P. CLXXI / PRZED ŚWIĘTEGO NIGDY

319 70 49
                                    

Dazai tylko dał Nakaharze znak, że zdejmuje barierę ochronną. Jakimś cudem udało im się kupić na tyle dużo czasu, że ich posiłki zdążyły przybyć na miejsce. Wszelkie zmartwienia, troski i lęki zostawili poza polem bitwy, skupiając się na zadaniu i czerpiąc z wykonania go niemałą przyjemność. Chuuya z miejsca aktywował swoje Drugie Źródło i uklęknął, delikatnie dotykając palcami ziemi. Płyty chodnikowe wzleciały w powietrze jakby wybuchła pod nimi bomba, a rudzielec zaczął po nich biec, absolutnie zaprzeczając grawitacji. Gdyby mógł pewnie zastanowiłby się, czy na pewno była to najwydajniejsza forma walki, ale wciąż nie opanował swojej Zdolności tak dobrze jakby sobie tego życzył. Uśmiechał się jedynie, pozwalając szaleństwu rządzić, gdy wbiegł między zdezorientowanych przeciwników i zaczął delikatnie ich dotykać. Wystarczyło klepnięcie w ramię czy pstryczek w nos i zmanipulowana grawitacja robiła swoje. Rozsadzała ofiarę od środka. I może członkowie Zarządu Yakuzy nawet próbowaliby uciekać, ale wszystko działo się tak szybko, że nim płyty chodnikowe ponownie z hukiem opadły na ziemię, Yakuza po prostu nie miała już Zarządu.

Dazai ponownie aktywował swoje Drugie Źródło, pozwalając czarnym pasom na rozszerzenie się i opuszczenie jego skóry. Przez chwilę smugi wirowały dookoła niego, gdy on z lekkim smutkiem patrzył na swoje ręce, niepokryte tatuażem śmierci, by po chwili rozprzestrzenić się wszędzie dookoła. Osamu panował nad swoim Drugim Źródłem do pewnego momentu, który doskonale potrafił wyczuć, a który zamierzał przekroczyć w tej walce. Nawet jednak w momencie, w którym zawładnęłoby nim absolutne szaleństwo, wciąż troszczyłby się o Nakaharę i pilnował jego pleców na polu walki.

Snajperzy Yakuzy obudzili się z lekkim opóźnieniem, przerażeni rzezią, która wyprawiała się na dole i zaczęli do rudzielca strzelać. Kilka z czarnych smug Dazaia otoczyło ukochanego i skutecznie blokowało pociski, które po zetknięciu z pasem zmieniały się w kupkę proszku, nie przeszkadzając mu w zabawie. Shizuki obserwowała uważnie trajektorię pocisków korzystając z własnej Zdolności i skutecznie eliminowała snajperów. W którymś momencie rozważała nawet zmianę miejsca, w końcu miała ich przygotowanych kilka, jednak gdy na jej dach wszedł Nekromanta, odpuściła sobie. Wiedziała, że przed chłopakiem leży nie lada wyzwanie i że w ostateczności będzie musiała go ogłuszyć żeby Kenji nie zrobił sobie przypadkiem krzywdy. Nie narzekała więc, gdy usiadł dobry metr od niej, opierając się plecami o attykę dachu. Oddziały Uzdolnionych wkroczyły na obrzeża pola bitwy, nie chcąc przeszkadzać Dazaiowi i Chuuyi, którzy bawili się cholernie dobrze. Albo tak przynajmniej można było sądzić patrząc na zniszczenia, jakie obaj robili.

Dazai pozwolił swoim wstęgom działać samoistnie. Kontrolował jedynie niektóre z nich, te, które chroniły Chuuyę, ale reszta latała wolno. Początkowo chłopak zamieniał ludzi w pył raptem za dotknięciem wstąg, ale bardzo szybko uznał, że wypadałoby zostawić jakieś trupy, które mógłby zreanimować Kenji. A w tej kwestii na Nakaharę, który rzucał tylko kulami grawitacji na prawo i lewo i sprawiał, że atomy w ludziach odczepiały się od siebie, raczej nie można było liczyć. Osamu poprawił więc swoje założenia i wstęgi zamiast wymazywać ludzi z rzeczywistości, zaczęły wymazywać tylko ich część. Jak na przykład nogę, rękę czy głowę. Albo skręcać karki.

Sam brunet też nie stał i nie podziwiał tego, co działo się dookoła niego. Wyjął pistolet z kabury i rzucił się w kierunku jednej z uliczek, strzelając praktycznie na oślep, a i tak trafiając celu. Unikanie wystrzeliwanych w niego pocisków przez przerażonych do granic możliwości członków Yakuzy było jego zdecydowanie ulubioną częścią tego dnia. Zanim dobiegł do resztek pierwszego rzędu, skończyły mu się naboje. Odrzucił więc pistolet, biorąc większy rozbieg i dosłownie wskakując z kopniaka w przypadkowego gościa, który akurat stanął mu na drodze. Mężczyzna, zaskoczony siłą impetu przewrócił się w tył i uderzył głową o krawężnik, a Dazai uznał, że przecież dawno nie walczył wręcz.

Bungou Stray Dogs I - Miłość silniejsza niż krew [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz