Rozdział 11.

615 73 28
                                    

Od razu zadzwoniłem po swoich przyjaciół i poprosiłem żeby do mnie przyszli. Nie chciałem być sam, bo bałem się tego, że zwariuję. List Jungkooka wywarł na mnie tak wstrząsające wrażenie, iż kompletnie nie wiedziałem co robić. Czułem jednak, że coś się stanie. Strach podszedł mi do gardła, a papierek wypadł z dłoni i spadł na podłogę.

Krążyłem niespokojnie po pokoju, a gdy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi, pobiegłem otworzyć. Cała trójka stała przede mną, a w ich oczach malowało się dość mocne zaniepokojenie. Pierwszy przemówił Hobi.

- Chim, co się dzieje? Twój telefon mnie przestraszył.

- Czemu jesteś taki wystraszony? - zapytał Yoongi, a potem wszedł do środka.

Namjoon położył mi dłoń na ramieniu więc postanowiłem im szybko wyjaśnić o co mi chodzi.

- Wczoraj był u mnie Jungkookie. Nocowaliśmy razem, ale gdy się obudziłem to już go nie było. Zostawił mi list pożegnalny.

Starałem się nie wybuchnąć płaczem, ale czułem jak łzy podchodzą mi do gardła. Hoseok aż wciągnął powietrze z zaskoczenia, Namjoon zamrugał, a Yoongi zmarszczył brwi.

- Jaki list? - zapytał trzeźwo, lecz w jego głosie usłyszałem pewnego rodzaju napięcie.

Wziąłem głęboki wdech, starając się uspokoić swoje wzburzone emocje.

- Mam złe przeczucie...- wyszeptałem, a potem zaprowadziłem ich do swojego pokoju. Sięgnąłem po pomięty liścik, unosząc go do góry.

Namjoon przybliżył twarz do papieru, patrząc oszołomiony na znaki.

- To jest...

Hobi wyrwał mi karteczkę z dłoni i przeczytał na głos, tak żeby wszyscy mogli usłyszeć.

- Przepraszam, więcej nie zniosę...

Yoongi zaczął się nad czymś zastanawiać, a gdy na niego popatrzyłem, powiedział cicho:

- To rzeczywiście wygląda jak pożegnanie.

- Nie to mnie najbardziej przeraziło, ale ten kolor, rozumiecie? - wyrzuciłem z siebie zbolałym głosem, patrząc na notatkę mojego chłopaka.

- Czerwony jest złowróżbnym kolorem - odpowiedział Nam, wzdychając.- Dzwoniłeś do niego, Chim? 

Skinąłem pospiesznie. Wcześniej usiłowałem się połączyć z szatynem, ale nie odbierał.

- Boję się, że coś mu się stało - wydusiłem.- Wczoraj był taki dziwny i zupełnie nie reagował na moje słowa.

Hoseok nagle oznajmił, że powinniśmy ruszyć na poszukiwanie chłopaka. Niemal natychmiast zacząłem się ubierać, nie dbając o szkołę ani inne rzeczy.

- Pójdziecie ze mną? - spytałem, czując jak serce boleśnie mnie ściska z nerwów.

- Oczywiście, że tak - Yoongi uśmiechnął się do mnie pocieszająco, ale to wcale nie podniosło mnie na duchu.

***

Jungkooka nie było w domu, a cisza jaka otaczała blok sprawiała wrażenie niemal złowieszczej. Mój lęk nasilał się z każdą upływającą minutą, ale musiałem być silny i się nie poddawać. Gdzie mógł pójść szatyn? Plac zabaw? Wątpliwe. Chociaż z drugiej strony huśtanie go uspokajało.

- Hobi, możesz sprawdzić pobliski park? - poprosiłem przyjaciela, a potem oznajmiłem: - Nie mam pewności czy tam jest, ale warto spróbować.

- Jasne, już biegnę - chłopak poderwał się jak szalony, pędząc przed siebie i znikając nam z drogi.

- A może jest z Taehyungiem? - podsunął Namjoon, a gdy na niego spojrzałem, dodał: - Poszukam tego chłopaka i zadzwonię potem.

Gdy zostałem sam z Yoongim, brunet spytał mnie dokąd jeszcze mógłby się udać szatyn. Czy było jakieś miejsce, które skryłoby go przed światem?

Nagle to do mnie dotarło. Jakim byłem głupcem, że wcześniej na to nie wpadłem.

- Chodź, Yoon - szepnąłem, ciągnąc chłopaka za ramię.

***

Las był cichy i mroczny, ale nie miałem wyboru. Jeśli Jungkook tu był, musiałem go znaleźć.

- Myślisz, że poszedł na spacer? - zapytał mnie Yoongi, rozglądając się wokół uważnie.- Nie podoba mi się to miejsce. Jest takie...przygnębiające.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że drzewa wydawały z siebie groźne pomruki, a żadne zwierzęta nie zakłócały nam spokoju. Czyżby coś się tu stało? Dreszcz strachu przebiegł mi po plecach, a gdy zacząłem przyspieszać, przyjaciel z trudem zdołał za mną nadążyć.

- Czekaj, Chim...- poprosił mnie, ale nie słuchałem go. W moich myślach ciągle widniała twarz Jungkooka i jego smutne oczy. Jeśli był gdzieś blisko to pewnie rozpaczał i ronił łzy. Z mojego powodu.

- Nie mogę go stracić...- szepnąłem, a potem usłyszałem jakiś głuchy łoskot. Coś jakby uderzenie gdzieś niedaleko nas.- Yoon, słyszałeś to?

Chłopak zamrugał, powoli kiwając głową. Zaczął biec przed siebie, a ja wraz z nim. Nasze kroki niosły się echem, ale nie zwracaliśmy na to żadnej uwagi.

Moje myśli w tym momencie coś jakby zablokowało. Nie byłem zdolny do normalnego rozumowania, bo to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach.

Parę kroków od nas, na leśnym poszyciu leżał Jungkook. Jego ciało było zupełnie nieruchome, a twarz zwrócona przodem do ziemi. Widziałem tylko tył jego głowy oraz sztywne kończyny. Poczułem jak tracę władzę w nogach i gdyby nie mój przyjaciel, upadłbym na kolana.

- Yoon...- szepnąłem, a łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy.- Jungkookie...

Yoongi zachował przytomność umysłu i natychmiast wyciągnął telefon z kieszeni kurtki próbując się połączyć ze szpitalem.

- Cholera, nie ma zasięgu - przeklął, a ja wyplątałem się z jego ramienia i zacząłem kierować się ku swojego chłopakowi.

Jungkook był blady, a gdy dotknąłem jego dłoni była bardzo zimna. Czy on naprawdę mnie zostawił?

- Nie możesz odejść, proszę cię - zacząłem błagać, wtulając się w jego chłodny policzek.- Jungkookie, proszę...

- Chim, odsuń się - Yoongi odsunął mnie na bok, patrząc na leżącego szatyna. - Pogotowie będzie niedługo, a do tego czasu musimy sprawdzić czy oddycha. Obróćmy go na plecy.

Pomogłem brunetowi przesunąć chłopaka, a gdy spojrzałem na jego twarz, zauważyłem liczne otarcia i draśnięcia. Zupełnie jakby uderzył się w gałąź.

- Spójrz, Chim - mój przyjaciel wskazał na szramę znajdującą się na szyi Jungkooka.- On chciał się zabić, rozumiesz? To ślad po linie.

Miał rację. Widziałem czerwoną linię biegnącą przez szyję mojego ukochanego.

- Czemu? - wyjąkałem, płacząc coraz mocniej. To było ponad moje siły.- Czy to przeze mnie?Jungkookie, chciałeś się zabić z mojej winy?

Yoongi starał się mnie uspokoić, ale moje łzy nie chciały zniknąć. Otarłem swoją twarz, nasłuchując dźwięków lasu. Gdy wreszcie nadeszła pomoc, oświadczyłem sanitariuszom, że jadę z nimi do szpitala. W końcu czułem się odpowiedzialny za ten wypadek.

- Przyjadę niedługo - obiecał brunet, ponownie wyciągając telefon. - Zadzwonię do Hoseoka i Namjoona. Musimy się trzymać razem w takiej sytuacji. I nie płacz, Chim. Jungkook by tego nie chciał.

Skinąłem głową, dziękując mu za wszystko. Gdyby nie Yoongi zupełnie bym się załamał.

*********************************************************************************

Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że napiszecie jakiś komentarz ;)



DNA/ love myselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz