Leniwie rozchyliłem powieki. Wodziłem wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się aktualnie znajdowałem. Nie mogłem jednak przypisać sobie w głowie dokładnej nazwy tego miejsca. Znałem je, ale nie umiałem powiedzieć co to. Dosyć ciekawy stan.
Po chwili, gdy postanowiłem podnieść się do pozycji siedzącej, zorientowałem się, gdzie jestem. Był to mój domek w Pieszywicach, a dokładniej to... Łóżko. Nie miałem zdaje mi się żadnego łóżka. Mebel na którym sypiałem dotychczas, był niewygodną kanapą.
Skąd więc kochane łóżeczko wzięło się u mnie?
-Obudził się! - usłyszałem wysoki głos tuż za sobą.
-Jak się czujesz? - spytał ktoś siedzący na materacu obok mnie.
Nie byłem w stanie rozróżnić postaci. Kim oni do cholery byli?
Przetarłem oczy, mrugając kilkakrotnie. Gdzie... Gdzie do chuja są moje okulary?
Zacząłem macać dłonią powierzchnię obok siebie w poszukiwaniu ich. Wtem jakaś dłoń podała mi moją zgubę.
Zadowolony z tego faktu, czym prędzej nałożyłem je na nos i spojrzałem przez szkła.
No, teraz to ja mogę wszystko.
-Dobrze - odpowiedziałem krótko.
-Bardzo się cieszę. Mam na imię Izabela - przedstawiła się kobieta, której męża wcześniej uratowałem. Dobrze, że wreszcie mogłem poznać jej imię.
-Eleven - podałem jej rękę.
-Nie wiem, jak mam ci dziękować za uratowanie Ryszarda. On jest najważniejszą osobą w moim życiu! Nie wiem co by się stało, gdybym go straciła. Najprawdopodobniej po prostu bym się zabiła, tak jak wszyscy, którzy doświadczyli tak ogromnej straty.
Momentalnie posmutniałem. Przypomniała mi się scena sprzed ponad miesiąca.
Przycisnąłem go mocno do piersi. Nie może odejść. Nie może odejść po tym, jak stał się częścią mojego życia. Był w tej chwili dla mnie najważniejszą osobom na świecie. Ja sobie bez niego nie poradzę.
-Nigdzie nie idziesz - zacisnąłem dłonie na jego bluzie.
-Mateusz, ja... Ja muszę... - wydusił z siebie lekko drżącym głosem.
-Powiedziałem już, że nigdzie nie idziesz! - wrzasnąłem odsuwając go od siebie gwałtownie, by spojrzeć mu prosto w oczy.
Błyszczały od nadmiaru łez w nich zebranych. Pokiwał na boki głową przygryzając dolną wargę.
Próbował się wyrwać, ale ja nie miałem zamiaru mu na to pozwolić. W żadnym razie. On ma tu zostać. Zostać ze mną.
-Przepraszam - wyszeptał, po czym szybko przysunął swoją twarz do mojej wbijając się w usta.
Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Straciłem równowagę, przez co upadłem na podłogę.
-Żegnaj - powiedział chłopak stojąc nade mną, po czym skierował swoje kroki ku portalowi.
-NIE! - zdążyłem jeszcze krzyknąć, dzięki czemu odwrócił się, by zobaczyć mnie jeszcze ten ostatni raz.
-Kocham cię Eleven - powiedział i skoczył w bramę, która natychmiast się zamknęła.
Dobrze wiem, jak to jest stracić kogoś, kto był wszystkim. Nie mogłem jej jednak tego powiedzieć. Ona teraz jest szczęśliwa i nie mam zamiaru martwić jej swoimi własnymi problemami. Zresztą... Niedługo i tak się rozwiążą i wszystko będzie dobrze. Prawda?
CZYTASZ
To nie tylko zwykła gra | Eleven x Dark Eleven (JUST ELEVEN 2)[ZAKOŃCZONE]
FanfictionNo to tak. Na wstępie chcę powiedzieć, że jest to 2 część opowieści "JUST ELEVEN". Miesiąc po odejściu klona, Erkaes zrozumiał mechanikę świata " gry". Pojawia się szansa na ocalenie Dark Elevena. Blondyn ląduje po drugiej stronie ekranu, lecz czy...