P. XCVI / ŻADNYCH WYMÓWEK?

938 146 146
                                    

Dazai w pierwszym momencie naprawdę nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Choć przede wszystkim trzeba przyznać, że zaczął poważnie myśleć, że przyjście tutaj to był największy błąd jego życia. A patrząc przez pryzmat jego życiowych dokonań to zdobycie pierwszego miejsca nie było łatwą rzeczą. Wiedział jednak również, że od czasu zburzenia Zbrojnej Agencji Detektywistycznej chodziła mu po głowie jedna, bardzo nieprzyjemna myśl. Od czasu Kenichiego jeszcze kolejna. I nieważne, jak bardzo próbował im zaprzeczać, i nie ważne, że wystarczyłoby, że poruszyłby ten temat z Nakaharą. Potrzebował ostrej opinii. Wiadra lodowatej wody wylanej na łeb żeby mieć pewność w kilku kwestiach, żeby wreszcie mógł oczyścić własny umysł.

Nie wiedział jednak jak ma się zachowywać w stosunku do Doppo. Jaki ton przyjąć? Powinien udawać, że wciąż są przyjaciółmi i jakoś zażartować, utrzymując lekki głos? Ignorując całe zło, które Kunikida wyrządził? Już abstrahując nawet od tego, jak bardzo znienawidził samego Dazaia, ale czy Dazai miał prawo udawać, że Wieszcz wcale nie próbował postrzelić własnej przyjaciółki? A może powinien przyjąć chłodną postawę, ot, ustalenie faktów z ramienia Portowej Mafii. A może nie powinien mówić niczego? Ostatnia opcja prawdopodobnie by wygrała gdyby nie ilość żalu i goryczy, które odczuwał wobec tego człowieka Osamu.

- Myślę, że powinieneś się cieszyć - oświadczył Dazai spokojnie, rzeczowo, na razie pozostając względnie neutralnym. - Gdyby Yosano odwiedziła Cię pierwsza bardzo wątpię, że dożyłbyś spotkania kogokolwiek jeszcze.

Brunet usiadł po turecku, najdalej jak się dało od krat i opierając się plecami o chłodny mur. Kunikida, którego wizja konwersacji najwidoczniej zainteresowała, przysunął się bliżej i przełożywszy jedną z rąk przez kraty, oparł się o nie czołem. Nic zresztą dziwnego, biorąc pod uwagę niechęć strażników do jakichkolwiek kontaktów z więźniami. To całkowicie normalna rzecz. W końcu warunki w więzieniu były tragiczne. Zimna woda, kibel na widoku, twarde łóżko z materacem, który pamiętał jeszcze czasy z dwóch czy trzech Szefów, którzy byli przed Osamu. Pilnowanie kogoś było trudnym zadaniem. I z tego, co widział chłopak w raportach, wielu strażników regularnie odmeldowywało się u psychologa. Nic dziwnego, że nie chcieli dać więźniom nawet cienia szansy na pokazanie, że oni też są ludźmi. Łatwiej trzymać człowieka w podłych warunkach, gdy zacznie się zniżać go poniżej poziomu zwierzęcia.

Dazaia na krótki moment ogarnął smutek. Byli tak blisko siebie, a tak daleko. Nigdy nie spodziewał się, że znajdą się w takiej, czy jakkolwiek podobnej sytuacji. Owszem, ukrywał to, kim był zanim pojawił się w Agencji, ale tak czy siak to wszystko jakoś powoli wypływało. I ludzie sobie z tym radzili. Przynajmniej początkowo. A Dazai nie potrafił powiedzieć, czy żałował tej decyzji. Z jednej strony przez kilka lat miał przyjaciół. Jasne, przyjaźń oparta na sporej nieszczerości nie mogła długo przetrwać, ale cieszył się, że chociaż przez chwilę znał tamtych ludzi. A przynajmniej tak mu się wydawało. Z  drugiej strony był przecież dumny ze swojej pozycji, ze swoich dokonań w Mafii i zaprzeczanie im, wbijało mu się cierniem w serce. Pomijając już fakt, że to właśnie w Mafii odnalazł prawdziwych kolegów i przyjaciół, przed którymi nie musiał niczego zatajać.  Czy jednak w którymkolwiek momencie swojej służby w imieniu dobra Osamu choć przez chwilę myślał, że od któregokolwiek z nich oddzielać będzie go więzienna krata? Niezależnie od tego, kto byłby uwięzionym, a kto odwiedzającym? Oczywiście, że nie. Nieprzyjemny uśmiech Doppo ściągnął bruneta z powrotem na ziemię.

- Ją też już zniszczyłeś? - spytał Wieszcz cichym, zachrypniętym głosem. który tylko potwierdzał, jak dawno Kunikida nie rozmawiał z innym człowiekiem.

- Nikogo nie zniszczyłem - odpowiedział Dazai pewnym głosem.

Szkoda tylko, że ta jego pewność siebie była jedynie ułudą. Jeszcze większa szkoda, że przez ich krótki czas współpracy, Doppo nauczył się odczytywać pewne znaki, które Osamu nieświadomie pokazywał, gdy był w towarzystwie ludzi, którym ufał w teraźniejszości bądź przeszłości. A stare nawyki ciężko wyplenić. Nieco zbyt mocne ściśnięcie palców, gdy padło to pytanie tak, że aż pobielały mu knykcie, odwrócenie wzroku od rozmówcy i wbicie go w podłogę, minimalnie na prawo, jakby nagle znajdowało się tam coś ciekawego.

Bungou Stray Dogs I - Miłość silniejsza niż krew [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz