Rozdział 22

7 0 0
                                    

Edmund przesunął przed sobą kolejną gałąź, odtorowując sobie drogę za dziewczynami. Obie szły pewnie przed siebie, wspinając się coraz wyżej w górę i nie zatrzymując się ani na krok. Od kiedy przekroczyli granicę lasu, nie odezwały się nawet na moment.
Edmund kilkakrotnie próbował do nich dołączyć i dotrzymać im kroku, nie mógł przestać mieć jednak wrażenia, że od kiedy przekroczyli teren lasu, dziewczyny stały się jakieś... odległe. Zdawały się nie zwracać kompletnie uwagi na chłopaka. Szły pewnie przed siebie, jakby coś wołało je z głębi lasu.
Sam Edmund jednak nic nie słyszał. Tak, jak wcześniej powiedziała Teresa, oprócz drzew, las był martwy. Nie żyło tu żadne zwierze. Nie było słychać śpiewu ptaków, ani bzyczenia owadów. Byli sami.
Edmund spojrzał w górę na niebo. Powoli wschodziło słońce i nieboskłon przybierał blado-pomarańczowy odcień. Edmund westchnął ciepło na ten widok. To był ulubiony kolor jego Annabeth. Lubili zawsze rano wstawać wcześnie, aby móc podziwiać piękno budzącej się do życia natury. To też o takiej porze jej się oświadczył. Pamiętał tamten poranek, jakby to było wczoraj. Annabeth było wtedy taka piękna, a jej klejnot w kształcie serca, mienił się soczystą czerwienią, odbijając promienie wschodzącego słońca. Tego dnia uczyniła go najszczęśliwszym smokiem w Dragolis. A teraz gdy mieli mieć razem dziecko... Edmundowi z policzka zpłynęła pojedyncza łza. Musiał jak najszybciej do niej wrócić. Do niej i do ich nienarodzonego dziecka. Żałował tylko, że jego rodzice nie dożyli tej chwili. Bronek i Ashaja byliby doskonałymi dziadkami.
Z zamyślenia wyrwała go gałąź puszczona przez Olę. Chłopak oberwał nią w twarz i poleciał na ziemię. Złapał się obolały za nos.
-Ał, uważałabyś trochę! Mogłaś wybić mi oko!
Ola jednak nawet się nie odwróciła. Szła pewnie dalej w las.
-Halo? Mówię do ciebie!
Podbiegł i złapał dziewczynę za rękę. Ta jednak dalej szła nieprzerwanie przed siebie. Edmund dopiero teraz zauważył, ale zarówno w jej ruchach jak i Tery, było coś dziwnego. Poruszały się strasznie mimowolnie, jakby...
Edmund wybiegł przed dziewczyny i spróbował zagrodzić im drogę. Te po prostu go ominęły i szły dalej. Gdy go mijały, Edmund przyjrzał się ich oczom. Były pomarańczowe. Jednak to nie promienie słońca się w nich odbijały. Gdzieś już widział takie zjawisko. Ich oczy wygłądały tak, jakby opanowało je...
-Skarzenie! Krzyknął Edmund.
Była to nazwa grzyba, na który natknęli się kiedyś w dżungli, w której później znaleźli Wiktorię. Edmund próbował przypomnieć sobie wszystko, co jego ojciec opowiadał im o tych grzybach. Skarzenie było specyficznym rodzajem grzyba. Opanowywało ono organizmy nie po to, aby wabić je w swoją pułapkę, ale po to, aby przywoływani mogli mu w czymś pomóc. Skarzenie rozsiewało swoje zarodniki, tylko gdy poszukiwało pomocy i infekowało tylko tych, którzy byli w stanie mu pomóc. Dawniej w ich przypadku chodziło o zabranie dzikiej, małej, przestraszonej dziewczynki z lasu, która potem została ich siostrą, ale teraz? Edmund nie wątpił, że skażenie było inteligentne. Musiał być powód, dla którego zainfekowało dziewczyny. Ale wiele rzeczy nie miało w tym sensu. Po pierwsze, dlaczego Tera, driada leśna, opiekująca się tym lasem pozwoliła, żeby ono ją zainfekowało, a po drugie... dlaczego nie zainfekowało jego?
Edmund postanowił działać szybko. Nawet jeśli Skarzenie miało ważny powód, żeby przejmować ciała dziewczyn, musiał im pomóc. Bronek mówił, że niektóre zmutowane odmiany tego grzyba po wykonanej misji nie opuszczają ciała ofiary,a rozkładają ją do detrytusu i żywią się nią. Lepiej było nie ryzykować.
Był tylko jeden sposób na pozbycie się grzyba i było nim porażenie prądem płuc. Edmund przełknął ślinę.  powinno starczyć idealnie na małe wyładowanie elektryczne, jednak to nie to stanowiło problem.
-Jak tylko się obudzą to mnie zabiją. To takie żenujące. - Zamknął oczy i wyciągnął przed siebie ręce. Z chwilą,gdy dziewczyny podeszły na tyle, aby mógł je złapać, wysłał ze swoich palców resztkę pozostałej tam energii.
Oczy jego towarzyszek wróciły do normalności. Ola rozejrzała się oszołomiona, nie wiedząc co się stało, aż jej wzrok padł na jej piersi.
-Zboczeniec! - Krzyknęła i przywaliła Edmundowi z otwartej dłoni.
Edmund pogładził obolały policzek.
-Przepraszam, to nie to, co myślisz! Musiałem dotknąć obszaru najbliżej waszych płuc, byłyście zainfekowane przez Skażenie!
-Idioto! - Krzyknęła zarumieniona, zasłaniając swoje piersi. Trzeba było porazić nam plecy! Jeśli się nie mylę są nawet bliżej płuc niż piersi! Zaraz, Skażenie?
Zaczęła kaszleć i wypluła z siebie pomarańczową maź.
Tera, która najwyraźniej też już wydobrzała, uklękła, żeby dotknąć mazi. Przypatrzyła się lepiącej w palcach konsystencji.
-To dziwne. Edmund ma rację, to rzeczywiście Skażenie. Ale to niemożliwe! Ten grzyb tu nigdy wcześniej nie rosnął! Mogą tu żyć tylko rośliny! Bez zezwolenia ode mnie, albo moich sióstr, nic nie powinno móc przekroczyć bariery! To jeszcze nie wszystko, nie, to nie może być prawda.
-No nie każ nam czekać! Mów nam do czegoś doszłaś. - Pogonił ją Edmund.
-O...oczywiście. To nie jest zwykłe Skażenie. Jest to specjalna mutacja grzyba zrekonstruowana tak, aby móc go kontrolować! Ten grzyb został przez kogoś stworzony, a następnie wprowadzony to tego lasu. Ale, żeby przebić tak potężne bariery trzeba by być na poziomie Mędrca!
Złapała Olę za ramiona.
-Olu, twoje sny mogły okazać się prawdą. Ten las rzeczywiście nas potrzebuje. Moje siostry cię potrzebują! Musimy działać.
Ola skinęła głową.
-Zrobię co każesz. Po to tu przybyłam, rozwiążmy ten problem.
Edmund nic z tego nie rozumiał.
-Tero, co się dzieję? Kto nas atakuje?
-Nie wiem kto to może być, wiem jednak co możemy zrobić, jednak najpierw musimy zbadać całą sytuację. - Westchnęła. - Będę potrzebowała waszej pomocy. Ale muszę was przestrzec. Będziecie pierwszymi stworzeniami które odwiedzą nasze święte miejsce. Proszę, nie zniszcie niczego i bądźcie ostrożni.
-Czy to oznacza, że Świątynia Czasu jednak istnieje? - Zainteresował się Edmund.
-Co? Nie... niezupełnie. Nie okłamałam cię. Świątynia jest tylko legendą, jednak miejsce do którego zapewne się odnosi istnieje naprawdę.

***

Stanęli przed wielką bramą utworzoną ze splątanych drzew.
Teresa zakryła rękoma dłonie.
-Wiedziałam! To dlatego kontakt z moimi siostrami się urwał!
Przejście było całkowicie zarośnięte przez grzyba. W niektórych miejscach drzew było widać, że infekcja dotarła do ich wnętrza i zaczyna trawić je od środka.
-Moje święte drzewa! - Krzyknęła Tera.
Ola złapała Terę za ramię.
-Musimy im jakoś pomóc! We trójkę na pewno coś wymyślimy.
-Oczywiście, Olu. Wierzę, że to jest powód, dla którego moje siostry cię wezwały, zanim Skażenie całkowicie zablokowało przepływ. Tylko ty możesz im pomóc. Wierzę, że twoja moc jest odpowiedzią. Tylko ty możesz wyplewić tego grzyba. Użyj swojego ognia.
Ale jak? Nie potrafię go całkowicie kontrolować. Boję się, że spalę las! Mój ogień płonie, dopóki wszystko w jego zasięgu nie zostanie strawione.
-Nie dojdzie do tego, zaufaj mi. Święty ogień, który potrafisz wytworzyć spala tylko rzeczy materialne, śmiertlelne. Miejsce, do którego was zabrać jak i cały ten las, zostały posadzone tysiące lat temu przez Mędrców. Twój ogień nie spali świętego miejsca.
Ola chciała jeszcze protestować, jednak widząc pewność w oczach Teresy, westchnęła tylko.
-Ufam ci, Tero, jednak obawiam się, że nie jestem w stanie wyzwolić z siebie prawie ani krzty mocy przez barierę chroniącą tę górę.
-To akurat nie będzie problemem. Pokaż mi swój klejnot.
Ola odchyliła delikatnie koszulkę odsłaniając Klejnot Prawdy. Eris dotknęła go koniuszkami swoich palców, z których znów wydzielił się zielony dym.
-OGANESSON DATA BENEDISTIONE A SAPIENTISSIMIS! - Wyrecytowała.
Klejnot Prawdy zapłonął żywym ogniem, który następnie wchłonął się wewnątrz klejnotu.
-Co mi zrobiłaś? - Zapytała się Ola. - Czuję się niesamowicie!
-Ważne jest to, że teraz będziesz w stanie wykonać swoje zadanie. Zaczynaj! - Rozkazała.
Ola westchnęła. Podeszła do grzyba i wyciągnęła rękę kładąc ją na zainfekowanej bramie. W ułamku sekundy całe Skażenie stanęło w ogniu.
Edmundowi aż szczęka opadła ze zdziwienia.
-Przypomnij mi, żebym nigdy więcej cię nie denerwował. Nie wiedziałem, że skrywasz w sobie tyle mocy.
-Ja... nie wiem jak to zrobiłam! Jeszcze nigdy nie uwolniłam z siebie tyle mocy na raz. Wyzwoliłam w sobie takie pokłady energii, jakich nigdy wcześniej w sobie nie czułam. Tero, to zaklęcie było niesamowite i... - Na widok oczu Teresy zatrzymała się w połowie zdania. Oczy zielonowłosej dziewczyny wyrażały żal. Jakby cierpiała na myśl tego, co za chwilę miało się wydarzyć.
-Edmundzie, Olu, dziękuję wam, za dotarcie, ze mną aż tutaj i pomoc mi w uratowaniu sióstr, jednak obawiam się, że z tą chwilą nasze drogi powinny się rozejść. Grozi wam niebezpieczeństwo. Po przekroczeniu progu tej bramy nie będzie już odwrotu. Teraz, gdy odblokowaliśmy sygnał, widzę... moja siostra widzi, w waszej przyszłości, tylko śmierć! Jeśli teraz zawrócicie... może uda mi się zmienić wasze przeznaczenie.
-O czym ty mówisz?! - Krzyknął Edmund. - Nie po to tyle przeszedłem, aby teraz wycofać się pod samą bramą! Idę tam z tobą! Muszę je spotkać... Muszę spotkać Trzy Wyrocznie!
Ola także przytaknęła głową.
-Ja także idę dalej! Teraz, gdy udało mi się na nowo odblokować sygnał do Wyroczni, nie mogę zawrócić! Mam tak wiele pytań! Może nauczą mnie rozumieć moje sny!
Tera westchnęła ciężko.
-A więc chodźcie ze mną i stawcie czoła swojemu przeznaczeniu. Wiem, że się nie wycofacie, w końcu widzenie teraźniejszości to moja działka. Edmundzie, Olu, od teraz będę z wami całkowicie szczera. Widzicie, kiedy was poznałam, chciałam od razu po uratowaniu was, jak najszybciej się was pozbyć i sama rozwiązać problem braku odpowiedzi od moich sióstr. Teraz jednak doceniam waszą wartość. Macie czyste, dobre serca. Są to wartości, które rzadko można znaleźć u śmiertelnych stworzeń. Jesteście pierwszymi stworzeniami niższej klasy, które naprawdę szanuję, dlatego uważam, że zasługujecie na prawdę. Za chwilę wejdziemy do Gaju Dodony. Świętego miejsca oddającego cześć mnie i moim siostrom. Widzicie, "Tera" wcale nie jest skrótem od "Teresa", tylko od...
-Teraźniejszość. - Wyszeptał Edmund. - J... jesteś Mędrcem! Jesteś jedną z Wyroczni!
Tera przytaknęła głową.
-Dalej uważacie, że chcecie tam wejść?
-Nie zmieniliśmy zdania. - Powiedzieli jednocześnie Edmund i Ola.
Tera westchnęła ciężko. W jej oczach wciąż było widać ubolewanie nad losem czekającym jej towarzyszy.
-Wiem, że nie zmieniliście. Dobrze więc. Ja, Teraźniejszość, córka Eris, jedna z Trzech Wielkich Wyroczni, pozwalam wam wejść do naszego świętego gaju! Edmundzie, Olu, witajcie w Gaju Dodony.

Fontanna SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz