Rozdział 7

5 2 0
                                    

Funikeon powoli otworzył oczy. Huczało mu w głowie od eksplozji. Wszystko go bolało, jakby jego ciało było rozerwane na strzępy. Przestraszyło go to uczucie i zaczął szukać własnych kończyn. Z ulgą stwierdził, że wszystko jest na swoim miejscu. Dopiero po chwili zauważył pochylającą się nad nim dziewczynę.
-Aqua? Co się stało?
-Przepraszam. Ja… przesadziłam - Odwróciła od niego wzrok. - Po tym jak zacząłeś wspominać swoją mamę i to co jej się… wydarzyło, popadłeś w głęboką rozpacz. Uwolniłeś z siebie masyw uczuć, który musiał się w tobie gromadzić od lat. Energia ta była tak potężna, że przejęła nad tobą kontrolę. Wszystko wokół ciebie zaczęło zamarzać, a ja nie mogłam do ciebie dotrzeć. Jedynym rozsądnym sposobem było, byś stracił na moment świadomość.
-Ale co to była za magia?! Jak przez mgłę pamiętam, że wybuchłem, a, jeżeli dobrze zrozumiałem twe lekcje, to jest niemożliwe, żebyś użyła magii tego typu. Jesteś panią wody i w jakimś tam stopniu panujesz nad roślinami. Logika mi podpowiada, że to tego typu magii jest potrzebny co najmniej żywioł ognia. Chyba, że masz w zanadrzu jakieś wybuchające roślinki?
-Wszystko jest możliwe Funikeonie. Wystarczy tylko uwierzyć - Na twarzy dziewczyny znowu pojawił się wyzywający uśmieszek, który, nie wiedzieć czemu, tak pociągał Funikeona - Posłuchaj więc. Lekcja numer dwa. Panuję nad wodą, więc mogę z nią zrobić co tylko zechcę od zamrożenia jej po stworzenie pary wodnej. Jak się domyśliłeś, troszkę oszukałam tutaj przeznaczenie mojego żywiołu. Mianowicie rozłożyłam wodę na części pierwsze.
-Wodór i tlen. No i co z tego?
-Jeszcze się nie domyślasz? Wodór jest łatwopalny, więc wystarczy iskra, żeby doszło do wybuchu, a tlen stanowi pokarm dla eksplozji. Nie mów ojcu, że tego użyłam. To jest zapomniana, zakazana technika. Tabu. Odkryłam ją przypadkowo bawiąc się magią.
-A co grozi za złamanie Tabu i użycie jej?
Aqua popatrzyła na niego poważnie.
-To zależy od rodzaju złamanego Tabu. Są lżejsze i gorsze przewinienia. Zazwyczaj jednak karą za to jest śmierć. Nikt nie powinien działać wbrew naturze. Jednak w moim przypadku cena nie jest aż tak znacząca.
Funikeon z początku myślał, że się przewidział, ale…
-Aqua twój palec!
Aqua spojrzała na swoją dłoń. W lewej ręce brakowało jej małego palca.
-A więc to była cena, jaką zapłaciłam. Nie przejmuj się tym.
-Kobieto, ty straciłaś palec! Może i nie utrudni ci to funkcjonowania, ale nie ma szans, żeby wuj tego nie zauważył.
-Ostatni raz, kiedy użyłam tej mocy straciłam nos. Widzisz jakąś różnicę? Spójrz. - Uniosła dłoń i skumulowała w niej energię. Zaczęła wirować wokół kikuta jej palca, tworząc lodowy palec.
-Iii? - Zdziwił się Funikeon. - przecież od razu widać, że to tylko proteza.
-Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. Jeszcze trochę przeszczepię cząsteczki w lodzie i wuala. - Palec wyglądał jakby nic się nigdy nie stało. Nie było widać, że to tylko proteza.
-Wow. Pokaż - Funikeon dotknął nowego palca Aquy i ze zdziwieniem stwierdził, że wygląda jak prawdziwy. - Stworzyłaś normalną tkankę, ale jak?
Magia Świerzaczku mój drogi, magia - Odparła mu z uśmiechem Aqua.
-Czy to znaczy, że oszukałaś tabu?
-Nie. W rzeczywistości dalej nie mam palca. To co tu widzisz to tylko szczuczna tkanka, nie działa jak prawdziwa. Nie mam nad nią władzy. Jestem doskonała w leczeniu obrażeń, lecz nawet ja nie przywrócę czegoś, co było zabrane przez złamanie Tabu.
-Ta magia może się okazać bardzo użyteczna
Aqua ponownie odwróciła od niego wzrok. Na twarz wyszedł jej rumieniec. No… widzisz… bo ona… jakby ci to powiedzieć… już nam się przydała.
-Że co?!
-Pod wpływem wybuchu twoje ciało tak trochę bardzo się rozczłonkowało, ale nie złość się na mnie. Ominęłam punkty życiowe. Posklejałam ci wszystko do kupy.
-Że co znowu zrobiłaś?!
-Oj… to było pod wpływem impulsu! Twoje emocje zżarły by cię od środka. Musiałam coś zrobić!
-Zabijając mnie?
-Tia… Spójrz na to z drugiej strony. Szala się wyrównała. Ty zabiłeś mnie, a ja ciebie.
-Im dłużej z tobą rozmawiam, tym widzę coraz większe podobieństwo do mojej siostry. Dogadałybyście się jak nikt.
-Żałuję więc, że nie miałam szansy jej poznać.
-Nie wiem czy świat by wytrzymał wasze spotkanie.
Z głębi korytarza dało się słyszeć głos jakiegoś ptaka. Po chwili wyleciał z niego sokół i przysiadł na ramieniu Aquy. Do nogi miał przymocowany zwój pergaminu. Dziewczyna odebrała od niego pakunek i pozwoliła ptaku odlecieć z powrotem do tunelu. Rozłożyła pergamin i westchnęła.
-Na dzisiaj to będzie wszystko. Ojciec nas wzywa. Elektro przyniósł nowe wieści z zamku. Jakież to ekscytujące! Ciekawe jak wysoką nagrodę dają za twoją głowę? - Funikeonowi nie za bardzo przypadł do gustu żart Aquy, lecz także bardzo chciał się dowiedzieć wysłuchać nowych wieści.
-Nie traćmy więc ani chwili. Chodźmy! - Pociągnął dziewczynę do schodów, lecz ta stanęła w progu i spojrzała na młodzieńca z wyraźnym oczekiwaniem
-Nie zapomniałeś ty o czymś, gamoniu? Idziemy na górę, a w karczmie mogą być osobniki, którym nie za bardzo przypadną do gustu nasze ludzkie formy.
-Ech, i znowu muszę przyjąć tę niewygodną postać. No trudno. - za przykładem Aquy, znów zamienił się w smoka. - Możemy już iść? Jestem ciekaw nowych wieści.
-Och Mędrcy brońcie mnie. Jakiś ty niecierpliwy. Spokojnie.
Gdy wyszli na zewnątrz, było późne popołudnie i w karczmie panował gwar. Wszędzie było pełno głodnych, żądnych jedzenia stworzeń.
Ashaia błądziła między stolikami i roznosiła posiłki.
-Aqua co tu robią te wszystkie stworzenia? - Zapytał Funikeon
-To jest karczma tak? Musimy z czegoś żyć. Jak sobie wyobrażasz karczmę bez klientów?
-Nie o to mi przecież chodzi. Chodzi mi o to, że… tu są dosłownie wszystkie stworzenia, nie tylko smoki, a jeśli się nie mylę, przebywają w Dragolis nielegalnie.
-To całkiem podobnie jak ty. - Odcięła się - Ech. Nie raz powtarzałam mamie, że mogą być z tego problemy, ale ona uważa, że wszyscy jesteśmy tacy sami i każdego, niezależnie od rasy, należy traktować tak samo. To dla nich zaczęła prowadzić tę gospodę. Aby głodni wędrowcy mogli się tu schronić, wypocząć.
-To chyba nie jest zbytnio legalne
-Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
-A te wszystkie smoki nie zwołają tu wojska, żeby wyłapać imigrantów?
-Mama zyskała sobie duży szacunek. Nikt nie zrobi nic wbrew jej woli. Możesz być o to spokojny.
Barbarian oraz reszta rebelii siedzieli przy tym samym stole co rano. Wuj już ich oczekiwał.
-Siadajcie dzieci. Aquo, jak tam trening.
-Świerzak przeszedł moje najśmielsze oczekiwania tatku. Jego aura jest nawet potężniejsza niż podejrzewaliśmy. Musi tylko jeszcze nauczyć się nad nią panować. Nie trudno, o to, żeby go pochłonęła, ale od czego tu jestem. Zobaczysz, jeszcze parę treningów i coś z niego będzie.
Funikeonowi nie za bardzo się podobała wizja następnych treningów z Aquą. Jej ojciec skinął głową.
-Dobrze mi to słyszeć. Funikeonie - Zwrócił się do chłopaka. - Myślę, że najlepiej nabierzesz doświadczenia w terenie. Dlatego wysyłam cię dziś na misję. Według raportu Edmunda, Dzika, to jest jedna z naszych towarzyszek oraz moja córka, została złapana przez zbrojnych króla.
-Znowu? - Westchnęła Aqua. - Mówiłam jej, żeby się ogarnęła, bo się doigra. Jak można być tak bezmyślnym
-Córeczko proszę. Wiem, że się ze sobą nie dogadujecie, ale ona jest częścią naszej rodziny. Musimy ją odbić.
Do rozmowy włączył się Funikeon. - Domyślam się, że macie jakiś doskonały plan, jednak nie wiem, czy rozsądnie będzie znowu odwiedzać zamek.
-To nie będzie koniecznie Fin. - Odparł Edmund. - Z tego, co się dowiedziałem, wysyłają ją na arenę, żeby zrobić z niej gladiatora, ku uciesze tłumu.
Aqua prychnęła z pogardą. - W takim razie będzie się tam czuła, jak w niebie. O co my się w ogóle martwimy. Nie ma potrzeby jej ratować
Elektro zignorował jej słowa - Wyruszamy za godzinę. Ja, ty, Aqua i Poison. Dzika powinna się ucieszyć na nasz widok.
-Nie wiem, czy powinienem z wami iść. - westchnął Funikeon. - Tam będzie pewnie wielu zbrojnych. Przecież momentalnie mnie rozpoznają i zaprowadzą na gilotynę.
-Przecież my tam będziemy. Nie pozwolimy, by stało ci się nic złego. Masz, załóż. - Rzucił mu czarną pelerynę. Pasowała idealnie. - Przegryźcie coś. Czeka nas ciężkie zadanie.
Na obiad Shaia przyniosła im rosół. Był wyśmienity. Po obiedzie zebrali się przed wyjściem. Elektro znowu był ubrany w swoją złotą zbroję Gwardii Królewskiej.
-Nie jest nam potrzebna jakaś broń? - Zastanowił się Funikeon.
-Noszenie broni przy sobie byłoby samobójstwem kretynie. Poza tym magia nam wystarczy.
Podeszła do niego Aqua. - Jeśli zajdzie taka potrzeba, możesz sam sobie stworzyć broń. - Zebrała z powietrza parę wodną i uformowała ją w lodową włócznie. - Widzisz? Nic prostszego. Sam spróbuj.
Młodzieniec poszedł za jej przykładem. Skupił się na otoczeniu, żeby wyczuć drobiny wody, a następnie uformował z nich bardziej odpowiadającą mu broń.
-Sztylet, serio? - Zaciekawił się Elektro. - Bez obrazy, ale ta broń pasuje bardziej na skrytobójstwo. Nie sądzę, żeby zdała się na wiele w czasie prawdziwej walki.
-Przekonamy się w praktyce. - Funikeon wywinął nim młynka wokół nadgarstka. - Umiem się nim posługiwać, jak żadną inną bronią.
Zanim ktokolwiek zdążył mu coś odpowiedzieć, do rozmowy wtrąciła się Poison. -Nie mamy czasu na takie głupoty. Chłopak robi to na własną odpowiedzialność. Za swoją pychę i głupotę może zginąć, ale co to nas w ogóle obchodzi? - Spojrzała na niego ze wzgardą - Możemy już iść?
Funikeona, na słowa dziewczyny, po plecach przeszły ciarki. W przeciwieństwie do wuja Bronka, ona nie żartowała. Jej było obojętnie, czy chłopak będzie żył, czy nie. Dziewczyna była po prostu śmierciożernym wojownikiem gotowym zabić każdego z zimną krwią. Jej postać przerażała Funikeona. Ale nie to było w niej najstraszniejsze. Najbardziej przerażające były oczy dziewczyny. Wydawało się, że, gdyby weń głęboko spojrzeć, już nigdy by się nie wróciło do świata żywych. Cała trucizna była ukryta właśnie w nich. W oczach.
Gdy wyszli z karczmy okazało się, że znajdują się przy zewnętrznym murze tuż obok bramy, przez którą poprzedniego dnia Funikeon i Rosalina dostali się do miasta. Słońce było wysoko na niebie i oślepiało swoim blaskiem. To pewnie przez długi pobyt w ciemnych lochach - Pomyślał Funikeon. Elektro prowadził ich główną ścieżką w głąb miasta. Peleryna, którą dał mu elektro spisała się na medal. Nie wzbudzali żadnych podejrzeń. Po drodze nikt ich nie zaczepił. Nikt oprócz jednego krnąbrnego, garbatego smoka w wytartym załatanym płaszczu. Był on niskim, grubym stworzeniem, który chyba od roku nie widział prysznica. Podbiegł do nich z zaułka i przywitał się z Elektrem.
-Masz coś dla mnie? - Zapytał Edmund
-To zależy - odpowiedział pokazując gestem palców, że chce zapłaty. Edmund rzucił mu miedzianą monetę. Brudas sprawdził, czy jest prawdziwa i z zadowoleniem wsadził ją do płaszcza.
-Podsłuchałem strażników, jak mówili, że twoja siostra wystąpi o zachodzie słońca, na samym końcu spektaklu. Ma być główną atrakcją wieczoru. Powiadają, że jej dzikość spodobała się królowi, ale pewnie chce po prostu zrobić na złość twojemu ojcu za zdradę. Nie spodobała mu się jego dezercja. - Spojrzał kątem oka na Funikeona i się uśmiechnął - Widzę, że trafiła ci się niezła sztuka, Elektro. Będzie za niego ładna nagroda. Chyba nie zapomnisz o starym kumplu, jak będziesz ją odbierał?
-Chyba coś ci się pomyliło Bryan. To jest mój kuzyn Icebeam.
-Mówisz? A wygląda mi jak zbiegły imigrant, którego głowy domaga się król. Gdzie niby jest jego klejnot w takim razie?
-Nie chcesz tego wiedzieć - Powiedział mu tajemniczo Edmund w nadziei, że przybłęda się wreszcie odczepi
-Oj coś mi się nie wydaje - Zaśmiał się ochryple. - Niech no się przyjrzę twojej pięknej twarzyczce.
W tym momencie do podejrzliwego nieznajomego podeszła Poison, podniosła go za szmaty, w które był ubrany i przyszpiliła do ściany.
-Słuchaj śmieciu daję ci dwa wyjścia. Albo uznasz, że nic tu nie widziałeś i powoli się oddalisz zapominając o całej sprawie, albo w tym momencie wstrzyknę ci w ciało taką truciznę, że przez 3 miesiące będziesz umierał w mękach. Wybieraj!
-Dobra, dobra. Mnie tu nie było, rozumiem. Tylko błagam, puść mnie już. Nie chce umierać.
Poison rzuciła nim o ziemię.
-Taki kmieć jak ty i tak nie powinien żyć na tej ziemi.
Brudny Bryan szybko zerwał się z ziemi i wrócił spowrotem do ciemnego zaułka, z którego przybył. Elektra wyraźnie rozbawiła cała sytuacja.
-No siostra, muszę ci przyznać, masz dar przekonywania. Twoje oczy demona rozbroją każdego, nawet najbardziej mężnego woja. Ty naprawdę masz w sobie jad.
-I nigdy o tym nie zapominaj, bo może się to dla ciebie źle skończyć - Odparła mu ozięble Poison.
-Kim on w ogóle był? - Zapytał Funikeon - Ten brudny facet.
-To Brudny Bryan. Mój informator. - Odparł mu Elektro. - Król Akunari trzyma mnie blisko siebie, aby mieć oczy na tatę. Wie, że ojciec nic nie zrobi, póki jestem w jego posiadaniu. Niestety, mimo, że przebywam tak blisko, nasz kochany władca nie zdradza przy mnie większych tajemnic. Dlatego muszę czerpać informacje z innego źródła. A, że Bryan jest jak szczur, łatwo mu podsłuchać co nieco od ludzi króla, którzy mają gdzieś to, że słyszy ich rozmowy, bo co niby taki kmieć może z tą wiedzą zrobić?
Po dłuższej wędrówce dotarli do areny. Znajdowała się ona przy samym wewnętrznym murze. Arena stykała się z jego ścianą. Wejścia do niej strzegli strażnicy.
Elektro przystanął na moment i przywołał ich do siebie skinieniem głowy.
-Słuchajcie. Plan jest taki. Gdy dostaniemy się do środka, podzielimy się na dwie grupy. Ja i Poison przejdziemy przez widownię i w odpowiedniej chwili wskoczymy na arenę. Stamtąd zabierzemy Dziką i uciekniemy bocznym wejściem. I tu pojawiacie się wy. Fin, pójdziesz z Aquą przez zbrojownię, stamtąd dostaniecie się do koszar dla gladiatorów i dokładnie za pół godziny otworzycie dla nas bramę. Tylko ruszajcie się sprawnie.
-A jak mamy się dostać do pomieszczenia dla gladiatorów? Przecież nie wpuszczą nas tam na ładne oczy? - Zapytała Aqua.
-To już zostaw mnie.
Gdy podeszli do bramy, strażnicy zagrodzili im drogę włóczniami. Funikeon poznał w jednym z nich Szminę, na którego się natknął poprzedniego dnia przy zewnętrznym murze.
-Dokumenty proszę. - Powiedział do nich Szmina.
Elektro uśmiechnął się do Funikeona - To już ci nie będzie potrzebne. - Ściągnął mu kaptur z głowy i pchnął chłopaka brutalnie do przodu, przed strażników.
-Nie mamy  czasu na gadanie Szmina. - Powiedział Elektro. - Poznajesz tego gagadka? W końcu udało mi się go złapać. Do teraz pozostaje dla mnie zagadką, jak udało mu się uciec. W każdym razie król zmienił zdanie co do rodzaju jego śmierci. Wystąpi dzisiaj na arenie. Zmieni nam się trochę atrakcja wieczoru.
Szmina uśmiechnął się na jego widok. -Czemu nie jesteś przy swojej chorej matce dziecko? Czyżby wykitowała tak jak twoja siostra?
Funikeon spojrzał na niego pełnymi nienawiści oczyma. - Rozalia została niesłusznie zamordowana! Poświęciła własne życie, aby ochronić mnie przed takimi potworami jak wy!
-Uspokój się chłopcze - Uśmiechnął się Szmina. - Jakby twoja kochana siostrzyczka zareagowała, gdyby się dowiedziała, że jej śmierć poszła na marne? Chociaż, z drugiej strony, sam będziesz miał szansę jej to powiedzieć. - pstryknął palcami - Chłopaki? Wiecie co z nim zrobić?
Strażnicy już podchodzili, żeby zabrać Funikeona, jednak Edmund zagrodził im drogę. Pozwólcie, że to moja siostra zajmie się odprowadzaniem więźnia. Uczę ją fachu i obiecałem, że to jej przypadnie ta przyjemność. Chce zostać rycerzem. Kto wie, może kiedyś dołączy do Gwardii Królewskiej?
-A czemu ty nie możesz go odprowadzić Elektro? - Zainteresował się Szmina.
-Ja w tym czasie będę chciał się rozmówić królem. Nie chcę marnować czasu na tego śmiecia.
Szmina westchnął i kazał rozstąpić się pozostałym strażnikom.

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz