Rozdział 19

23.1K 868 129
                                    

Następne kilka godzin wydawały się ciągnąć w nieskończoność i być najdłuższym okresem czasu w całym moim życiu. Gdy dotarliśmy na komisariat, zaczęli przesłuchiwać nas każdego z osobna w innych pokojach. Czułam się bezużyteczna, bo nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne zadane przez nich pytanie. Chciałabym wiedzieć, kto to robił. Czy nie domyślali się, że jeśli bym wiedziała, to nie ukrywałabym tego, tylko od razu im to powiedziała?

Po tym, jak wreszcie wszystko wyjaśniliśmy, Patrick wrócił do swojego mieszkania, żeby spakować nasze rzeczy.

Razem z Nathanem zostaliśmy na posterunku i czekaliśmy w pustym pokoju.

Usiadłam na podłodze i podciągnęłam kolana pod brodę opierając o nie czoło w zupełnym milczeniu.

Nathan nie spoczął nawet na chwilę, krążył po pokoju w tą i spowrotem, co sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej zaniepokojona.

Po chwili, wreszcie siadł na podłodze tuż obok mnie.

- Przepraszam. - wyszeptał ściszonym tonem głosu.

Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, na jak bardzo zmęczonego wyglądał. Jego włosy były w totalnym nieładzie, co dało się we znaki, kiedy przejechał po nich ręką. Przez cały ten czas siedział ze spuszczonym wzrokiem - można by było pomyśleć, że jest zły.

Pokręciłam głową. - To nie twoja wina, Nathan.

Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. - Czuję, że cię zawiodłem. Powinienem był coś zrobić..

- Nie mogłeś nic zrobić. - przerwałam mu, nie pozwalając dokończyć. - Proszę, nie obwiniaj się za to. - sięgnęłam ręką po jego dłoń i ścisnęłam ją lekko, po czym otworzył oczy i spojrzał na mnie. - Uratowałeś mi życie, Nathan. Dziękuję. - pochyliłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.

Uśmiechnął się lekko, ale wciąż wydawał się być nieobecny. Wydawało mi się, że coś go dręczy.

- Co teraz będzie? - zapytałam, kładąc rękę na jego ramieniu.

- Wrócimy do Londynu, nie ma sensu dłużej tutaj zostawać. 

Westchnęłam. - Nie rozumiem, dlaczego ktoś to robił. Krzywdził mnie. Moją rodzinę. Zabili tak wielu niewinnych ludzi.. - zamilkłam nagle, kiedy przypomniałam sobie widok plam z krwi sprzed kilku godzin.

Nathan nawet się nie odezwał a pokój znów wypełnił się tą przerażającą ciszą.

Tak naprawdę nie chciałam wracać do domu myśląc o tym, co tam się działo, jak własna matka mnie traktowała i przecież tam nie było wcale bezpieczniej, ale próbowałam pocieszyć się faktem, że przynajmniej będę we własnym domu i blisko tych, którzy mnie kochają.

Kiedy wrócił Patrick pojechaliśmy od razu na lotnisko, gdzie już czekał prywatny samolot mojego ojca. Tylko dwóch pilotów przyleciało po nas, nikt poza tym.

Szatyn pocałował mnie w policzek, a potem przytulił mocno. - Cieszę się, że jesteś bezpieczna, Lucy. Proszę, uważaj na siebie.

Uśmiechnęłam się, przytulając głowę do jego ramienia. - Ty też. Przykro mi, że musimy wyjeżdżać w tak nieprzyjemnych okolicznościach.

Spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem na ustach. - Mi też. Wyślij mi wiadomość od razu, kiedy wylądujesz, żebym wiedział, że jesteś bezpieczna.

Pocałowałam go w policzek. - Okey. - uśmiechnęłam się jeszcze raz do niego, zanim poszłam za Nathanem do samolotu. Statek powietrzny, który miał zabrać nas do domu był prywatny, więc także mały. Mieścił tylko około dziesięciu pasażerów. Usiadłam tuż przy oknie i pomachałam do Patricka, kiedy właśnie miał zamiar odejść. Nienawidziłam tego, że musieliśmy wyjechać w taki sposób a nie w inny. Już za nim tęskniłam.

PRYWATNY OCHRONIARZ (COMPLETED)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz