Edmund podniósł się z kanapy i zgiął się, aby wykaszleć z płuc pozostałości zielonego dymu. Jego głowę oraz prawą dłoń przeszywał pulsujący ból. Chłopak był wyczerpany. Pamiętał tylko przebłyski tego co się stało. Papi chciał mu odebrać klejnot, potem pojawił się zielony dym, słyszał kobiecy głos. Ktoś go uratował, ale to nie miało sensu. Dlaczego ktoś w Prometerii mógł posługiwać się magią? I dlaczego ich uratował? Kim była tajemnicza kobieta?
Głowę zaprzątały mu setki pytań, jednak spróbował skupić obolały umysł i najpierw rozeznać się w obecnej sytuacji. Usiadł i spojrzał na swój klejnot. Znajdował się na swoim miejscu, jednak jego krawędź była nadkruszona i wystrzeliwały z niej malutkie iskry.
Rozejrzał się po pokoju. Był on podobnie umeblowany jak pokój Papiego, jednak oczywistym było, że należy on do kobiety. Na parapetach, stole i oświetlonym przez promienie słoneczne kącie pokoju znajdowały się doniczki z najróżniejszymi kwiatami. Oprócz tego ściany zdobiły ręcznie malowane obrazy z ludźmi w różnym wieku. Wyrażali oni najróżniejsze emocje, od radości po wielką rozpacz. Każdy był tam bardzo realistyczny, jakby nie był to obraz a zdjęcie. Musiały one być namalowane przez gospodynię domu, gdyż nieopodal Edunda stała sztaluga. Na niej znajdowało się płótno z kolejnym niedokończonym obrazem. Edmund zachłysnął się, jakby znów miał w płucach dym. Obraz przedstawiał jego samego siedzącego na kanapie i ocierającego rękę na której lśnił żółty kryształ. Wystrzeliwały z niej iskry. Obraz przedstawiał jego aktualną pozycję i sytuację. Nawet jego twarz była uwidoczniona w niemym wyrazie szoku.
-Ale jak?! - Szepnął Edmund. - Jak ona...
Chłopak usłyszał za sobą ciche jęknięcie. Spojrzał w zacieniony kąt pokoju. Stało tam łóżko, na którym leżała jakaś dziewczyna.
Edmund spróbował, wspierając się o meble, podejść do tajemniczej postaci. Ciężko opadł na krawędź łóżka. Spojrzał na dziewczynę.
Nie była to gospodyni zamieszkująca ten dom, ale ta sama dziewczyna, z którą wcześniej był na ołtarzu. Dyszała ciężko, miała gorączkę. Jej rany na twarzy były opatrzone jakąś zieloną maścią. Zdawała się już działać, bo szramy po nożu były dużo mniejsze niż wcześniej.
Drzwi się uchyliły i do pokoju weszła zakapturzona postać. Stanęła w progu i spojrzała na Edmunda. Spod kaptura widać było tylko parę zielonych oczu. Zdawały się świecić równie zielonym blaskiem.
-Nie powinieneś był wstawać. - Westchnęła. - Jesteś jeszcze wyczerpany.
Podeszła do nich i położyła na głowie leżącej dziewczyny zimny okład z mokrego ręcznika. Następnie chwyciła Edmunda pod ramię i pomogła mu wrócić na kanapę.
Edmund spojrzał na nią pytająco.
-Dziekuję ci za pomoc, to ty nas uratowałaś? - Nagle znowu zaniemówił. - Obraz, który wcześniej oglądał zmienił się. Teraz przedstawiał jego siedzącego na kanapie z ową zakapturzoną dziewczyną.
-Ten obraz... - Zaczął. - Zmienił się...
-Tak. Moje obrazy obrazują aktualną sytuację moich podopiecznych. Znajdziesz tu wszystkich tych, których uratowałam. Lubię mieć na nich oku. Tylko wtedy jestem o nich spokojna. Chcesz wiedzieć dlaczego was uratowałam? Bo nie mogę znieść tego całego okrucieństwa jakie jest na świecie. Wszędzie tylko bratobójstwa, dzieciobójstwa i kanibalizm. i wszyscy się bronią, że hej, tak chciał los, gdyby Mędrcowie nie chcieli, żebym go zabił, nie zsyłali by go pod mój miecz. Gówno tam wiedzą. Zabójstwo i inne okrucieństwa są ich własnym wyborem. Są potworami i nic ich nie usprawiedliwia. Nawet przeznaczenie.
-Kim... jesteś? - Jęknął Edmund.
Dziewczyna ściągnęła kaptur z głowy. Miała ładną kształtną twarzyczkę oraz włosy równie zielone co para wielkich, wciąż ciekawsko patrzących na chłopaka, oczu.
-O rajuśku, rajuśku! - Zaczęła dziewczyna. W jej tonie czuć było ekscytację. -Wybacz mi ten żałosny, melancholijny monolog. Nie przyszedłeś tu przecież, żeby słuchać moich narzekań. W końcu się obudziłeś! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie twoja dusza nie ucierpiała! Jestem Teresa, ale przyjaciele mówią mi Tera pewnie dlatego, że tak bardzo lubię rośliny, jak sam widzisz mam nawet zielone oczy i włosy, to mój ulubiony kolor. Jest taki żywy, a jednocześnie trwa tak długo jak żyje roślina, aby później przybrać brzydki żółty odcień. Czyż to nie cudowne?
Dziewczyna wypowiedziała te zdania jednym tchem i pewnie powiedziałaby ich więcej, gdyby nie to, że musiała złapać oddech.
-Terra, jak Matka Natura? Jesteś Mędrcem?!
-Co? Nie wygłupiaj się to tylko przezwisko. Tera. Te-r-a, wypowiedziała powoli swoją ksywkę. Przez jedno r. Ale miło mi, że porównujesz mnie do Pani Kwiatów. Bo ja kocham kwiaty!
Umilkła i ponownie wpatrzyła się ciekawsko w twarz chłopaka.
Edmund postanowił trochę wybadać sytuację. Odchrząknął wypuszczając kolejną chmurkę zielonkawego dymu.
-Mam na imię Edmund. Jestem...
-Smokiem! - Wydała z siebie radosny pisk. - Tak wiem widziałam twój klejnot. Jest piękny, szkoda że Papi musiał go nadkruszyć. Twoja przyjaciółka też taki posiada tylko na piersi w okolicach serca. Jesteście razem? Bo jak tak to mogłam was położyć w jednym łóżku. Normalnie bym to zrobiła, ale biedactwo ma gorączkę i no...
-Tera. - Spróbował przerwać jej Edmund. Przełknął ślinę. Ta dziewczyna miała w sobie więcej energii niż Aqua i Rozalia razem wzięte. - Nie, nie jesteśmy razem. Tero, ja mam narzeczoną, a niedługo przyjdzie na świat nasze dziecko. Spotkałem tą dziewczynę na ołtarzu, była tam razem z jej bratem.
-A tak, biedak skończył jak pozostali, przykry widok, przepraszam że nie zdążyłam go uratować. Akurat byłam w lesie wracając z przechadzki po górze i tego...
-Byłaś na Górze Początku i Końca?! - Przerwał jej Edmund. - Tero posłuchaj mnie proszę, przybyłem tu, aby dostać się na tę górę. Potrzebuję przewodnika, musisz mi pomóc!
-Czyżbyś przybył tu zrywać rosnące na tej górze kwiatki? Przykro mi nie mogę ci na to pozwolić. Nikt nie powinien krzywdzić Matki Natury. Kwiaty które widzisz w tym domu, wychodowałam sama od zebranych ziarenek. Mogę ci parę dać jak chcesz.
-Nie chcę zrywać kwiatów Tero. Przybyłem tu żeby znaleźć Świątynię Czasu i porozmawiać z Trzema Wyroczniami. Widzisz, mój kuzyn, Fin, zaginął i może być dosłownie wszędzie. Myślałem, że może powiedzą mi, gdzie mogę go znaleźć.
Tera wybuchła śmiechem.
-Edmundzie, ja cię naprawdę szanuję, ale posłuchaj siebie. Twierdzisz, że co jest bardziej prawdopodobne, to że znajdziesz swojego kuzyna w trakcie normalnych poszukiwać, czy, że jakimś cudem znajdziesz mityczne Wyrocznie, kiedy nawet nie wiadomo, czy one w ogóle istnieją. Spójrz na siebie. Przybycie tutaj było samobójstwem. Wracaj do domu, do swojej żony i dziecka, wykorzystaj szansę, jaką dało ci życie.
Edmund pokręcił głową. To już zaszło za daleko. One istnieją, muszą istnieć! Jeszcze kilka tygodni temu sam bym w to nie wierzył, ale widziałem Behemota. Tero, widziałem najprawdziwszego Mędrca, walczyłem z nim. A skoro mędrcy istnieją, to one także.
-Edmundzie spójrz na mnie. Na kogo ci wyglądam?
Edmund jeszcze raz przyjrzał się uważnie dziewczynie. Teraz był pewien że jej oczy emitowały słaby zielonkawy blask. Cała jej postać wskazywała na to, że definitywnie nie była jedną z przeklętych.
-Driadą? - Zapytał niepewnie. - Jesteś nimfą drzew?
-BINGO! - Wykrzyknęła dziewczyna. - Posłuchaj mnie, znam ten las jak własną kieszeń, nie ma tam żadnej świątyni.
-To może jest ukryta w jakiejś jaskini? Muszę ją znaleźć.
-Czy ty nie rozumiesz, że na tej górze czeka cię tylko śmierć? Gdyby nie ja, sam las już dawno by umarł. Od wieków nie było też tam żadnego zwierzęcia ani innego żywego stworzenia! To miejsce chroni jeszcze większa i silniejsza bariera niż samą Prometerię.
W tym momencie sama przysłoniła usta dłońmi, w obawie, że powie coś więcej.
Edmund spojrzał na nią zaciekawiony.
-Wiesz, że teraz mnie tylko utwierdziłaś w przekonaniu, że coś tam jest?
-No wiem, ja nie chciałam. Słuchaj to nie jest miejsce dla zwykłych śmiertlelników. I to, że jesteś smokiem ci nie pomoże. Już Prometeria wyssała z ciebie całą magię.
-Tero. - Powiedział spokojnie Edmund. - Dziękuję ci za ostrzeżenie, ale to zaszło już za daleko. Zamierzam wejść do tego lasu i odnaleźć Wyrocznie. I zrobię to niezależnie od tego, czy mi pomożesz czy nie.
-Tak wiem! - Z oczu Teresy zaczęły płynąć łzy. - Wiem, że się nie poddasz i tam pójdziesz, jednak myślałam, że może zmienisz zdanie. Ja... Moje siostry ostrzegały mnie że tak będzie, że zrobisz wszystko, aby przedrzeć się przez nasz las i odnaleźć Świątynię. Jednak ja naprawdę nie kłamię! Nie ma żadnej Świątyni Czasu! Nigdy nie było.
-Wyrocznie istnieją. - Usłyszeli słaby głos z głębi ich pokoju. Dziewczyna z twarzą pokrytą bliznami oparła się na ręku i obróciła w ich stronę. Okład znajdujący się na jej głowę spadł na podłogę. Dziewczyna uspokoiła oddech. Gorączka musiała minąć.
-Przepraszam, że się wcześniej nie odezwałam, jednak bacznie przysłuchiwałam się waszej rozmowie. Witajcie. Jestem Ola zwana Prawdą. Przybyłam tu razem z bratem, aby, tak jak ty Edmundzie odnaleźć Wyrocznie. Ja... miewam sny prorocze. Czuję ich obecność od dnia, w którym otrzymałam swój klejnot. Zawsze służyły mi pomocą. Jednak ostatnio nasze połączenie zostało urwane, przestałam widzieć przyszłość! Jednak wciąż słyszę ich głosy. One mnie do siebie wołają, Tero. Potrzebują mojej pomocy.
Tera westchnęła i podeszła do dziewczyny. Ułożyła ją ponownie w łóżku i wyciągnęła maść, aby jeszcze raz posmarować jej blizny.
-Co ty robisz? Nie mamy czasu!
-Teraz odpoczywaj. - Odpowiedziała jej Tera. Westchnęła ciężko. - Ruszamy w środku nocy. Zanim obudzą się Przeklęci. Może mają niepokolei w głowach, jednak nie znam nikogo kto ma bardziej ułożony cykl snu.
Ola złapała Terę za rękę.
-Dziękuję, wiedziałam że mnie zrozumiesz.
CZYTASZ
Fontanna Smoków
Fantasy"Przeznaczenie... Najpotężniejsza siła na świecie, od której nawet Mędrcy są zależni. Powstało na długo przed czasem i przestrzenią i od tamtej chwili kieruje wszystkim we wszechświecie. Przeznaczenie, siła tak potężna i przerażająca, że nie da się...