P. CLXXXVI / KRWAWA KAWIARENKA

274 57 101
                                    

Odautorskie:
Jakimś cudem zostało nam tylko 13 rozdziałów. Kiedy to się stało?
Tak czy siak, mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za zakończenie, które dla Was piszę!
Miłego czytania ♥
#Morrigan_Out



Nakahara obudził się w swoim łóżku i przetarł twarz dłonią. Od jakiegoś czasu udało mu się nawet zasypiać na więcej, niż dwie godziny, a to już był jakiś niewielki cud. Co prawda nie przekroczył jeszcze górnej granicy czterech i wciąż miał ogromne worki pod oczami, ale nie zamierzał kwestionować cudu. Wiedział, że powoli do tego dotrze. Najpierw do czterech, a ostatecznie do sześciu. Bo nawet z Dazaiem rzadko przesypiał więcej, niż sześć, no chyba że byli cholernie przez coś zmęczeni. Nie potrafił jednak podnieść się jeszcze z łóżka. Podniósł tylko rękę żeby spojrzeć na zegarek na jego przegubie i odetchnął z ulgą. Wciąż miał cholernie dużo czasu do wyszykowania się, więc mógł pozwolić sobie na nieznaczne odpłynięcie z myślami. Łóżko wciąż zdawało mu się bez Osamu puste, zimne i jakieś takie nieprzyjazne i Nakahara szczerze wątpił, że to miałoby się zmienić w ciągu najbliższych paru tygodni. Tak, jak ogromny ciężar, który czuł w sercu też nigdzie się na razie nie wybierał. Dobrze, że chociaż Bubel przy nim został i rozgościł się na wolnej poduszce, jakby też tęsknił za brunetem.

W końcu jednak zebrał się w sobie i wstał. I wpierw skierował swoje kroki ku salonowi żeby puścić dość głośno muzykę. Bez Dazaia cisza w tym mieszkaniu, którą tak kiedyś sobie cenił, tylko go przygniatała. Odpalił więc jedną ze swoich playlist i po drodze nasypawszy Bublowi karmy do miski, zaczął się ogarniać. Szybki prysznic, umycie zębów i wybranie czystych ciuchów, w których chciał być zobaczony po raz pierwszy na uczelni i zdecydował się na czarne dżinsy, biały podkoszulek i niebieską marynarkę. Błahe rzeczy, które od teraz miały być jego codziennością. A nawet durne zauważenie, że na wieszaczku wciąż wisi ręcznik Dazaia czy że w kubeczku nad umywalką wciąż stoi jego szczoteczka powodowały dziwnie bolesne ukłucia w sercu Nakahary. Niemniej chłopak nie poddawał się. Przez chwilę uśmiechał się do lustra, jakby chciał się upewnić, że wciąż potrafi to robić.

Wyciągnął z szafy torbę na ramię, do której wrzucił niewielkiego laptopa, książkę do czytania i parę drobiazgów, odkładając ją dopiero na kanapie w salonie, żeby dołożyć do niej obiad, który przygotował sobie dzień wcześniej. Wejście do kuchni wciąż łamało mu serce. Przypominał sobie, ile razy próbowali razem z Dazaiem gotować. I jak zawsze brunet, od niechcenia i w absolutnym międzyczasie, zdążał pocałować go w kark, policzek, usta czy nos. Albo przytulić. Pamiętał, ile razy siadał na blacie i przyciągał ukochanego do pocałunku i obaj zapominali, że coś akurat było w piekarniku, co kończyło się szarym dymem, przyjazdem straży pożarnej i koniecznością zamówienia jedzenia z dostawą.

Chuuya spojrzał z lekkim uśmiechem na karteczkę z napisem "kocham Cię głupku" i uśmiechnął się lekko, wyciągając z lodówki pudełko z obiadem i składniki na śniadanie. Cicho nucąc przygotował sobie wszystko łącznie z kakao i postawił to na stoliczku przy kanapie. Szybko przyciszył muzykę i wcinając najważniejszy posiłek dnia włączył telewizor z nagraniem od Dazaia. Posłuchał jego głosu, popatrzył na jego uśmiech i zebrał się do wyjścia, w progu rzucając, że nie wie, o której wróci, zupełnie jakby ktoś miał to poza Bublem usłyszeć. Po drodze na uczelnię Nakahara zahaczył jeszcze krótko o grób Dazaia, stając przed nim z dłońmi włożonymi do kieszeni i z lekkim uśmiechem obiecując mu, że wpadnie wieczorem żeby mu wszystko opowiedzieć, ale żeby chłopak trzymał za niego kciuki w ciągu pierwszego dnia, po czym ruszył na uczelnię, przypadkiem po drodze zahaczając o Starbucksa.

Gwar, który panował w budynku był ogromny. O wiele gorszy, niż w Biurowcu, a przecież jeśli chodziło o ilość ludzi to powinno być podobnie. Nakahara odpalił na telefonie zdjęcie swojego planu i udał się przed odpowiedni pokój, ściskając ze stresu dłoń na pasku od torby. Miał ochotę śmiać się z siebie. Nie rozumiał, dlaczego cała ta sytuacja tak bardzo go stresowała. Przecież to tylko studia. Zawsze mógł je rzucić, gdyby szło mu nie za dobrze. A to tylko ludzie. Nie zależy od nich nic ważnego. Nie są członkami Portówki, nie są przeciwnikami. Nie mogli mu zagrozić. Dlaczego nagle nie potrafił do nikogo otworzyć gęby?

Bungou Stray Dogs I - Miłość silniejsza niż krew [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz