Rozdział 23

20K 765 45
                                    

Razem z Nathanem odsunęliśmy się od siebie, ale było już za późno.

Spojrzałam na swojego brata, który miał na sobie czarne materiałowe spodnie od garnituru, marynarkę tego samego koloru oraz zwykłą białą koszulkę z kilkoma czarnymi guzikami u góry. Jego brązowe włosy były zaczesane do tyłu a sam on patrzył na Nathana tymi swoimi piwnymi oczami. Można było wyczytać z nich jawny gniew.

- Lucy.. co? - zapytał a na jego twarzy pojawiło się jednocześnie zmieszanie jak i złość.

Zrobiłam krok w bok tym samym zasłaniając Nathana własnym ciałem, kiedy Colton zrobił krok do przodu co sprawiło, że znalazłam się pomiędzy nimi i położyłam ręce na klatce piersiowej swojego brata. - Colton.. nie. - odrzekłam, próbując go odepchnąć chociaż trochę, ale był silniejszy. - Colton. - powtórzyłam, kiedy zauważyłam, że totalnie mnie ignoruje. - Przestań.

Jego wzrok spoczął w końcu na mnie.

- Proszę.. chodźmy do środka. - próbowałam brzmieć odważnie ale zabrzmiało to jak błaganie. Zarówno Colton jak i Nathan nie należeli do słabych mężczyzn więc nie byłabym w stanie ich powstrzymać, jeśli zaczęliby walczyć ze sobą. Przynajmniej nie bez pomocy ale potem musiałabym wytłumaczyć wszystkim, dlaczego ochroniarz walczył z moim bratem. Colton właściwie od zawsze był najbardziej opiekuńczy spośród całego mojego rodzeństwa - ale wiedziałam, że Nathan się nie powstrzyma jeśli Colton zrobiłby cokolwiek.

W pewnym sensie byli do siebie bardzo podobni.

Kiedy próbowałam wepchnąć go spowrotem do środka wreszcie się poddał i mimowolnie odwrócił się wchodząc do gabinetu. Przygryzłam swoją wargę po czym zamknęłam za nami drzwi.

- To wcale nie tak, jak ci się wydaje. - zaczęłam powoli.

Colton zachichotał bez poczucia humoru ale chciał udawać, że było inaczej. - Oh, naprawdę? Bo ja mam wrażenie, że pieprzysz się ze swoim ochroniarzem.

Zmarszczyłam brwi. - Okey.. może to jednak jest to, na co wygląda.

Czy to było takie oczywiste? To był tylko pocałunek i mogłabym zaprzeczyć jego oskarżeniom ale wiedziałam, że to bez sensu. Nie potrafiłam go okłamywać.

- Lucy, co ty wyprawiasz do cholery?

Przełknęłam ślinę, obserwując chłopaka z drugiego końca pokoju. - Lubię go.

- Czy mama i tata o tym wiedzą? - zapytał.

- Nie..

Pokręcił głową. - Cóż, mogę ci powiedzieć, że na pewno nie będą szczęśliwsi niż ja.

- Jestem dorosła. - odrzekłam nagle, czując narastającą złość w sobie. - Mogę się widywać z kim chcę.

- On jest twoim ochroniarzem.

Skinęłam głową. - Dokładnie. Dzięki niemu jeszcze żyję. Czy nie jesteś mu za to nawet w najmniejszym stopniu wdzięczny?

Westchnął i zauważyłam jak jego spięte dotąd barki minimalnie się rozluźniają a oczy momentalnie złagodniały, kiedy na mnie spojrzał. - Oczywiście, że jestem. - pokiwał głową a na jego ustach pojawił się uśmiech. - Chodź tutaj. - powiedział, otwierając ramiona.

Uśmiechnęłam się z ulgą i podeszłam do niego bliżej po czym przytuliłam się.

- Nadal go nie lubię. - mruknął, kiedy odsunęliśmy się od siebie.

- Czy kiedykolwiek lubiłeś jakiegoś faceta, z którym się spotykałam?

Zmrużył oczy patrząc na mnie. - Jak bardzo to jest poważne?

PRYWATNY OCHRONIARZ (COMPLETED)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz