Rozdział 12

5 1 0
                                    

-Dzika, czekaj! - Wołał za dziewczyną Funikeon.
-Mówiłam ci że mam na imię Wiktoria. - odkrzyczała mu, po czym przyspieszyła kroku.
Dogonił ją, odwrócił i złapał kurczowo za barki.
-Dzika... Wiktorio… chciałbym cię… - Próbował uspokoić oddech - Przeprosić. Widziałem co Aqua robi w stosunku do ciebie, a mimo to… nie reagowałem.
-Za późno na przeprosiny. - Odwarkła mu. - Nie musisz się tłumaczyć. Dotarło to do mnie. Nikt mnie tu nie chce. Jeszcze rano spakuję swoje rzeczy i odejdę. Będziecie mięli wreszcie ode mnie spokój.
-Mylisz się! - Przerwał jej. - Jeśli ktokolwiek powinien być winien czemukolwiek to powinienem być ja. - Od kiedy tutaj jestem macie same problemy przeze mnie. Jestem tylko zbędnym ciężarem.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
-O czym ty mówisz? Nie jesteś tylko ciężarem. Nie byłoby mnie tu, gdyby nie ty. Uratowałeś mnie. To nie na ciebie jestem zła. Jesteś dobrym przyjacielem, Fin. Martwisz się o innych. Jesteś szczery i masz dobre serce. To moja głupia siostra powinna się tłumaczyć, nie ty. - Westchnęła. - Nie stójmy tu tak. Niedaleko jest gospoda. Tam sobie wszystko wyjaśnimy. Chodź, postawię ci drinka.
-Wiktorio ja jeszcze nie…
-Tu panują inne zasady niż w twoim świecie. Pełnoletność uzyskujesz od momentu otrzymania Klejnotu
-Jego też jeszcze nie otrzymałem.
-Normalnie miałbyś go już od paru lat. Proszę cię, Fin. Zrób mi przyjemność. Potrzebuję towarzystwa. Mogę ci się wyżalić?
-Prowadź. - Westchnął Funikeon.

***

Nic dziwnego, że Funikeon wcześniej jej nie zauważył. Gospoda znajdowała się za wąską uliczką wiodącą od straganów. Z daleka była zupełnie niewidoczna. Funikeonowi nie podobało się to miejsce. Przełknął ślinę.
-Proszę cię, zawróćmy. - Szepnął do Wiktorii. -To miejsce mnie przeraża. Nie czuję się tu bezpiecznie.
-To jedyne miejsce w Obozie, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać bez podsłuchującej nas rodzinki. - W ostatnich słowach dało się wyczuć drwinę w głosie. Fin,nie masz się czego bać. Póki jesteś tu ze mną jesteś bezpieczny. Chyba. - Odwróciła od niego wzrok. - Obiecałam sobie,że nigdy tu nie wrócę, ale teraz czuję, że to tam powinniśmy porozmawiać. Jyż czas, by stawić czoło cieniom przeszłości. Nie mogę wiecznie uciekać od tego co było. - Spojrzała na Funikeona. - Może to dziwnie zabrzmi, ale twoja obecność mi także dodaje otuchy. - Spojrzała na niego ze zdecydowaniem - Wejdźmy do środka. Tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać. - Znowu uciekła wzrokiem. - Tylko proszę cię… z nikim nie rozmawiaj.
Wnętrze gospody w niczym nie przypominało gospody prowadzonej przez Ashaie. Wszystko było zaniedbane. Ściany były tak spróchniałe, że lada moment mogły się zawalić. Unoszący się wewnątrz zapach także nie należał do najprzyjemniejszych. Funikeon z trudem powstrzymał wymioty.
-Wiktorio… co to ma znaczyć? Gdzieś ty mnie przyprowadziła? - Zapytał przerażony.
-Proszę cię posiedźmy tu chociaż chwilę. Muszę sobie przemyśleć parę spraw. Obiecuję, że nie będziemy tu długo.
Funikeon chciał zaprotestować, ale na widok spojrzenia dzikiej nie zdołał wydusić żadnego słowa. W końcu westchnął tylko.
-No dobrze.
Podeszli do baru.
Wiktoria poprosiła gestem barmana.
-Dwa smocze wina proszę. Jedno rozcieńczone jakby można.
Barman rozchmurzył się na jej widok.
-Hej Wicia co ty tu robisz?
Wiktoria westchnęła.
-Cześć Bob. Sama nie wiem. Obiecałam sobie że nigdy tutaj nie wrócę. Nie wiem co za licho mnie tu przyciągnęło. Proszę, możesz nikomu nie mówić że tu jestem.
Bob pochylił się nad nią z poważną miną.
-Myślisz, że nie zauważą młodego sukkuba siedzącego przy barze? Nie powinnaś tu wracać. Nie po tym wszystkim.
-Bob, jesteś jedyną osobą, której niegdyś ufałam. Znasz mnie jak nikt. Musisz mi pomóc.
-Co cię trapi panienko? W czym twój stary zniedołężniały wij mógłby ci pomóc?
Funikeon nic nie rozumiał z ich rozmowy. Boba nazwał się jej wujem, lecz nie mogli być ze sobą spokrewnieni. Bob był starym orkiem. Miał zieloną skórę a z dolnej szczęki wystawał mu jeden złamany ząb. Jedno oko miał przesłonięte czarną przepaską, drugie bacznie obserwowało dziewczynę. Bob był ubrany w stary postrzębiony garnitur, lub coś podobnego do niego. Funikeon chciał, żeby ktoś mu ufał tak mocno jak Bob swoim guzikom od koszuli. Jego brzuch był tak duży, że Funikeon dziwił się, że jeszcze się trzymają. Bob w końcu zwrócił na niego uwagę.
-Wicia, kim jest twój towarzysz? Mam nadzieję, że to nie twój kochanek? Stać cię na kogoś lepszego niż ten cherlak.
Wiktoria zachichotała.
-Bob proszę, nie bądź niemiły. To jest Funikeon. Jest moim kuzynem. To bardzo fajny chłopak. Polubiłbyś go.
-Ten chuderlak? Zero mięśni, byle wiatr by go porwał. Za twoich czasów, kolego, każdy mi by pozazdrościł sylwetki. - Przypatrzył mu się.
- Do jakiej rasy należysz? Czy ty aby nie jesteś z przeklętych?
Funikeon wymusił uśmiech.
-Pierwotnie byłem człowiekiem, ale teraz chyba jestem smokiem.
Bob wydał z siebie gardłowy dźwięk od którego zatrzęsła się cała gospoda. Funikeon dopiero po chwili domyślił się, że to śmiech.
-Ty smokiem? Bardzo śmieszne. Nie no poważnie nie żartuj sobie. Kim jesteś?
-Przecież powiedziałem. Smokiem.
Bob zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
-Dobrze panie smoku, a gdzie masz klejnot?
Funikeon się zarumienił zawstydzony.
-Jeszcze go nie otrzymałem. Jest tu za mało miejsca na zmianę, ale może mi uwierzysz jak pokaże ci to. - Pokazał mu tatuaż na nadgarstku.
Bob prychnął.
-Wielkie mi rzeczy mam podobny. - Pociągnął koszulę i pokazał mu tatuaż w kształcie płonącej kaczki, który miał na piersi.
-Bob, to nie jest zwykły tatuaż. Otrzymałem go od Mędrca. Jestem smokiem.
-A myślisz, że skąd mam swój? Może i smoki mają te swoje kamyczki, ale Mędrcy słuchają modlitw kierowanych od nas wszystkich. Nie tylko smoki otrzymują Ich błogosławieństwo.
-Ja… nie wiedziałem.
-No idiota no - Zaśmiał się. - Czy ty cokolwiek wiesz o świecie? - Przysunął się ukradkiem do Wiktorii. - Przynajmniej jestem pewien, że z nim nie spałaś, skoro nie widział twojego.
Funikeon spojrzał zszokowany na Wiktorię.
-Masz tatuaż? Znasz magię? Dlaczego nic nie mówiłaś?
Wiktoria zarumieniła się.
-Nie lubię o tym mówić.
-A mogłabyś mi go… pokazać?
-Fin… nie mogę. Pewnych miejsc się nie pokazuje.
Funikeon dopiero po chwili zrozumiał co Wiktoria ma na myśli.
-Ja nie... - Poczuł, że z nosa cieknie mu krew. Sięgnął po chusteczkę leżącą na ladzie. - Przepraszam.
Wiktoria zachichotała cicho. Bob postawił przed nimi dwa kieliszki. Następnie sięgnął pod ladę i wyciągnął sporej wielkości czaszkę. Przechylił ją nad kieliszkami. Ze środka wylała się czerwona ciecz. Funikeon  poczuł, że robi mu się niedobrze.
-Czy to jest… Krew?!
Bob spojrzał na niego zirytowany.
-Nie wiesz z czego jest smocze wino? Skoro tak to na pewno nie jesteś smokiem. Dobrze, że wyszło to teraz. Muszę je rozrzedzić. Masz szczęście głupku. Jeszcze chwila i już zamieniłbyś się w kałużę. Z kwasem w smoczej krwi należy uważać.
-Kwas? Smocza krew? - Funikeon był coraz bardziej przerażony.
Wiktoria poklepała go po ramieniu.
-Spokojnie chojraku. Bob, Funikeon naprawdę jest smokiem. Nie zabieraj mu przyjemności spróbowania na czysto najstarszej tradycji smoków.
-Wiktorio ja już nic nie rozumiem. Czy to jest smocza krew? Jak tradycyjnym napojem smoków może być ich własna krew?
-Smocze wino jest zwane Napojem Mędrców. W czasach wojen o władzę, smoki używały do przygotowania go krwi swoich wrogów.
-Dalej nie rozumiem jak to możliwe. Ciało zabitego smoka ulega samozapłonowi. Skąd ta krew?
-To proste. Trzeba ją zdobyć zanim smok umrze. Jest to okrutna tortura. Delikwentowi zadaje się cienkie rany cięte i zbiera się wypływającą z nich krew. Smoki regenerują obrażenia,więc męki mogą trwać latami, zanim ostatecznie się wykrwawią.  Swoją drogą to ulubiona tortura króla Akunari, więc podejrzewam, że gdybyśmy cię nie uratowali, resztę swojego życia spędziłbyś właśnie produkując dla nas składnik do tego trunku. Wznieślibyśmy toast za ciebie twoją własną krwią.
-Czemu  nazywacie to więc smoczym winem, a nie smoczą krwią?
-Krew jest tylko jednym ze składników. Dolewa się ją do długo dojrzewającego, białego wina i doprawia mieszanką przypraw korzennych.
-To potworne. - Funikeon z nieufnością patrzył na kieliszki.
-Zmienisz zdanie jak spróbujesz. Mogę ci zapewnić że nigdy nie piłeś czegoś lepszego.
-A co z tym kwasem? Nie rozpuści mnie od środka?
-W twojej ślinie są substancje, które neutralizują wszelkie trucizny. - Sięgnęła po kieliszki, jeden podała Funikeonowi, a drugi zostawiła dla siebie. - Wznieśmy toast.
-Poczekaj! - Przerwał jej krzykiem Funikeon.
-Co znowu? - Westchnęła Wiktoria.
-Ja się nie rozpuszczę, ale co z tobą?
-Spokojnie. Moja porcja jest rozrzedzona śliną smoka. W takim wykonaniu smakuje troszkę gorzej, ale i tak zachowuje większość walorów smakowych. Możemy?
-Jasne.
Wznieśli kieliszki.
-Za nas Fin. - Rzekła uroczyście Wiktoria. - Za buntowników sprzeciwiających się naturze świata. Niech los zacznie nam sprzyjać.
Funikeon pociągnął mały łyk trunku. Fala smaku rozlała mu się po języku. Następnie poczuł jak płyn rozlewa się dalej i rozgrzewa jego wnętrze. Z oka popłynęła mu łza.
Wiktoria spojrzała na niego zdziwiona.
-Coś się stało?
-Nigdy nie piłem czegoś równie dobrego.
-Cieszę się, że ci smakuje. Zaraz wracam. Rozkoszuj się napojem.
-Gdzie idziesz? - Zdziwił się Funikeon.
Wiktoria zarumieniła się.
-Siku.
-Jasne. - Wykrztusił zarumieniony Funikeon.
Funikeon śledził wzrokiem oddalającą się Wiktorię, póki nie zniknęła za zakrętem. Potem, podbijając wina, przeniósł wzrok na resztę klientów gospody. Za stolikami siedziały najróżniejsze rasy. Wampiry, Wilkołaki, Skrzaty, Ogry, krasnoludy, elfy i wiele innych. Funikeona zdziwiło, że wszyscy klienci to mężczyźni. Dopiero po chwili dotarło do niego dlaczego. Każdego z nich obsługiwało kilka sukkubów. Dlaczego wcześniej tego nie zauważył. To nie były kelnerki. Kelnerki nie tańczą na stołach i nie przymilają się półnagie do klientów. Wiktoria mnie zaprowadziła do burdla! - Pomyślał zszokowany.
-Wiktoria mnie zaprowadziła do burdla! - powiedział jeszcze raz, tym razem na głos, mając nadzieje, że bardziej do niego dotrze sens wypowiadanych słów.
Nagle drzwi na drugim piętrze głośno trzasnęły. Dało się słyszeć dźwięk piszczących z rozkoszy sukkubów.
-Alfa, jesteś taki męski. - Wołały. - Alfa, kochamy cię. Nie odchodź.
Mężczyzna z dwoma wyjątkowo ślicznymi sukkubami. Schodząc jeszcze dopinał pasek od spodni. Był ubrany w lniane spodnie, a górę miał okrytą skórzaną kurtką. Funikeon skądś znał tego faceta. To imię… Alfa… Gdzieś już je słyszał. Nie mógł sobie tylko przypomnieć gdzie.
Mężczyzna dosiadł się do baru na miejsce, gdzie wcześniej siedziała Wiktoria. Funikeon był zbyt oszołomiony całą sytuacją, żeby zaprotestować.
-Drinka z colą proszę. - Rzucił kelnerowi. Jedna z sukkubów zaczęła mu się dobierać do spodni. Ten jednak złapał za buzię i delikatnie pociągnął do góry. Cate, proszę daj mi chwilę. Wypiję drinka i wrócimy do zabawy.
Cate westchnęła.
-No dobrze, ale nie każ mi długo czekać. Chcę, żebyś znowu mnie wypełnił.
Bob podał Alfie drinka. Pochylił się przed nim. -No proszę, Alfa. Nie przestajesz mnie zaskakiwać. Niedługo to my będziemy tobie płacić za zabawianie naszych pań.
-Wystarczy mi zapłata w naturze. - Uśmiechnął się Alfa.
Do Funikeona podszedł od tyłu jakiś sukkub. Objęła delikatnie oburącz jego głowę i przycisnęła sobie do piersi.
-Chcesz się zabawić chłopasiu?- Spytała. - Podniecają mnie tacy mężczyźni jak ty. Może skoczymy na górę? - Schyliła się i liznęła go po twarzy.
-Nie dziękuję. - Odparł Funikeon odsuwając od siebie sukkuba. - Czekam tu na kogoś.
-Wybredny klient. - Uśmiechnęła się. - Może okażę się lepsza od twojej wybranki. Nie chcesz spróbować czegoś nowego?
Czekam tu na przyjaciółkę. -Nie ustępował Funikeon.
-Na twoim miejscu bym się zgodził. - Alfa dołączył się do ich rozmowy. - Rachela jest najlepsza w swoim zawodzie. Chwile uniesienia z nią są nie do opisania. Pójdź z nią. Nie pożałujesz.
-Innym razem. - Powiedział Racheli Funikeon.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się zmierzając do innego klienta wołającego ją przy zacienionym stoliku w kącie. Alfa klepnął ją na odchodne w tyłek. Krzyknęła z rozkoszy i odwróciła się, aby odesłać mu buziaka.
-Taka okazja. - Krzyknął Alfa. - Zaprzepaściłeś ją. Rachela to rarytas. Rzadko bywa dostępna. A teraz sama do ciebie podeszła. Spodobałeś jej się.
-Nie pójdę do łóżka z dziwką! - Oburzył się Funikeon.
-To po coś tu przylazł?
-Jestem tu z koleżanką.
-Ty? Z koleżanką? W takim miejscu? To nie jest za dobre miejsce na randki. Inna sprawa, że już pewnie uciekła, bo się ciebie wstydziła.
-Poszła do toalety. - Funikeon spojrzał w korytarz w którym zniknęła Wiktoria. - Dziwne. Powinna już wrócić.
-Musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach. Mogłeś pójść tam z nią i się przelizać.
Funikeon spojrzał na niego z obrzydzeniem.
-Myślę, że się nie dogadamy. Nie podobają mi się twoje poglądy względem kobiet.
-No kretyn no. Słuchaj, mam dzisiaj dobry dzień. Nauczę cię podstaw tego, jak naprawdę powinno traktować się kobiety.
-Na pewno nie tak jak ty to robisz! Powinno się je traktować jak damy. Z uczuciem. Rozmawiać z nimi z czystym sercem Dziewczyny mnie lubią właśnie za moją romantyczność prostotę i szczerość serca.
-To ciekawe czemu to ja mam powodzenie a ty nie?
-W swoim świecie zadawałem sobie takie samo pytanie. - Westchnął Funikeon. - Jak taki dupek jak ty może mieć powodzenie? Co jest nie tak z tym światem?
-Kobiety są tak samo zboczone jak my. Lubią jak je się złapie za tyłek.
-Nie zgadzam się. Nie tak się powinno postępować. Nadejdzie czas, kiedy moje cechy zostaną docenione i któraś zapragnie mnie mieć przy sobie na zawsze. - przechylił kieliszek, żeby wypić do końca.
-Alfa, posłuchaj mnie. Doceniam twoje dobre chęci ale jest jeden mały problem... ja nie jestem tobą. Znajdę sobie dziewczynę na swoich zasadach.
Funikeon zaczął wpatrywać się w pusty kieliszek.
-Zabij go ktoś. - Westchnął Alfa. - poczekaj, postawię ci drugi. Podebatujemy troszkę. Bob zrób prosze dwa kieliszki czystego smoczego wina.
-Czystego… zaraz to ty też jesteś smokiem?
-Oczywiście, a ty co myślałeś? - Uśmiechnął się Alfa. Funikeon dopiero teraz zauważył, że mężczyzna zamiast jednego zęba ma w szczęce osadzony klejnot.
-Jestem Alfa. - Przedstawił się.
-Funikeon… Fin.  - Chłopak odwzajemnił uścisk ręki. Nagle podskoczył zszokowany.
-Już wiem skąd cię znam! - Wykrzyknął. - Prowadziłeś klatkę z więźniami w mieście. Zarywałeś do Wiktorii.
-Do kogo?
-Do sukkuba.
-A tak Dzika. Ona mnie kręci. Bronek ma najseksowniejszą pannę ze wszystkich sukkubów. Jest jedyną kobietą, która odrzuciła moje zalety. Żadna jeszcze mi się nie oparła.
-Zaraz znałeś Bronka?
-Tak mój ojciec pracuje jako naczelny kapitan floty. Jest starym przyjacielem Bronka. Byliśmy jego informatorami.
-Skoro znałeś Bronka, to dlaczego zamknąłeś jego córkę?
-Nie wolno sprzeciwiać się władcy. Poza tym chciałem ją uwolnić.
-Żeby wziąć do domu na swoją osobistą dziwkę? - Powiedział przez zęby coraz bardziej wściekły Funikeon.
-Weź wyluzuj podał mu kieliszek. Napijmy się. Za piękne kobiety. Niech nie przestają być piękne.

***

Wiktoria powoli stąpała po korytarzu próbując uspokoić oddech. Spokojnie nic się nie stanie. Muszę to zrobić. Inaczej nie przestaną mnie nękać te przeklęte sny. Muszę być silna. Zrobię to szybko. Fin na mnie czeka. - Myślała gorączkowo. Niegdyś przechodziła tędy każdego dnia. Znała każde skrzywienie w podłodze, każdy gwóźdź w ścianie.Teraz jednak to miejsce zdawało jej się zupełnie obce. Z tego miejsca bił potworny mrok. Ściany zdawały się do niej szeptać, obrazy na ścianach patrzyły na nią z nienawiścią. Korytarz zdawał się nie mieć końca, a przecież doskonale pamiętała, że był nie dłuższy niż 10 kolejno ułożonych stołów. Skupiła wzrok na drzwiach przed nią. Tylko one ją teraz interesowały, to tam chciała dojść. Były zaledwie kilka kroków od niej, lecz im szła dalej w głąb korytarza, tym bardziej drzwi wydawały się od niej oddalać. Jeszcze raz zaczerpnęła głęboki wdech. Uspokój się. To tylko twoja wyobraźnia. Dasz radę. - Powtarzała sobie. Stanęła pod drzwiami. Dotarłam. Tu się rozstrzygnie moja podróż. - Wyciągnęła przed siebie rękę i delikatnie smagnęła dłonią klamkę. W dalszym ciągu nękał ją wątpliwości. Nie mogła się jednak teraz poddać. Wyciągnęła rękę i stuknęła w drzwi.
-Proszę wejść. - Usłyszała znajomy głos za drzwiami.
Teraz już nie ma odwrotu. Muszę stawić czoła cieniom przeszłości. Spojrzeć im w twarz. Ten ostatni raz. - Chwyciła za klamkę i delikatnie otworzyła drzwi.
Stanęła wewnątrz małego pokoju. Pokój byłby zupełnie pusty gdyby nie małe biurko postawione naprzeciw drzwi. Tlący się lekko płomień w lampie naftowej oświetlał lekko siedzącą za biurkiem osobę. Reszta pomieszczenia panowała w półmroku.
-Witaj Wiktorio. - Przywitał się mężczyzna. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek tu wrócisz.
-Witaj ojcze. - odparła twardo Wiktoria. - Nie martw się. Więcej już mnie nie zobaczysz.
-Dlaczego chcesz znowu nas opuścić. Martwiliśmy się o ciebie. Dawaliśmy ci wszystko, czego mogłaś zapragnąć. Czy źle cię wychowaliśmy. Byłaś takim małym, szczęśliwym sukkubem.
-Tato, ja… nie czułam się dobrze w tej roli. Nie chciałam być tym, na kogo mnie wychwywaliście. Myśl, że mogę kiedyś robić to, co moje siostry, przerażała mnie. Nie chciałam zostawać dziwką.
-Jesteś sukkubem kochanie. Takie jest twoje przeznaczenie. Przeznaczenia nie da się zmienić. Zostań z nami. Wszyscy za tobą bardzo tęsknili. Twoja matka na pewno się ucieszy na twój widok.
-Nie przyszłam tu po to aby do was wrócić. Nie żałuje tego, że uciekłam.
-To po co tu przyszłaś?
Dzika pochyliła się nad biurkiem ojca i spojrzała mu głęboko w oczy. Były takie jak zawsze. Zimne. Nie zdradzały niczego, żadnych emocji.przez chwilę walczyła ze sobą, aby nie odwrócić wzroku.
-Chcę na ciebie spojrzeć ten ostatni raz. Powiedzieć ci w twarz jak bardzo cię nienawidzę.
-Naprawdę? - Zaśmiał się. - Ostatnio uciekłaś od nas bez pożegnania. Uciekłaś od wszystkich problemów zamiast z nimi walczyć. Nie martw się. Ja też tobą gardzę. Jesteś tchórzem.
-Nie jestem tą samą Wiktorią, jaką byłam kiedyś. Zmieniłam się. Nie boję się ciebie.
-Naprawdę? Pstryknął palcami. Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka weszły dwa inkuby. Złapali Wiktorię za ręce i unieruchomili. Dziewczyna zaczęła się wić próbując wyrwać się z uścisku.
-Co to ma znaczyć? - Krzyknęła.
-Cześć siostra stęskniliśmy się. - Przywitał się jeden inkub. Odeszłaś tak bez pożegnania? - Cmoknął do niej.
-Eddy, Ally, puszczajcie mnie!
-Nie możemy tego zrobić. Zostaniesz z nami siostrzyczko.
-Nie! Zostawcie mnie! Chcę stąd wyjść! Nie jestem taka jak wy!
Jej ojciec podniósł się od biurka i podszedł do niej. Chwycił jej twarz i pociągnął do góry, aby spojrzała mu w oczy.
-Nie tolerujemy tutaj zdrady. - Powiedział tym samym, nie zdradzających żadnych emocji głosem. - Już ci mówiłem Wiktorio. Przeznaczenia nie da się zmienić. Pokażę ci kim naprawdę jesteś. Chłopaki, wiecie co robić.
-Z przyjemnością ojcze.
Ally chwycił za materiał i jednym szarpnięciem porwał jej bluzkę.
-Nie! Zostawcie mnie! Puszczajcie! - Krzyczała przerażona dziewczyna. - Pomocy! Ratunku! Funikeon!

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz