Rozdział 2

29 3 0
                                    

Funikeon był zawieszony w przestrzeni. Wokół niego nie było nic. Absolutna pustka. Czyżby to był koniec? Czyżbym umarł? –  zastanawiał się. – A więc tak wyglądają zaświaty. Będę przez wieczność lewitował w nicości. Szkoda, że już nigdy nie zobaczę się z Roz. Pewnie teraz też dryfuje gdzieś po drugiej stronie chaosu. Niczego w życiu nie żałuję. Spędziłem wiele cudownych chwil i jestem za nie dozgonnie wdzięczny. Żal mi tylko wuja, który będzie się zamartwiał nad naszymi rozszarpanymi przez czarną dziurę ciałami, o ile nie rozszerza się ona teraz i nie pochłania całego świata. - Funikeonowi było już wszystko jedno. - Pal licho tamten świat. Nic mi już tam nie pozostało. – Mamo, tato, czekajcie na mnie. – Powiedział pogodziwszy się z myślą o śmierci.
–Funikeonie… – Usłyszał z oddali cichy głos. Ktoś go wołał. Wzywał do siebie.
Funikeon rozejrzał się wokół. Ujrzał przed sobą ciemną sylwetkę, z klepsydrą i kosą w  dłoniach, unoszącą się na potężnych skrzydłach. Z artefaktów bił jasny blask, który oświetlał postać. Ciało miała okryte czarnym płaszczem, a głowę przykrywał jej kaptur, spod którego wystawały tylko wielkie krwistoczerwone ślepia z których emanowała żółta poświata. Czyli że tak wygląda śmierć? Westchnął
–Witaj Śmiercio. Przyszłaś po moją duszę? Proszę, zabierz mnie od wszystkich przekleństw tego świata. Chcę ponownie spotkać się z rodziną.
W głowie usłyszał jej głos. – Witaj Funikeonie wiedziałam, że wkrótce do mnie trafisz. Powiedziała ciemna sylwetka. – Jestem Eris, Mędrzec tabu i przeznaczenia. Wiele w ostatnim czasie przeżyłeś. Nie martw się. Twoja droga nie kończy się tutaj. Jeszcze nie nadszedł twój czas. Czeka cię jeszcze trudne zadanie. Proszę, przejdź przeze mnie. Dam ci mądrość. Będziesz mógł jej użyć jednak dopiero wtedy, gdy nadejdzie czas. A teraz zbliż się i poznaj swe przeznaczenie. –  Przez głowę Funikeona zaczęły przelatywać miliony myśli, obrazów i uczuć. Tego co już się zdarzyło i tego, co dopiero nadejdzie. Był przeklęty przez los. Przyjdzie mu zmierzyć się z największym lękiem. Będzie musiał zabić to co najbardziej kocha. Zmierzyć się z własnymi słabościami. Od jednej decyzji będzie zależał los całego świata. Ziemskiego i wszystkich innych. Miał go zniszczyć lub ocalić przed zniszczeniem. Natłok myśli nie nastawał. Chłopak poczuł, że zaraz wybuchnie.
– Przestań! – krzyknął – za dużo! Dosyć! – myśli jednak nie przestawały napływać. Nagle usłyszał znowu głos Eris
–Przykro mi ale to wszystko, co mogę ci dać Funikeonie. Reszta zależy teraz od ciebie. – Fala myśli się skończyła. – Pamiętaj, przyjdzie ci kiedyś za tą wiedzę srodze zapłacić.  Żegnaj – Błysło niebieskie światło i Funikeon nagle zaczął spadać w głąb niebieskiej rozpadliny. Wyleciał z wiru, który zamknął się tuż za nim. Wylądował na zielonej polanie. Obok leżała ciężko dysząca Rozalia, ściskająca w objęciach Deny. Gdy tylko złapała oddech, podniosła się z ziemi.
– Gdzie my jesteśmy? – Spytała
–Nie wiem Roz. Ale jedno jest pewne. Mamy jakieś zadanie do wykonania.
–O czym ty wogóle mówisz? – zdziwiła się Rozalia
–Nie rozmawiałaś z Nią?
–Z jaką nią?!
–Z Mędrcem o imieniu Eris!
–Z jakim znowu Mędrcem?! Wskoczyliśmy w ten wir, który od razu nas wyrzucił tutaj. Wszystko w porządku? – Spytała widząc zdenerwowanego brata
–Nic nie jest w porządku. Eris mówiła, że spoczywa na mnie jakieś ważne zadanie. Że moje przeznaczenie jest przeklęte. Że to ode mnie zależy los wszystkich światów. Że mam je uratować lub zniszczyć. I podarowała mi mądrość. – Nagle się skapnął, że nie pamięta ani jednego fragmentu z przekazanej wiedzy. "Będziesz mógł jej użyć jednak dopiero wtedy, gdy nadejdzie czas" Przypomniały mu się słowa Eris. A potem następne "Przyjdzie ci kiedyś za tą wiedzę srodze zapłacić" Ta myśl go niepokoiła najbardziej. I tak już wszystko stracił. Co jeszcze mogli mu odebrać?

***
Już dobrą godzinę szukali drogi powrotnej. Funikeon co jakiś czas spoglądał na telefon z nadzieją, że będzie miał chociaż jedną kreskę zasięgu, ale jego próby okazały się bezskuteczne.
-Szukaj jakichś run. Czegokolwiek! - mówiła bratu Rozalia - Musi być jakieś wyjście!
Funikeon w końcu nie wytrzymał i wybuchł
-Mówiłem ci że to droga w jedną stronę! Ale nie, ty mnie nie słuchałaś, bo czemu miałbym mieć rację! Teraz będziemy tkwić na tym łez padole do końca naszych dni. I to jest tylko i wyłącznie twoja wina!
-Hej nie kazałam ci skakać tu za mną! Poza tym, jak na krainę umarłych, nie jest tu aż tak źle. Jesteśmy na zielonej łące, wokół nas są piękne kwiaty, a z góry padają na nas promienie letniego słońca. Chociaż uciekliśmy od zimy, na którą tyle narzekałeś. - Mówiąc to ściągnęła z siebie kurtkę zimową i pokazowo wyrzuciła ją w gąszcz traw. - Chodzenie w kółko i zamartwianie się nie ma sensu. Jakby tu coś było to już dawno byśmy to znaleźli. Chodź, rozejrzyjmy się po okolicy.
-Rozalio, posłuchaj mnie! Wiem, że bardzo ekscytujesz się tym, co się stało, ale to nie jest zabawa. Niebieski wir wciągnął nas nie wiadomo gdzie i jest całkiem możliwe, że nigdy nie uda nam się wrócić. Bądź racjonalna. Tak, lokacja, w jakiej aktualnie się się znajdujemy wydaje się całkiem spokojna, ale kto wie co kryje się dalej.
-Nie dowiemy się póki nie sprawdzimy. No chodź, proszę. Prędzej czy później i tak będziemy musieli się stąd ruszyć bo umrzemy z głodu. No chyba że chcesz się odżywiać kwiatami nieznanego pochodzenia. - Odpowiedziała mu z przekąsem.
-Widziałaś gdzieś Deny? - obydwoje rozejrzeli się zdenerwowani. - Jak znowu gdzieś uciekła to już po niej. Głupia powsinoga!
-Ej, spokojnie. Znasz ją. Lubi zwiedzać nowe okolice. Zaraz pewnie wróci. Patrz! Tam jest. - wskazała na pagórek daleko przed nimi.
-Chodźmy po nią. Potem wracamy i wznowimy poszukiwania drogi powrotnej.
-Jak sobie życzysz szefie. Przynajmniej na chwilę się stąd ruszymy.
Pobiegli szybko do Deny.
-Ej gamoniu. - Funikeon zwrócił się do Deny - Mówiłem żebyś nigdzie się od nas nie oddalała. Chodź, wracamy.
W tym momencie powietrze przeciął przeraźliwy ryk. A przestrzeń wokół rodzeństwa została spowita w cieniu. Gdy Funikeon spojrzał w górę tak go zamurowało, że wypuścił Deny z rąk, która, nie oglądając się za siebie, znowu gdzieś czmychnęła. Nad nimi wznosił się olbrzymi smok. Chociaż wyglądał na starego, dalej był potężnym stworzeniem. Z jego fioletowych łusek buchała mroczna energia. Smok miał wielkie, mądre oczy. Z jego pyska buchała para. Wpatrywał im się głęboko w oczy.
-Nie powinniście przebywać w pobliżu zamku jako ludzie - Smok do komunikowania się używał telepatii tak jak robiła to Eris. - Odejdźcie stąd jeśli wam życie miłe.
Funikeon zdobył się w końcu na odwagę, żeby się odezwać - kkkim jesteś? - Zapytał
-Mam wiele imion. Prostaczkowie zwą mnie Wielkim Mędrcem Iroh, Władcą otchłani i czeluści. Kultura osobista wymaga, aby, gdy ktoś się ci przedstawia żeby odwzajemnić się tym samym chłopcze.
-Mam na imię Funikeon, a to jest moja siostra Rozalia. Zabłądziliśmy i tak właściwie już mieliśmy sobie iść.- Odpowiedział chłopak
-Nie tak szybko. Najpierw powiedzcie mi skąd przybywacie. Przeklęci żyją daleko na południu. Rzadko zdarza się tu widywać normalnych ludzi.
-Jesteśmy z miasteczka położonego w innym wymiarze. - Zaczął tłumaczyć chłopak. - Tak właściwie to nie powinno nas tu być. Złapiemy tylko naszego psa i już uciekamy do domu. Roz, gdzie pobiegła Deny?
-Do miasta pod nami. - Wskazała palcem na miasto położone u podnóża góry. Było ono otoczone wielkim kamiennym murem. Na samym środku wznosił się dumnie wielki, czarny zamek. Miasto, razem z latającymi wszędzie, różnej wielkości smokami wyglądała jak rodem z RPG-ów, w które Funikeon zwykł w wolnych chwilach pogrywać. Brakowało tylko łowców owych smoków i wieśniaków chcących cię zamordować za kopnięcie kurczaka i byłoby jak w Skyrimie. - Fin i co my teraz zrobimy? - Nie możemy tak zostawić Deny!
-Czyli? Mamy, tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, zejść na dół, do miasta, na teren smoków, które, najprawdopodobniej, nas zabiją razem z nią?
-Na waszym miejscu darowałbym sobie. - Wtrącił się do rozmowy Iroh - Schodzenie tam jest równoznaczne ze śmiercią. I o ile mieszkańcy by wam nic nie zrobili, o tyle, gdyby zobaczył was król lub jego wojska, to bylibyście położeni w nieciekawej sytuacji.
-Nie wrócę do domu bez Deny! Ona jest częścią naszej rodziny.
Stary smok westchnął. - Jeśli taka jest wasza decyzja, no to mnie chociaż posłuchajcie. Gdy dojdziecie tą drogą do miasta, kierujcie się dalej na północ. Dojdziecie do parku, wewnątrz którego znajduje się fontanna. Zwą ją Fontanną Smoków. Woda z niej powinna, przynajmniej na jakiś czas, pobudzić waszą wyobraźnię i zwiększyć przepływ energii w waszych ciałach. Gdy się z niej napijecie, wyobraźcie sobie, że zmieniacie się w smoki. Wtedy wmieszacie się w tłum, odnajdziecie waszego włochatego przyjaciela i spokojnie wrócicie do domu. Pamiętajcie, aby szerokim łukiem ominąć zamek. Nasz król nie za bardzo przepada za gośćmi. Ogólnie nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do świata. Gdy ktokolwiek was zauważy, to będzie koniec. Bez zastanowienia się was zabiją. Jeśli chcecie dogonić waszego włochatego przyjaciela to powinniście już iść.
Rozalia z trudem przyswoiła słowa Mędrca. -Zaraz, chwila! Więc twierdzisz, że tam na dole jest jakaś Fontanna, która wyzwoli w nas magię? Jak dokładnie ona działa? Jakie inne artefakty można tu znaleźć?
-Dziękujemy za radę o wielki Mędrcze. - Funikeon przerwał siostrze i ukłonił się. Dokładnie to samo kazał uczynić Dziewczynie. Obiecujemy że jak tylko uratujemy Deny, to jak najszybciej wyniesiemy się stąd i wrócimy do siebie. Ne będziemy cię już więcej niepokoić swoją obecnością.
-Uważajcie na siebie - Powiedział Iroch, po czym rozpłynął się w powietrzu, jakby pochłaniając samego siebie.

***

Ostrożnie schodzili w dół po stromej ścieżce. Słońce wznosiło się wysoko na nieboskłonie, a jego promienie wylewały się na całą dolinę. Wokół nich rozciągała się wszędzie łąka pełna kwiatów. Z prawej strony ścieżki biegł szeroki strumień czystej, chłodnej, życiodajnej wody. Byli tak wyschnięci od palącego słońca, że od razu podbiegli zaczerpnąć ze strumyka jak najwięcej wody aby ugasić duszące ich od dłuższego czasu pragnienie. W czasie przerwy Funikeon chciał jak najszybciej podzielić sie z siostra swoimi obserwacjami.
-Widziałaś jakiej zdolności używał ten mędrzec do przemieszczania się? Czemu go o to nie spytaliśmy?! Wir, jaki wytworzył był bardzo podobny do tego, którym się tu dostaliśmy. Może by nam użyczył swojej mocy. Może już byśmy byli w domu!
-Nie możemy się za to winić. Już znikał. Nie było czasu na pytania. Poza tym i tak już wystarczająco dużo dla nas zrobił.
-Wiem, po prostu... wiesz w jakiej jesteśmy sytuacji. Godzinami szukaliśmy już wyjścia stąd. Możemy w ogóle nie mieć szansy na powrót do domu. Ech... nie ma czasu na zamartwianie się chodź idziemy dalej. Im szybciej złapiemy tego gamonia tym lepiej. Nie zamierzam ryzykować bycia pożartym.
-Fin spójrz! - Zawołała brata Rozalia.
-O co chodzi? - Wzrok Funikeona powędrował za jej palcem na wielką tablicę "Witamy w Dragolis".

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz