Rozdział 32

7.1K 460 59
                                    

Przez wasze prośby testuję swoją odporność na chorobę lokomocyjną. Nie polecam pisania w autobusie 😂😂 Komentujcie, powiększycie moje serducho ❤

Na jego słowa komórka upadła z łoskotem na podłogę. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam zebrać się do kupy. Patrzyłam tylko tępym wzrokiem na ścianę naprzeciwko mnie, zastanawiając się, jak zapobiec katastrofie.

- Halo? Margo? Jesteś tam? - Słyszałam podniesiony głos w słuchawce. - Margo, do cholery!

Potrząsnęłam głową, przywracając się przy tym do porządku i podniosłam telefon z ziemi.

- Tak, jestem. - Powiedziałam cicho.

- Jezu, dostanę kiedyś przez Ciebie zawału. - Rzucił cicho.

Na jego słowa od razu zaczęłam się histerycznie śmiać.

- Ty dostaniesz przeze mnie zawału? - Odpowiedziałam, prawie krzycząc. - W takim razie ja powinnam być już trzy metry pod ziemią!

Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Wstałam i podeszłam do dużego okna w sypialni, wychodzącego na ogród.

- Nie cieszysz się, że mnie zobaczysz? - Spytał słabo.

- Oczywiście, że się cieszę. - Jezu, jaki on jest czasem wolno jarzący. - Ale w tym samym momencie próbuję wymyślić, jak spędzimy wszyscy następne dni, nie zabijając się nawzajem.

Wciągnął głośno powietrze na moje wyznanie.

- To nie tak, że uważam, że Cię nie polubi. - Zaśmiałam się, zdając sobie po chwili sprawę z tego, co powiedziałam. - Cofnij. Przecież wy się znacie.

Boże. I co mam niby teraz zrobić? Nie przychodził mi do głowy żaden plan awaryjny. Telefon do przyjaciela też na niewiele mi się zda. Odetchnęłam głęboko i wyprostowałam się.

- Dobra. Będzie ok. Musi być ok. - Rzuciłam pewnie.

Usłyszałam cichy chichot w uchu, dźwięk, który tak uwielbiałam.

- Widzę, że już masz wszystko pod kontrolą? - Zapytał żartobliwie.

- Nie. - Spojrzałam na rozmawiającego w ogrodzie z Laurą ojca. - Ale nie mam innego wyjścia, jak kantować. Przecież nie przyznam się, że mam w tym momencie myśli samobójcze.

Na moje słowa zaczął się otwarcie śmiać.

- Wszystko będzie dobrze, aniele. - Pocieszył mnie spokojnym tonem. - Czasem lepiej szybko zerwać bandaż i mieć to z głowy.

- Dzięki. - Odpowiedziałam zdawkowo. - To kiedy będziesz tutaj?

Słyszałam, jak Derek pyta się kogoś, po czym odzywa się opanowanym głosem.

- Od czterech do sześciu minut.

W tamtym momencie nawet nie pomyślałam o ponownym podnoszeniu telefonu. Zamiast tego pobiegłam prosto do ogrodu.

Na mój widok, Adrien zrobił rozbawioną minę.

- Coś się stało? Lecisz, jakbyś ducha zobaczyła. - Uśmiechnął się szeroko.

- Nie. Nic się nie stało. - Stanęłam przed nim i nabrałam głęboki oddech.  - Ale przed chwilą dowiedziałam się, że ktoś nas odwiedzi.

Tata musiał chyba podejść do całej sytuacji pozytywnie, bo obdarzył mnie tylko lekkim uśmiechem.

- To przecież dobra wiadomość. Czym się denerwujesz?

Wykręciłam palce u dłoni, starając się zrobić to jak najdelikatniej.

The FeelingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz