierunku szło kilka osób. Funikeon przyspieszył kroku. - O nie, automat jest mój! - Pomyślał. - Łapy precz. - Dotarł pierwszy, jednak okazało się, że, tak naprawde, był jedyną osobą, która tam się wybierała. Reszta uczniów szła po prostu do klasy. Funikeon wrzucił monety, wybrał napój, odebrał go i zaczął delektować się jego wyjątkowym smakiem. Teraz mogę szczęśliwie rozpocząć dzień. Życie znów nabiera sensu.
Skierował się w stronę klasy. Do końca przerwy zostały dwie minuty.
-Kawa kawa kawiiiliiijon... - Nucił pod nosem przerobiony tekst piosenki, który przyszedł mu do głowy. Był bardzo dumny ze swojego nowego dzieła.
Test nie był aż tak trudny. Większośc grupy napisała go już w pół godziny i następne piętnaście minut czekała. Następne dwie godziny poświęcili chemii doświadczalnej. Funikeon zawsze lubił przeprowadzać doświadczenia. Na dzisiejszej lekcji podgrzewali wodorosiarczan. W pewnym momencie Rozalia, zbyt blisko palnika, zbliżyła szkiełko zegarowe i naczynie pękło strzelając rozgrzanym kwasem do góry. Na szczęście nie wydarzyła się żadna tragedia. Posprzątała po sobie i ruszyła pewnym krokiem do sali od Polskiego. 
-Z czego tak się cieszysz? Spytał Funikeon. 
-Bo spędzimy dwie godziny na lekcji polskiego, a ja uwielbiam polski.
-Jak możesz uwielbiać polski, przecież ty masz problemy z czytaniem!
-Nie drocz się ze mną. - Rozalia wydymała policzki. - Polski jest świetny. Szczególnie teraz, gdy omawiamy romantyzm. Jest to moja ulubiona epoka. Gdybym mogła sama ustanawiać modę, to wprowadziłabym emocjonalizm. Powrót do romantyzmu. Moim zdaniem ludzie powinni się kierować uczuciami i miłować siebie nawzajem. Co o tym sądzisz?
-Ja tam cały czas myślę o biologii. Dwie godziny nieustannego skupienia nad prezentacją. Dobrze, że my mamy tą godzinę okienka. Przynajmniej zdążę się pouczyć. Nasza kochana nauczycielka nie pytała mnie jeszcze nigdy od początku roku. Boję się, że w końcu mnie do siebie zaprosi. 
-Zapewne i tak niczego nie powtórzymy przed biologią. Jak zawsze cała godzinę prześledzimy rozmawiając ze znajomymi.
Zakończyło się tak, jak mówiła Rozalia. Nie nauczyli się niczego. Całą godzinę rozmawiali o zbliżających się świętach, rozplanowywali, jak urządzić impreze urodzinową dla koleżanki i poznali parę nowych memów. Tak zakończyła się godzina wolnego i nadszedł czas pójść do sali biologicznej. Do lekcji pozostało jeszcze parę minut, więc razem podeszli do terrarium z tyłu klasy przywitać się z wężem. Funikeon otworzył szybkę i wyciągnął stworzenie. 
-Cześć Robert. - Przywitał się. Stworzono oplotło się wokół jego ręki.
Podszedł do nich kolega Damian.
-Uwielbiam tego gada. - Powiedział. Pogłaskał węża po brzuchu. Robertowi wyraźnie się to spodobało i przepełzał na jego ręce. Podeszła do nich Rozalia i podstawiła wężowi palec pod nos, żeby ten zrobił jej buc. Rozpromieniła się. To była ostatnia sztuczka, jakiej go niedawno nauczyli. Robert nie był jak inne węże. Zachowaniem przypominał typowego domowego Burka. I był bardzo kochany. 
Rozalia spojrzała na Damiana. - Nauczyłeś się cyklu rozwojowego paprotników?
-A gdzie tam. Cały dzień siedziałem z Niną. - Odparł jej.
-Norma. - Uśmiechnął się Funikeon.
-Hej! Ja przynajmniej mam dziewczynę. Ty też powinieneś sobie kogoś znaleźć. Fajny z ciebie chłopak. Nie powinieneś być sam.
-Wpisz to na swoją listę postanowień noworocznych. - Uśmiechnęła się Rozalia.
-Nie, Roz. Go trzeba zmotywować. Masz miesiąc. Weź w końcu dupę w kroki i zagadaj do którejś.
-Zabawne - Rozalia parsknęła śmiechem. - Dokładnie to samo powiedziałam Mikołajowi.
Funikeon spojrzał na nich zdziwiony. - Pogięło was? Oczywiście sam wiem, że już czas. Potrzebuje miłości. Ale to nie powinno być tak. To powinno wyjść naturalnie. Nie wolno się spieszyć w sprawach miłosnych, bo tylko się na tym ucierpi.
-Ale też musisz w końcu przejąć inicjatywę, Fin. - Odparł Damian.
Do klasy weszła nauczycielka biologii.
-Odłóżcie węża. - Rzekła. - Zaczynamy lekcje.
Posłusznie wsadzili stworzonko do terrarium i zajęli swoje miejsca.
-Zgaście światło i zasłońcie rolety. Dzisiaj omówimy nagonasienne. Zwiemy je też nagozalążkowymi. Tym co wskazuje na ich przynależność do nasiennych jest...
Boże dwie godziny prezentacji. - Pomyślał Funikeon. Znowu kolejny dzień siedzimy i kujemy coś, co zapewne nigdy nam się nie przyda. Dałbym wszystko za jakąś emocjonującą przygodę. Żeby wydarzyło się coś paranormalnego. Walczyć na śmierć i życie z wampirami, latać na smokach. Kogo obchodzi jak rozmnaża się jodła.
W końcu doczekali się dzwonka oznajmiającego koniec zajęć. Funikeon chyba jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy mogąc wyjść ze szkoły i pójść do domu. Czekał tam na nich uśmiech taty i talerz ciepłej zupy pomidorowej. 
Na dworze sypał śnieg. Cała ziemia pokryła się w białym puchu, który przyjemnie chrupał pod stopami. Gdzieniegdzie widać było biegające dzieci tarzające się w śniegu i lepiące bałwany. Minęli lodowisko, gdzie rozpromienieni ludzie krążyli w kółko w ruchu tanecznym, podśpiewując świąteczne piosenki, dobiegające z głośników. Panowała tam wesoła atmosfera, Funikeonowi jednak wcale nie podobał się ten widok. Nienawidził zimy. Okres ten nazwał czasem zimowej depresji. Czasem, gdy na świecie było zimno i ponuro.
-Kurde kiedy w końcu będzie wiosna. Chcę słoneczka, ptaszków ćwierkających w koło. Oszaleć można z zimna. - Rozpaczał Funikeon
Rozalia miała podobne zdanie na ten temat, chciała jednak nie pokazywać tego przed bratem
–Nie marudź. Ciesz się chwilą. Zimą też może być fajnie. Owszem siedzisz w domu, bo za zimno, żeby wyjść, ale jakoś nie zauważyłam, żeby leżenie przy kominku i popijania kakałka całymi dniami było dla ciebie czymś złym.
 Funikeon poczuł, że się rumieni.
–Przypominam ci że leżysz tam ze mną, więc się nie wymą... O nie! – Zobaczył karetkę przed domem. – musiało stać się coś złego z tatą jak nas nie było. Szybko, chodź!
 Zdyszani wbiegli przez rozwalone drzwi do domu. W środku na kanapie leżał ciężko dyszący ojciec w towarzystwie dwóch ratowników, którzy próbowali załatać dziurę w klatce piersiowej ojca, z której nieustannie broczyła krew. Podbiegli pytając co się stało. Zwrócił się do nich jeden z ratowników.
–To wasz ojciec? Biedaczyna został napadnięty przez jakieś dzikie zwierzę. Musiało być ogromne. Ogrom rany wskazuje na coś pokroju niedźwiedzia, ale nie żyją przecież tu żadne niedźwiedzie. Sąsiedzi też nic nie widzieli. Stracił dużo krwi i zaczyna umierać. Nie możemy nic zrobić. Zostawimy was na chwile, żebyście się pożegnali. Boże, tak straszne mi przykro.
 Rodzeństwo nie mogło powstrzymać łez. Powoli podeszli do ciężko dyszącego ojca.
–Ej! Czo to za smutne miny. Nie jest ze mną przecież aż tak źle. – próbował ich pocieszyć, zobaczył jednak, że nic to nie daje, więc stał się całkowicie poważny  – Słuchajcie, jak zapewne widać niedługo pożegnam się z życiem. Zostaniecie sami na tym świecie. Przed chwilą zadzwoniłem do wujka Bronka. Obiecał, że się wami zaopiekuje. Mama by tego chciała. - Zaczął kasłać krwią.- Zostawcie mnie nie chcę żebyście oglądali moją śmierć. Jak najszybciej spakujcie się i idźcie. Wujek was już tam oczekuje. Nie czekajcie ani chwili. Nie darowałbym sobie, gdyby wam coś się stało. On się wami zaopiekuje. Tak. On was obroni.
-Przed czym? Spytał Fin?
Ich ojciec pokręcił głową. Ucałował obojga na pożegnanie i skinął im kończąc tym samym rozmowę. Funikeon ani myślał zostawiać ojca w takim stanie, Rozalia jednak postanowiła uszanować ostatnią wolę ojca i pociągnęła opierającego się brata do pokoju.
-Roz, czemu? Czemu nasz ojciec? Czemu on. Czemu jakiś niedźwiedź miał włamać się do domu tylko po to, aby go zabić. – Rozpaczał chłopak.
– Nie wiem. Ale zadałeś dobre pytanie. "Czemu?". Przecież to się kupy nie trzyma. Wiesz co myślę? Że to wcale nie był przypadek. Ktoś napadł na ojca. Tylko po co?
– Ty i te twoje teorie spiskowe.
–Myślisz że sobie żartuje? Zastanów się! Śmierć taty nie jest nieszczęśliwym wypadkiem. Cały dom jest w ruinie. Żałuję, ale nie chciałam naciskać na ojca, będącego w tym stanie, aby powiedział nam, co się dokładnie wydarzyło. Ktoś czegoś chciał od naszego ojca i pytanie czy to znalazł. To jeszcze nie koniec Fin. Tata każe nam uciekać z miasta. Tu nie jest bezpiecznie. To tu wróci.

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz