Rozdział 15

9 1 0
                                    

Aqua powoli otworzyła oczy. Uniosła lekko, ociężałą od zmęczenia, głowę. Patrzyła na nią para zaciekawionych oczu. Aqua uśmiechnęła się i podniosła się, żeby ucałować dziewczynkę w czoło.
-Hej maleńka w końcu się obudziłaś. Jak się czujesz?
-Dobzie mamusiu. Gdzie jest tatuś?
-Jeszcze śpi. Za nim był ciężki dzień więc kazałam mu pójść do łóżka. Powinnaś się czegoś napić.
Sięgnęła po bukłak z wodą uniosła Emmie lekko główkę i pomogła się napić. Dziewczynce piła tak łapczywie że zaksztusiła się i gorączkowo zaczęła odkaszliwać wodę.
-Ej, powolutku. - Upomniała ją Aqua. - Poleż jeszcze chwilę. Musisz odpoczywać. Tatuś powinien niedługo przyjść.
-Ty teź wyglądasz na zmęczoną mamusiu. - Powiedziała zaniepokojona Emma.
Rzeczywiście od jakiegoś czasu Aqua nie czuła się najlepiej. Ostatnie wydarzenia odcisnęły na niej stałe piętno. Radość, którą zawsze tryskała i optymizm, z którego była znana, zginęły bezpowrotnie. Gdy zginęli jej rodzice, zginęła także cząstka jej duszy. Nie chciała tego po sobie pokazywać, próbowała ukryć cierpienie, ale wiedziała, że już nie jest tą samą Aquą. Dziewczynka, jaką była zaledwie tydzień temu, przestała istnieć i już nigdy nie wróci. Teraz stała się zmęczoną życiem kobietą. Dojrzała. To nie były dobre zmiany. Życie ukazało jej swe prawdziwe oblicze zbyt szybko. Świat okazał się okrutny. Czy zawsze tak było? - Zadała sobie pytanie. - Nigdy nic jej nie groziło. Rodzice chcieli ją uchronić od zła tego świata tak długo jak mogli. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Tak długo żyła w marzeniu, w iluzji idealnego świata, nie dostrzegając tego, co się dzieje wokół niej. Świat był pełen cierpienia, śmierci, ale jej to nie dotyczyło. Wszystko się teraz zmieniło. Od chwili, gdy ojciec umarł jej na kolanach, już nie potrafiła zaznać szczęścia. Co chwila powtarzała Funikeonowi, że jeszcze jest nadzieja. Nie jego jednak chciała przekonać. Chciała to wmówić samej sobie. Uwierzyć, że to nie koniec. To jednak nic nie dawało. W chwili, gdy Fin skoczył z klifu, chcąc to wszystko zakończyć, chciała tam skoczyć razem z nim. Zginąć, uciec od tego wszystkiego. Nie potrafiła jednak. W ostatniej chwili uratowała ich obu. Ale dlaczego? Byłoby już po wszystkim a oni obaj uniknęliby dalszego cierpienia.
Spojrzała jeszcze raz na zaniepokojoną Emmę.
-Nic mi nie jest kochanie. - Zmusiła się do uśmiechu.  - Jestem tylko troszeczkę zmęczona. -Odgarnęła dziewczynce jej włosy z czoła.
To jest to! Powód dla którego wciąż żyła. Ostatnie słowa ojca. Miał rację. Nie mogła zginąć. Miała rodzinę. To ona dawała jej siłę, by postawić kolejny krok. To ona stała się jej sensem życia. Tak długo, jak byli razem, nie mogła się poddać.
W tym samym momencie do namiotu wpadł zdyszany Edmund.
-Nie ma go! - Wysapał. - Odszedł!
Aqua momentalnie zbladła. Nie musiała pytać o kogo chodzi. Wiedziała. Wiedziała, że to się stanie, a mimo to odrzucała tę myśl. Może jednak nic się nie zmieniło? Może nadal żyła w iluzji? To jednak teraz nie miało znaczenia. Fin zniknął. Uciekł w nieznane. Zewnętrzny świat nie jest bezpieczny. Czeka go pewna śmierć. Muszą go znaleźć zanim będzie za późno.
Do pokoju wbiegły zdyszane dziewczyny.
-Przeszukałyśmy całą okolicę. - Powiedziała Miłość. - Nigdzie go nie ma.
-Nikt go nie widział i nikt nic nie wie. Rozpłynął się bez śladu. - Dodała Poison.
Aqua poczuła ucisk na ręce. Odwróciła się i zobaczyła zalaną łzami Emmę.
-Mamusiu, gdzie jest tatuś? Czy on nie wróci? Nie chcę żeby odchodził!
Aqua przytuliła mocno dziewczynkę.
-Nie martw się kochanie. Znajdziemy go. - Spojrzała na pozostałych. Nie możemy się poddać. Musimy się rozdzielić i jeszcze raz przeszukać okolicę. Znajdziemy go.
-Mamusiu idę z wami! - Powiedziała Emma i spróbowała wstać z łóżka, jednak zachwiała się i upadłaby na podłogę, gdyby nie złapała jej Miłość.
-Idźcie. Ja z nią zostanę.
-Jestem pewna, że z twoją zdolnością do wyczuwania uczuć innych łatwiej byłoby ci go znaleźć.
-Niestety ostatnio mój błędnik szaleje. Praktycznie zewsząd wyczuwam rozpacz i depresję. Poza tym ktoś musi tu zostać, jakby Fin postanowił wrócić. I tak nie czuje się najlepiej. Byłabym tylko ciężarem.
Edmund spojrzał zaniepokojony na swoją ukochaną.
-Skarbie, co się dzieje?
-Nic... nie ważne. - Odwróciła wzrok. - Na co czekacie? Nie ma ani chwili do stracenia! Idźcie go szukać!
-Anabeth ma rację. - Powiedział zdecydowanym tonem Edmund. -Idziemy!
Razem skierowali się biegiem w stronę wylotu jaskini.
Aqua spojrzała kątem oka na swojego brata.
-To jaki jest plan?
-Rozdzielimy się i przeszukamy okolicę. - Odpowiedział jej Edmund. -Nie mógł uciec daleko. Może gdzieś jeszcze tu jest. - Jej brat starał się ukryć przerażenie, ale było widać, że sam wątpi w swoje słowa.
-Fin też jest smokiem. - Wtrąciła się Wiktoria. - Może być wszędzie!
-Mimo to nie powinniśmy się poddawać!
Jako, że wyjście znajdowało się od strony zachodu, okolica znajdowała się w półmroku.. Trwał właśnie przypływ, więc większość brzegu była zalana przez wodę. Wiała lekka bryza, lecz nie zwiastowała ona niczego dobrego. Niosła zwątpienie, poczucie że coś ma się wydarzyć. Aquę znów ogarnęło to dziwne, budzące trwogę, uczucie. Jakby to nie wiatr owiewał jej włosy, a czyjaś ręka. Jakby była kukiełką w rękach Mędrców, grającej na wielkiej scenie świata. Jakby wszystko było już z góry zaplanowane a ona miała odegrać tylko swoją rolę. Szeleszczący w uszach wiatr brzmiał jak czyjś szept. Aquę po plecach przeszedł dreszcz.
Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
-Aqua? - Głos Edmunda wyrwał ją z zamyślenia. - Czy coś się stało?
-Nie. To nic. - Skłamała.
-Aqua, wiesz, że się martwię. - Powiedział jej. - Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Jestem twoim starszym bratem.
-Naprawdę nic mi nie jest. Edmund nie traćmy czasu, szukajmy go!
-No dobrze. - Westchnął. - Wiktoria poleci na południe, ja sprawdzę północ, a ty Aquo polecisz na zachód przez morze. Poison, tobie przypadnie najtrudniejsze zadanie. Zbadaj okolicę w pobliżu murów zamkowych. Wybranie się tam byłoby dla niego samobójstwem, a chyba nie jest aż takim idiotą, ale nie możemy być niczego pewni. Nie oddalajcie się dalej niż zasięg pięćdziesięciu kilometrów od Obozu. Jeśli go znajdziecie to sprowadźcie go tutaj. Spotkamy się w tym miejscu o zachodzie słońca. A i jeszcze jedno. Starajcie się nie rzucać nikomu w oczy.
Jednocześnie Edmund, Aqua i Poison przemienili się w smoki i ruszyli na cztery strony świata.
Fin!, gdzie jesteś? Dlaczego nam to zrobiłeś? Po tym wszystkim? Nie znasz tego świata! Kierujesz się na pewną śmierć! Mogłeś chociaż nam coś powiedzieć. Zabrać nas ze sobą. Zabrać ze sobą Emmę. Ona cię potrzebuje Fin. Ty skończony idioto!
Szybowała kilka metrów ponad płaszczyzną wody tak, aby móc dostrzec całą okolicę wokół siebie. Gdzieniegdzie widziała jakiś statek przepływający pod nią. Czasem ktoś wystrzelił w jej stronę harpun, raz ledwo uniknęła zetknięcie z ostrzem. Na statkach nie pływali tylko żołnierze króla. Niektórzy z nich byli najzwyklejszymi rybakami, którzy nie byli nawet smokami. - No tak - Pomyślała Aqua. - Smocza krew się ceni.
Gdzieniegdzie z morza wyskakiwały jakieś selkie. Aqua ucieszyła się na ich widok. Od zawsze lubiła towarzystwo ludzi - fok. Byli to najwięksi sprzymierzeńcy jej ojca. Od lat utrzymywał z ich królem dobre kontakty. Sama miała wśród nich wielu przyjaciół. Ojciec zawsze powtarzał, że to nie siła daje im największą władzę, ale terytorium. Selkie panowały nad wszystkimi wodami w krainie.Każdy kontynent oraz każda wyspa były od niej zależne. Ojciec zwykł jej powtarzać “Kto panuje nad morzem, ma władzę nad wszystkim”. Te słowa stały się jej mottem życiowym. Morze od zawsze było jej siłą. Klejnot Aquy był jej przypisany od samego początku. Woda była jedynym miejscem, w którym czuła się naprawdę bezpieczna. Dawała jej siłę.
Nagle jedna z Selkie wyskoczyła z wody prosto przed Aquą. Dziewczyna ledwo zdążyła wyhamować.
-Ewelina, gdzie ci tak śpieszno? -Usłyszała głos z dołu.
Spoglądały na nią trzy selkie. Aqua na rozpromieniła się na ich widok. Byli to jej najlepsi przyjaciele. Rosłej postury samiec nazywał się Artur, a znajdujące się po obu jego stronach bliźniaczki Britney i Brenda. Mimo, że przyjaźnili się od małego, Aqua nigdy nie potrafiła ich rozróżnić.
-Szukam przyjaciela. - Powiedziała im Aqua. - Zaginął i nigdzie nie możemy go znaleźć.
-Uuu przyjaciel powiadasz? Przystojny? - Zapytała jedna z sióstr.
Aqua się zarumieniła.
-No wiecie… To mój kuzyn! - Krzyknęła cała czerwona na twarzy.
-Wiesz jak mówią. Kto kuzyna nie przeleci ten do nieba nie poleci. - Zachichotała druga dziewczyna.
-Ej, dziewczyny przestańcie. Aqua poczuła, że się cała gotuje.
-No dobra, dobra. Jak nie chcesz to mogłabyś coś tam mu o mnie szepnąć. - Dziewczyna puściła do Aquy oczko.
-Britney!
-Jestem Brenda. - Uśmiechnęła się dziewczyna.
-Dziewczyny, proszę was. Fin zaginął i muszę go znaleźć. Nie widziałyście może niebieskołuskiego smoka z tatuażem na nadgarstku w kształcie sopla lodu?
-Wiedziałybyśmy, gdyby ktoś taki przemierzał tą okolicę. Wiemy o wszystkim co przemierza nasze ziemie, o ile mogę je tak nazwać. - Zachichotała. - Twojego chłoptasia tutaj niestety nie ma. Musisz go szukać gdzie indziej.
-Jeszcze trochę się porozglądam. Wiem, że mówisz prawdę, ale nie mogę się tak łatwo poddać. Znajdę go choćby nie wiem co.
-Nie pozostaje nam więc nic innego niż życzyć ci powodzenia. - Westchnął Artur - Nie zatrzymujemy cię. Wpadnij do nas przy najbliższej okazji co? Już od tak dawna się nie widzieliśmy.
-Nie zapomnę. Dziękuję wam za wszystko. Trzymajcie się.
-A i jeszcze jedno. Pozdrów wuja Bronka od naszego ojca.
Aqua zastygła w bezruchu. Znowu zrobiło jej się słabo.
-To wy… nic nie wiecie?
Cała trójka popatrzyła na nią zdziwiona.
-O czym nie wiemy?! - Zapytali jednocześnie.
-Mój tata nie żyje. Został zamordowany przez króla Akunari.
-Co?! Jak to?! - Wykrzyknęła Brenda.
-Akunari nas przejrzał. O wszystkim wiedział. Cały nasz plan, całe przygotowania poszły na nic. Zastawił na nas pułapkę. Sama ledwo uszłam z życiem.
-Czy reszta…
-Są bezpieczni. Razem z Edmundem, Amelią i Dziką, Anabeth i Finem schroniłam się w Obozie Zagubionych Dusz. Jesteśmy tam bezpieczni.
-Więc to koniec? - Zapytał Artur. - Poddajemy się?
-Nie. - Powiedziała twardo Aqua. - To jeszcze nie koniec. Ojciec powiadał, że “przegrywamy dopiero w momencie,kiedy się poddajemy”. Nie pozwolę, żeby jego starania poszły na marne. Przywództwo objął teraz Edmund. Obmyśla nowy plan. Britney, Brenda, powiedzcie o wszystkim waszemu ojcu. Przepraszam, że wcześniej się nie odzywaliśmy. Po prostu za dużo się działo. Obiecuję, że dam wam znać tak szybko, jak tylko wymyślimy nowy plan i...
-Aquo, spokojnie. Rozumiemy. - Odpowiedziała jej Brenda. Leć szukać twojego przyjaciela. My popłyniemy niezwłocznie do ojca.
Jej przyjaciele zniknęli w morskich odmętach. Aqua chwilę przypatrywała się miejscu, w którym przed chwilą znajdowali się jej przyjaciele, po czym odwróciła wzrok i ruszyła w dalszą drogę.
Dziewczyny jednak miały rację. Słońce chyliło się już ku zachodowi a Aqua nadal nie znalazła żadnych śladów Funikeona. Z każdą chwilą coraz bardziej traciła jakiekolwiek nadzieje na odnalezienie go. Jednak zbliżał się ustalony czas spotkania i trzeba było wracać. - Mam nadzieję, że innym poszło lepiej ode mnie.
Myliła się jednak. Gdy doleciała z powrotem pod jaskinie, reszta rodziny już na nią czekała. Wszyscy mięli załamane miny.
-Mam nadzieję, że poszło ci lepiej niż nam… - Zapytał ją Edmund. Jej brat był strasznie załamany sytuacją.
-Niestety. Żadnych śladów. Przeszukałam całą okolicę. Po drodze spotkałam Brendę z Britney oraz Artura. Dziewczyny przekażą królowi Kazimierzowi wiadomość o śmierci naszego ojca. O wszystkim im powiedziałam.
Edmund skinął głową.
-Z tego wszystkiego zapomniałem napisać do niego list. - Westchnął Edmund. - Jak mogłem zapomnieć o tak ważnej rzeczy.
-Hej, nie obwiniaj się. - Spróbowała go pocieszyć Poison. Śmierć taty była dla nas wszystkim wielkim ciosem. Wróćmy do środka. Z samego rana wznowimy poszukiwania.
Twarz jej brata wyrażała nieme przekleństwo. Amelia miała rację. Przez ostatni tydzień wiele się wydarzyło. Śmierć ojca, a następnie siostry Funikeona, a następnie utrata własnych rodziców odcisnęły trwały ślad w jaźni każdego z nich.
Weszli do groty. Wszyscy, których napotkali na swojej drodze patrzyli na nich z wrogością. Aqua słyszała jak szeptali za ich plecami.
-Podobno morderca uciekł z naszej wioski. Co za tchórz. Uciekł zamiast przyjąć sprawiedliwą karę jak mężczyzna. - Słyszała głos jakiegoś mężczyzny
-Mam nadzieję, że spotka go taki sam los. Że ktoś go zamorduje z zimną krwią,a jego ciało sczeźnie  w samotności.
-Nikt za nim nie zapłaczę. - Odpowiedział mu drugi.
A więc już wiedzą. Już każdy wie o ucieczce Fina.
-Dlaczego każdy traktuje go jak największe zło? - Wybuchła Aqua. - Mamy nad głową wojnę!
Szepty ucichły. Wszyscy przypatrywali się jej w milczeniu.
-Aqua, nie pogarszaj sytuacji. - Szepnął do niej Edmund. - Mamy już i tak wystarczająco problemów. Nie chcę, abyśmy jeszcze musieli się obawiać, że ktoś postanowi nas zabić podczas snu.
-Ale… -Zaczęła Aqua, lecz na jedno spojrzenie Poison przerwała.
-Edmund ma rację. Nie prowokujmy ich.
Weszli do namiotu. W środku Anabeth z Emmą grały na łóżku w karty.
-Wróciliście! - Przywitała ich Emma. - Znaleźliście tatusia?
-Niestety kochanie. - Aqua starała się, aby jej głos brzmiał jak najspokojniej. - Nie zostawił żadnych śladów. Ale nie martw się. Znajdziemy go. Nie zostawimy go.
-Nie potrzebnie na niego wtedy nakrzyczałem. - Usłyszała za sobą głos Edmunda. - To przeze mnie uciekł. Gdyby nie to...
-Co ty znowu wygadujesz? - Przerwała mu Wiktoria. - To nie twoja wina. Fin po prostu nie mógł sobie poradzić z tym wszystkim. Pewnie myślał, że tak będzie najlepiej. Że jego ucieczka rozwiąże wszystkie problemy.
-Idiota! -  Krzyknęła Aqua. - Jak mógł nas tak zostawić!
-Musimy wszystko przemyśleć na spokojnie - Wtrąciła Poison. - Funikeon może być wszędzie. Nie mamy szans na znalezienie go. Moim zdaniem powinniśmy teraz skupić się na uspokojeniu ludzi i przejęciu zamku.
-Jak możesz tak mówić?! - Krzyknęła zrozpaczona Aqua. - Fin jest naszą rodziną. Nie możemy go zostawić na pastwę losu.
-Mamy lepsze wyjście?
-Ja...
-Znajdę go. - Przerwał im Edmund. - Poison, przekazuję ci dowodzenie. Zrób wszystko co będziesz musiała. Tylko nie zaczynaj powstania do mojego powrotu.
-Co chcesz zrobić? Nawet nie wiesz gdzie szukać.
-Ja nie, ale znam kogoś, kto będzie wiedział. Podobno przy Górze Początku i Końca przy ziemiach Przeklętych znajduje się Świątynia Czasu, w której mieszkają trzy Wyrocznie.
-To tylko legenda. Szukanie czegoś,co nie istnieje to tylko strata czasu.
-Dopiero co walczyliśmy z Behemotem. Jednym z Mędrców, o których też myśleliśmy,że istnieli tylko w legendach. Dalej twierdzisz, że to tylko bajki? Poza tym, Fin twierdził, że spotkał jeszcze dwoje Mędrców, Eris i Iroh. Jeśli to prawda to Wyrocznie też muszą istnieć.
-Nawet jeśli to prawda to one służą Eris. Myślisz, że cokolwiek ci powiedzą?
-Warto spróbować. To jedyny trop. Poza tym warto też sprawdzić ziemie Przeklętych. Podejrzewam, że to właśnie tam uciekł Fin. Do zwykłych ludzi.
-Lecę z tobą. - Powiedziała zdecydowanie Aqua.
-Nie. Posłuchaj mnie. Tutaj jesteś bezpieczna. Musicie trzymać się razem. Nie darowałbym sobie jakby coś wam się stało. Wrócę jak najszybciej.
Anabeth podeszła do Edmunda i mocno go pocałowała.
-Nie mogę pozwolić, żebyś na opuścił Edmundzie. Nie teraz...
-Muszę. Wiesz, że cię kocham. Obiecuję ci, że…
-Chciałam z tym poczekać na jakąś lepszą okazję. Jest coś,o czym powinieneś wiedzieć. Jestem w ciąży.
Edmund patrzył na nią oszołomiony.
-Ty...Ja… Nie wiem co powiedzieć. Jestem taki szczęśliwy. Ale nie mogę go tak zostawić. Anabeth wrócę. Obiecuję.
-Ale…
Edmund przerwał jej kolejnym pocałunkiem.
-No dobrze. Tylko bądź ostrożny. Będziemy na ciebie czekali. Wróć jak najszybciej. Chcę, żebyś był przy porodzie.
-Będę, obiecuję.

***

Funikeon nieprzerwanie parł przed siebie. Już dawno darował sobie jednak lot, bo mocne prądy powietrzne okazywały się zdradliwe i już kilka razy strąciły go z kursu i omal nie zabiły. Zrezygnował nawet ze swojej smoczej postaci. Chciał resztę swoich dni spędzić jako człowiek. Żałował wszystkiego, co się wydarzyło w ostatnim tygodniu. Nie powinni nigdy odnaleźć tego świata. Mógł teraz siedzieć razem z Rozalią przy kominku w domu ich wuja popijając sobie kakałko i ciesząc się Świętami. W momencie, kiedy przekroczył portal, przekroczył bramy śmierci. Rozalia mogła sobie mówić co chciała, ale pani Aniewiczowa od początku miała rację. Pojawiając się tu, skazali się na to przeklęte przeznaczenie. Fin żałował tego, że wciąż żyje. Wszyscy jego najbliżsi oddali życie tylko po to żeby uratować jego nic nieznaczące życie. To przez niego śmierć zabrała wszystkich, których kochał. Oni wszyscy zginęli na próżno. Funikeon miał już tego dość. Chciał pozbyć się wszystkiego co było związane z owymi wydarzeniami. 
Ostatnie wioski już dawno zniknęły za horyzontem i teraz wędrował przez niezmierzone odludzia. Z początku mijany las przeistoczył się w zieloną łąkę,na której tu i tam było słychać ciche pobzykiwanie owadów, z czasem jednak i ono ucichło. Z każdym mijanym krokiem trawa zaczynała żółknąć i rosła coraz rzadziej. Nawet niebo zblakło, jakby nie chciało istnieć nad tym miejscem.
-Już blisko. - Powtarzał sobie Funikeon. - Jeszcze tylko trochę.
Stanął przed szarą, jałową ziemią. Wokół nie było nic. Żadnych roślin ani zwierząt. Przed nim horyzont stykał się z ziemią zamykając pustkę która nieprzerwanie ciągnęła się przed nim.
Funikeon uśmiechnął się na ten widok.
-A więc to jest ta Przeklęta Ziemia.
Postawił pierwszy krok na jałowym gruncie. Poczuł się dziwnie spokojny. Nie oglądał się za siebie. Zostawiał za sobą swą przeszłość, na zawsze pozbył się swojego imienia i przeznaczenia. Nareszcie był wolny.

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz