P. CXVII / WZROK POTWORA

933 109 70
                                    

Dazai nie spał zbyt wiele tej nocy. I mimo, że poranek przywitał mrużąc zmęczone oczy, jakby zaskoczony faktem, że noc rozświetla się w dzień, nie mógł narzekać na powód braku snu. Oczywiście, początkowo jego myśli pędziły jak szalone, od jednego niewygodnego tematu do drugiego i choć bardzo się starał, nie potrafił dojść do żadnych logicznych wniosków, a jego rozdygotane serce zdecydowanie mu w tym wszystkim nie pomagało. Sam jednak nawet nie wyłapał momentu, w którym cały ten stres odszedł w zapomnienie, a on skupił się na delikatnym jeżdżeniu opuszkami palców po ramieniu Nakahary i upewnianiu się, że koc na pewno przykrywa go całego. Osamu nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć, ale chciał zapamiętać każdy szczegół takich chwil i robił to absolutnie nieświadomie. Lekko potargana ruda czupryna, nieznacznie otwarte w czasie snu usta czy pełne niezadowolenia pomruki, gdy tylko choć na chwilę zapominał o mizianiu Nakahary. Te wszystkie drobne rzeczy składały się na obraz tak pełen szczęścia i spokoju, że Dazai nie potrafił oderwać od niego wzroku. Zwłaszcza, że miał świadomość, jak krótkotrwały jest spokój, gdy żyje się życiem w ich stylu.

Gdy jednak słońce na dobre zagościło na niebie i do końca przegnało gwiazdy, które tej nocy świeciły wybitnie jasno, jakby specjalnie wyszykowały się żeby dodać randce dwóch mężczyzn więcej uroku, Osamu uznał, ze czas najwyższy by obudzić Nakahare. Chciał ukradkiem sprawdzić godzinę, ale z ciężkim westchnieniem uświadomił sobie, że przecież wyłączył telefon żeby nikt im na pewno nie przeszkodził. Niezbyt mądry ruch, zwłaszcza gdy było się Szefem Mafii. Odłożył urządzenie bez włączania go jeszcze przez chwile. Skoro świat nie runął, bo on przestał zwracać na niego uwagę przez kilka godzin to co złego wyrządzić mogło dodatkowe pięć minut?

Dazai obrócił się nieznacznie, na co Nakahara zareagował kolejnym z uroczych, pełnych niezadowolenia pomroków. Uroczych zdaniem Osamu oczywiście. Brunet delikatnie odgarnął rudzielcowi włosy z czoła i czule je pocałował.

- Kochanie, pobudka - oznajmił cicho Dazai, jakby każdy głośniejszy dźwięk był niemile widziany.

Nakaharze zajęło dłuższą chwilkę ogarnięcie, gdzie i dlaczego się znajduje, bo za nic nie potrafił skojarzyć widoku, który rozciągał się przed jego oczami. Nie pomagał też fakt, że chłopak zamiast wstać, zakopał się bardziej pod górą koców, kładąc z głową na udach Dazaia i prosząc jeszcze o kilka minut spokoju. Osamu uznał, że dlaczego nie, więc tylko uśmiechnął się z rozczuleniem. Nakahara absolutnie rozbudził się, leżąc w wybitnie niewygodnej pozycji, ale za nic nie chcąc jej zmieniać.

- Nie chce stąd iść - mruknął cicho rudzielec, nieświadomie dostosowując się do delikatnego dotyku Osamu. Słowa, które prawie zostały zagłuszone przez warstwy koców.

- Ja też Chuu, ja też - przytaknął Dazai, pochylając się, by ponownie pocałować rudą czuprynę. - Ale wiesz lepiej niż ja, że musimy. Powinniśmy jeszcze trochę ogarnąć się przed zebraniem. Mógłbym Cię okłamać i powiedzieć, że jak już załatwimy Salvatruche i ogarniemy gangi to będzie spokojniej, ale oboje wiemy, że z naszym trybem życia nigdy nie będzie spokojnie. No chyba, że na starość.

- Czasami wątpię, czy jej w ogóle dożyjemy - mruknął Nakahara, podnosząc się leniwie i rozciągając zastane mięśnie. - No ale obowiązki wzywają - dodał, z miejsca składając koce i robiąc choć powierzchowny porządek.

Zeszli klatka pożarową tylko i wyłącznie dlatego, że rudzielec uparł się, że wygląda ona uroczo. Dazai nie potrzebował żadnego większego czy bardziej logicznego powodu. Szli jedną z miliona niewielkich, trochę brudnych, ale zdecydowanie nieprzyjemnych alejek, gdy Chuuya zaczął odklejać z policzków naklejki w kształcie serduszek z tęczą, które dostał od jakiejś zupełnie obcej sobie dziewczyny na Paradzie.

Bungou Stray Dogs I - Miłość silniejsza niż krew [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz