W życiu nie chodzi o czekanie aż burza minie. Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu.
- Już idę! - Zaspanym głosem odkrzykuję w stronę korytarza.
Dzisiaj jest pierwszy dzień lipca. Minęło siedem dni od pamiętnego "incydentu" z Panem D. Zabawne, mówiąc o nim w ten sposób, wszystko wydaje się trochę łatwiejsze.
Podnoszę się z łóżka, zgarniam z komody szarą bluzę i idę otworzyć drzwi wejściowe. Witam małym uśmiechem chłopaka, którego zdążyłam już zapamiętać, zabieram kwiaty z jego ręki i macham dłonią na pożegnanie. Od siedmiu dni każdego ranka dostaję tuzin białych róż. Codziennie o dziewiątej ten sam powód wyciąga mnie z sypialni, z której najchętniej bym się nie ruszała. Biorę do ręki kartonik przyczepiony do łodygi i czytam ręcznie pisane czarnym atramentem na kremowym papierze słowa.
Dzień dobry. Nadal żyję z nadzieją, że może dzisiaj mi wybaczysz. Jeśli nie, jest jeszcze jutro.
Czytam treść dwa razy, by następnie odłożyć kwiaty na stół w jadalni, jak robię to od siedmiu dni. Znam nadawcę mimo braku podpisu. Derek od tygodnia nieustannie pisze wiadomości, dzwoni i wystaje pod moimi drzwiami.
Ani razu się nie odezwałam.
Może jest to dosyć przesadzone, ale prawdę mówiąc... po prostu nie chcę z nim rozmawiać. Nic, co powie nie zmieni tego, co się stało. Landon patrząc po treściach jego sms-ów i wywodów na mojej poczcie głosowej, nadal myśli, że coś może zmienić. Nie może. Nie wyobrażam sobie na tą chwilę słów, które mogłyby coś zmienić.
Tak więc od tygodnia nie wychodzę z domu, chodzę w rozciągniętych dresach i starych koszulkach oraz żywię się daniami zamawianymi przez telefon. Nie patrzyłam ani razu w lustro i broń Boże żebym to zrobiła, bo prawdopodobnie się załamię.
Co robi człowiek w momentach takich jak ten? Oddaje się pracy. W czasie wegetowania na kanapie napisałam kilkanaście rozdziałów. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłam. Podobno wena przychodzi do człowieka w najbardziej niespodziewanych momentach. Jestem już bardzo blisko skończenia kolejnej książki i bardzo się z tego powodu cieszę. Potrzebuję wakacji. Już niedługo.
Późnym popołudniem, kiedy oglądam na kanapie powtórki seriali w telewizji, ktoś dobija się do moich drzwi. Zrezygnowana czekam, aż dudnienie ustanie, nie przerywając wgapiania się w ekran. Niestety, denerwujące uderzanie w drewno nie ustaje.
- Otwieraj te drzwi, Margo! Nie każ mi wrzeszczeć na cały głos, żeby wszyscy w okolicy to usłyszeli. - Mia zaczyna kopać w drzwi.
Powolnie wstaję z kanapy i idę przekręcić zamek. Z korytarza wynurza się moja przyjaciółka, a za nią nie kto inny jak Nicholas Sparks. Wpuszczam ich do mieszkania i obserwuję, jak dziewczyna obrzuca spojrzeniem cały dom, w tym stos róż na stole, w połowie już wyschniętych.
- Dupek nie odpuszcza? - Podchodzi do nich i dotyka płatków.
- Nie. - Kwituję.
- Ciekawe, co chce tym wskurać. - Ironicznym głosem dodaje mężczyzna.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Wywaliłabym je od razu, ale nie mam gdzie. Nawet mi się nie zmieszczą do kosza. - Odburkuję i idę do kuchni wyjąć czekoladę. Podpieram się o blat i otwieram opakowanie. Kiedy już mam się wgryźć w słodycz, nagle znikąd wyrasta Mia, zabierając mi tabliczkę z ręki.
CZYTASZ
The Feeling
Romansa- Dokąd się wybierasz? - Tej chrypy nie da się porównać z żadnym innym dźwiękiem. Można to opisać jako strumień płynnej czekolady. - Jak najdalej od Ciebie. - Mój głos drży, za co się nienawidzę. Łapię za klamkę drzwi. Nie ustępuje. Zamknięte. Kur...