Rozdział 27.

868 84 58
                                    

Powietrze w środku lasu było ciepłe. Mimo to, dłoń mojego chłopaka stała się zimna i jakby martwa. Zacząłem się zastanawiać czy szatyn myśli o swojej mamie, ale widząc jego nieruchome spojrzenie, byłem pewny że tak. Na pewno znowu zaczął wspominać wspólne wycieczki i spędzanie razem czasu. Bałem się, że gdy znajdziemy się przy jej grobie to chłopak rozklei się na dobre i z naszych romantycznych chwil nic nie wyjdzie. Byłem egoistą myśląc w ten sposób. Jungkook wiele wycierpiał, a ja nadal pragnąłem tylko jego. Czy miłość mogła zrobić ze mnie aż tak chciwego człowieka?

- To tutaj, Jiminnie.

Zatrzymaliśmy się niedaleko wzniesienia. Rozejrzałem się w pobliżu, a moje oczy spoczęły na jakimś małym pagórku. W środku był wbity drewniany krzyż. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się co to wszystko znaczy.

- To taki symbol, nic szczególnego - Jungkook odezwał się cicho, a potem pociągnął mnie lekko za rękę. - Chodźmy bliżej, chcę ci pokazać.

Ruszyłem z nim powoli, posuwając się coraz bliżej ku prowizorycznemu grobowi. Teraz już wiedziałem, że to nie jest prawdziwe miejsce gdzie spoczęły prochy jego mamy.

- Jej ciało zostało spalone, a prochy znajdują się w urnie - Jungkook wyjaśnił mi to dość szczególnym tonem głosu. Dało się słyszeć w nim nostalgię i szacunek wobec zmarłego. - Mama jest teraz w kolumbarium, a to jest miejsce gdzie zginęła.

Znowu popatrzyłem na pagórek, pochylając się w jego stronę. Puściłem dłoń szatyna, a potem ukucnąłem i zacząłem mówić spokojnie:

- Dzień dobry, mam na imię Jimin. Ja i Jungkookie jesteśmy razem. Wiem, że to może być dla pani szok, ale chciałem żeby pani wiedziała. Przyszedłem się przywitać i powiedzieć pani coś ważnego - na moment zawiesiłem głos, nasłuchując własnego oddechu. - Kocham pani syna i obiecuję, że będę dla niego dobry. Składam pani przysięgę więc już nie mogę się wycofać. Jungkookie bardzo za panią tęskni, za swoją wspaniałą mamą. Wiem, że była pani cudowną kobietą, dlatego dziękuję za to, że wychowała pani tak wspaniałego człowieka. Jungkookie jest...wyjątkowy.

Usłyszałem jak szatyn pociąga nosem, a gdy wstałem i na niego popatrzyłem, po jego policzku spłynęła łza. Ostrożnie starłem ją palcem, a potem przyłożyłem do swoich ust i dotknąłem koniuszkiem języka. Jungkook patrzył na mnie wilgotnymi oczami, a potem spytał:

- Co robisz, Jiminnie?

Uśmiechnąłem się do niego, ujmując jego twarz w dłonie.

- Słone - mruknąłem, a gdy na moment przymknął oczy, wyszeptałem cicho: - Twoje łzy są słone.

- Wiem, ale nie tylko moje - odpowiedział, otwierając oczy. - To co powiedziałeś mamie było...

- Nie płacz, nie chciałem doprowadzić cię do takiego stanu - jęknąłem, całując jego policzki. Były bardzo miękkie i delikatne. Czy każdy fragment jego ciała był właśnie taki? Miałem pewne podejrzenia, że tak może być.

- Jestem ci wdzięczny za to - Jungkook westchnął, przytulając się do mnie.- Kocham cię. Jesteś moim szczęściem, Jiminnie.

Uśmiechnąłem się spokojnie, głaszcząc chłopaka po włosach.

- Dzięki tobie jestem kim jestem - wyznałem, przytulając go mocniej do siebie. - Gdyby nie ty, to pewnie dalej uganiałbym się za dziewczynami i żył tylko zabawą.

Jungkook podniósł głowę, patrząc mi spokojnie w oczy. Potem ucałował moje usta, odsuwając się na dystans.

- Zaprowadzę cię do domku - powiedział nagle, posyłając mi delikatny uśmiech. Rozjaśniłby każdy mrok. - Jestem głodny, może coś ugotujemy?

DNA/ love myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz