P. CLXVII / OSTATNI DZIEŃ W STANACH - EMPIRE STATE BUILDING

434 75 58
                                    

Odautorskie:
Dobra Miśki, mamy to! Powiedzcie, jak Wam się podobał cały fluff? I jego zakończenie? Czas wrócić do poważniejszej akcji!
#Morrigan_Out


- Hej, Chuu, wiem, że miałeś na dzisiaj inne plany – zaczął spokojnie Dazai, gdy jeszcze leżeli przytuleni do siebie w łóżku, a on gładził delikatnie ramię ukochanego, który chwilowo patrzył na niego absolutnie zaskoczony. – Ale co byś powiedział na ich zmianę?

- No tak średnio – przyznał Nakahara, lekko się krzywiąc. – Rozumiem, że jesteś zmęczony, ale na dziś mamy zaplanowany tylko Empire State wieczorkiem, więc może jakoś dasz radę zebrać siły do tego czasu? Możemy spędzić nawet cały dzień w łóżku, po prostu mi na tym zależy, bo nie widzieliśmy miasta z żadnego punktu widokowego, a podobno wygląda niesamowicie.

- Opcja z nie ruszaniem się z łóżka brzmi naprawdę kusząco – przyznał Osamu z lekkim śmiechem, przenosząc dłoń na policzek ukochanego. – I nie martw się, Empire State zostaje w planach tak czy siak. Po prostu to nasz ostatni dzień w Stanach. Ostatni dzień całej tej wycieczki. Jutro o tej godzinie będziemy się zbierać na lotnisko. I chyba chciałbym żeby ten ostatni dzień był po prostu wyjątkowy, więc pomyślałem, że wieczorem zabiorę Cię na randkę. Jeśli chcesz oczywiście.

- Dawno nie słyszałem takiej propozycji – przyznał zaskoczony, acz wyszczerzony od ucha do ucha rudzielec. – No i wyszykowanie się zajmie mi godzinę, skoro to takie poważne. Ale w ostateczności mogę się poświęcić – dodał z teatralnie cierpiętniczą miną, zanim przetoczył się tak, żeby leżeć na ukochanym i zahaczać nosem o jego nos. – A tak na poważnie skarbie. Stało się coś? Jakieś złe wieści? Czegoś się boisz?

- Czuję się urażony, że od razu zakładasz najgorsze – zaczął spokojnie Dazai, delikatnie odgarniając niesforne kosmyki Nakahary za jego ucho.

- Jakby nie patrzeć to z Twojego punktu widzenia to będzie nasza druga randka – odbił piłeczkę rudzielec, czule, acz krótko, całując ukochanego. – Z mojej perspektywy to już nawet bym nie ogarnął, bo przestałem liczyć przy jakiejś pięćdziesiątej, ale to Ty twierdziłeś, że wyjścia do kina, teatru czy na jedzenie nie można liczyć jako randki, bo są zbyt przyziemne. I zaplanowałeś nam randkę od początku do końca, wliczając w to przygotowanie się do włamania się do jednego z najlepiej strzeżonych muzeów we Włoszech. Więc takie nagłe stwierdzenie, zupełnie bez przygotowania to trochę nietypowa akcja z Twojej strony.

- Cóż, może po prostu staram się być bardziej spontaniczny żebyś się przypadkiem mną nie znudził? – odpowiedział na to pytaniem Dazai, próbując nie pokazać po sobie jak bardzo fakt, że nie ma tego dnia zaplanowanego co do godziny, go przeraża.

- Powiedzmy, że Ci wierzę – zgodził się wielkodusznie rudzielec, pochylając żeby pocałować ukochanego i zebrać się do łazienki.

Nie spieszyli się. Była raptem dziesiąta, wstali bez absolutnie żadnych budzików, maksymalnie wypoczęci i gotowi do życia w najlepszym jego wydaniu. Dazai trochę stresował się tym, że rezerwację w restauracji mieli na piętnastą, ale jakby nie patrzeć, dopóki nie było po czternastej to i tak nie było źle. Gdy tylko usłyszał jak Nakahara nuci sobie pod prysznicem, wymknął się po cichu z pokoju i zapukał do sypialni Gakou, która spojrzała na niego absolutnie zaspana i zaskoczona. Chłopak spojrzał na nią wybitnie jednoznacznie, więc dziewczyna jak poparzona skoczyła do swojej walizki i podała mu niewielkie, czarne pudełeczko uśmiechając się szeroko i cicho życząc mu powodzenia, obiecując, że nie będą im przeszkadzać przez calutki dzień.

Dazai schował pudełeczko do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki i porwawszy ręcznik i kosmetyczkę, zajął wspólną łazienkę. Błyskawicznie się ogarnął, zakładając na siebie białą koszulę, czarne dżinsowe spodnie i szarą marynarkę, z miejsca wywijając rękawy aż do łokci i rzucając sobie czarny płaszcz gdzieś bliżej wyjścia żeby go później nie zapomniał. Osamu próbował nawet jakoś zapanować nad własnymi włosami, ale po pół godzinie daremnych prób, po prostu sobie odpuścił. I tak ręce za bardzo trzęsły mu się ze stresu. Delikatnie ścisnął więc kamienny grot strzały, który nosił na szyi i o dziwo to pomogło mu się uspokoić.

Bungou Stray Dogs I - Miłość silniejsza niż krew [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz