Rozdział 12

10.9K 464 14
                                    

Jest niewiele lepszych dróg do porozumienia od dialogu.


Pierwsze co widzę po otwarciu drzwi, to okno. Ogromne okno od sufitu aż do ziemi, z którego rozciąga się widok na cały Nowy Jork. Zatyka mnie, najprościej opisując moją reakcję. Mimowolnie otwieram usta i przypatruję się Manhattanowi. Od razu rozpoznaję najwyższe budynki miasta – Empire State Building, Chrysler Building, Trump Tower. Podchodzę do szyby, zerkam w dół i widzę praktycznie przepaść. Prawie sto pięter pod nami przechodnie dreptają po chodniku, są niewięksi od ziarenek maku.

Z myśli wyrywa mnie ręka Dereka, lekko obejmująca mnie w talii. Odwracam wzrok i przypatruję się holowi. Korytarz ciągnie się przez całą długość piętra (oczywiście Landon Corp ma je całe dla siebie), a okna wypełniają całą boczną ścianę. Można się tu poczuć jak na wierzchołku świata. Coś pięknego.

- Niezły widok? – Derek posyła mi lekko arogancki uśmieszek, dobrze już mi zresztą znany. Mimo wszystko w jego oczach widzę ciepło. Cieszy się, że tak bardzo podoba mi się miejsce, które należy do niego.

- Żebyś wiedział. – Czuję, że szczerzę się do niego jak do czekolady. – Pracujesz praktycznie w chmurach!

- No Nie będę ukrywał, mi też się tu podoba. Taki obrazek za oknem odświeża myśli, pomaga poukładać je w całość. – Tłumaczy spokojnie, przyglądając się wieżowcom przed nami.

Chwytam go delikatnie za rękę i przysuwam się zdawkowo w jego stronę. Derek przez chwilę nie reaguje, po chwili jednak spogląda na nasze ręce splecione razem, kąciki jego ust podnoszą się do góry. Pochyla się w moją stronę i składa czuły pocałunek na moim czole.

- Chodź, pokażę ci mój gabinet. Zobaczysz, jak on ci się spodoba. – Ciągnie mnie za sobą wzdłuż korytarza.

- A pan Landon jak zawsze taki skromny, nie trzeba, naprawdę. – Rzucam mu kpiarski uśmiech. Widzę, jak uśmiecha się jeszcze bardziej, a po chwili zaczyna się po cichu śmiać.

Przechodząc akurat koło grupy pracowników, zauważam ich co najmniej zaskoczone spojrzenia w stronę Dereka. Wyrazy ich twarzy wskazują na to, że mój mężczyzna nie śmieje się zbyt często publicznie, o ile w ogóle. Hmm ciekawe.
Idziemy razem, Derek pokazuje mi poszczególne miejsca, takie jak ogromne sale konferencyjne, opisuje każde po kolei. W jego głosie słychać, że jest zadowolony z tego, co widzi. Duma rozpiera mnie na myśl, że do wszystkiego doszedł sam, bez niczyjej pomocy, zwłaszcza rodziców. Stworzył imperium od podstaw.

W końcu dochodzimy do do dużych, szklanych drzwi. Na wysokości naszych głów widnieje napis zrobiony małymi chromowanymi literami:

CEO
Chief Executive Officer
 Derek Landon

Wow, to robi wrażenie. I jak tutaj nie być onieśmielonym, stając przed wejściem do paszczy lwa? Derek pierwszy chwyta za klamkę i przepuszcza mnie w drzwiach, jak prawdziwy dżentelmen. Posyłam mu wdzięczny uśmiech i przekraczam próg. Czuję za plecami, jak sam wchodzi i zamyka nas.

Gabinet jest bardzo dużych rozmiarów, ciągnie się wzdłuż szklanych okien na całej długości pokoju. Ściany zostały pomalowane na biały kolor, który jednak po chwili wydaje się wpadać w szarość. Podłoga z ciemnobrązowego drewna podtrzymuje chłodny styl otoczenia.

Naprzeciwko wejścia stoi duże białe biurko, na którym leży laptop, kilka segregatorów i kartki poukładane z schludne grupki. No jasne, porządek przede wszystkim, uśmiecham się w duszy. Czarne, eleganckie krzesło idealnie pasuje do dwuosobowych kanap po lewej stronie gabinetu. Pośrodku nich na dywanie stoi duży stolik. Zapewne tam odbywają się te luźniejsze rozmowy. Wzdłuż prawej ściany rozciągają się regały z książkami, dokumentami i kolejnymi segregatorami. Pomiędzy nimi powieszony jest ogromnej wielkości telewizor z wyświetlającymi się informacjami, począwszy od kursu walut po wiadomości ze świata. Wszystko pod kontrolą...

The FeelingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz