Siadam za domem na starej, podniszczonej ławce, by móc w spokoju zapalić papierosa. Zerkam na moje zabandażowane nadgarstki. Idealnie komponują się z siniakami.
Z domu słychać muzykę. Nie jestem pewna czy dzisiejszej nocy będę mogła iść w spokoju spać. Chłopcy raczej nieźle zadomowili się u mnie. Myślę, że na ten moment jest mi obojętne to czy mieszkam sama, czy z kimś. Bylebym nie musiała zbyt często widywać Evansa. Doprowadza mnie do szału samą obecnością. Nie potrafię za nim nadążyć...
– Wieczorny papierosek i nieustanna zaduma? – słyszę za sobą, więc odwracam się.
– Michael Westwick, ten rudy. – mówię na widok chłopaka. Klepię miejsce obok, tym samym zapraszając go do dotrzymania mi towarzystwa. On bez pytania sięga po moją paczkę fajek i częstuje się jednym.
– Proszę cię, Trixie... – wywraca oczami. – Zacznij widzieć we mnie coś więcej niż kolor włosów. Bywam też niezłym przyjacielem.
– Chcesz mi zastąpić Charlotte? – śmieję się.
– Tę sukę? Jestem o niebo atrakcyjniejszy, mniej puszczalski i mądrzejszy. Jak mogłaś się z nią trzymać?
– A ty jak możesz trzymać się z Evansem?
Chłopak dmucha we mnie dymem, a następnie odsłania zęby w cudownym uśmiechu. Wydaje się być naprawdę fajnym kumplem.
– No wiesz... – zaczyna poważnie. – Blake się nie puszcza i chyba jest przystojny. Z mądrością już u niego marnie, ale i tak nikt go nie słucha. A tak serio to powinnaś sama się przekonać o tym jakim człowiekiem jest naprawdę. Jest dobry, ale tą dobroć trzeba w nim odkryć.
– A ja jestem Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. – parskam. – Tylko krasnoludki trzeba we mnie odkryć. Wybacz, ale nie uwierzę w żadne historyjki o miłosierdziu Evansa. To tak jakbym tobie powiedziała, że bywam przyjazna dla otoczenia.
– Jakimś cudem nie wygryzłaś tchawicy ani Charlotte, ani Danielowi.
Milknę na moment, wyobrażając sobie ten chory i krwawy moment.
– A powinnam. – stwierdzam w końcu.
Mike chce coś powiedzieć, ale przerywa mu krzyk Evansa.
– Kolację podano do stołu!
W tej wypowiedzi jest tyle jadu, że dałoby radę nim otruć pół świata i okolic. Dopalam papierosa i wraz z Michaelem wracam do domu.
Siedzę przy stole i zastanawiam się co ja do jasnej cholery mam na talerzu. Nie przypomina to nic co miałabym ochotę zjeść. Sądząc po skorupkach jajek w zlewie, mogę uznać, że to jajecznica. Tylko kurde... jajka nie są czerwone.
– Księżna Williams potrzebuje jakiegoś specjalnego zaproszenia, żeby zjeść kolację? – pyta Blake, wlepiając we mnie wściekły wzrok. Co tym razem zrobiłam nie tak?
– Królowa Bellatrix. – odpyskuję. – Niech ci się już nie mylą tytuły... Poza tym co to jest?
– Masz to zjeść i koniec dyskusji. – mało nie wybucham śmiechem, gdy Aiden dopowiada pod nosem, że z Evansa jest seksi mamusia. – Jedz tę kretyńską kolację do cholery.
– Pieprz się. – to jedyne co przychodzi mi aktualnie na myśl. Zwykle mam bogaty zasób ripost, a tym razem coś słabo mi poszło.
– Jak zjesz to pomyślimy o przyjemnościach. – chłopak nie daje się wytrącić tak łatwo z równowagi jak ja. – Choć dziś nie będę miał dla ciebie czasu, ponieważ...
– Stul już pysk i sam sobie jedz to coś. – uciszam go.
Blake wstaje od stołu i z hukiem wrzuca swój talerz do zlewu, a następnie nachyla się nade mną. Jego oczy płoną gniewem, ale nie rusza mnie to.
– Jednak czas się znajdzie. – szepcze i po chwili słychać już tylko trzask drzwi wejściowych.
Wkurzyłam go i nie da się tego ukryć. Dostaję krótką reprymendę o tym, że powinnam trochę zwolnić, bo moja złośliwość nie przyniesie mi niczego dobrego. Ja to wiem, ale nie zmienię się z dnia na dzień.
I znów ten sam scenariusz. Siedzę na łóżku i zastanawiam się nad sensem istnienia. Zaczyna mnie już to nudzić. Kiedyś miałam co robić wieczorami, a noce spędzałam w spokoju, nie myśląc o naprawdę dziwnych rzeczach, godnych posady na wydziale filozofii. Kiedyś po prostu mimo wszystkich problemów związanych z ucieczką matki i samobójstwem ojca, miałam życie. Powinnam postarać się aby powróciło...
Drzwi otwierają się, a do pomieszczenia wchodzi Evans. Bez słowa siada obok mnie i milczy. Zauważam, że często w jego obecności czuję się zwyczajnie malutka. I tu nie chodzi o wzrost, a o sam fakt, że jest ode mnie dużo silniejszy psychicznie. Może to dlatego tak bardzo staram się mu pyskować przy każdej dogodnej chwili. Dłonie trzęsą mi się jakbym szła na jakiś ważny egzamin. Nie rozumiem tego. Nie rozumiem reakcji mojego ciała na jego obecność.
– Ja wiem... nie jestem wzorem w kwestii bycia miłym. – zaczyna blondyn. – Ale jeśli tak ma być zawsze to wolę usunąć się na bok. Przy obiedzie uśmiechnęłaś się do Deana i Aidena. Potem śmiałaś się z Michaelem, a na mnie warczysz za każdym razem, gdy tylko na ciebie spojrzę.
– Czy ty właśnie jesteś zazdrosny o moje relacje z twoimi kumplami? – pytam zdziwiona. – W całej naszej znajomości zawsze traktowałeś mnie jak szmatę, więc czego oczekujesz?
– A gdybym ci obiecał, że od dziś zacznę traktować ciebie jak księżniczkę to zmienisz swoje podejście? – halo? Pogotowie? Proszę przyjechać po Evansa, bo chyba mu kolacja zaszkodziła.
– Nasze stosunki raczej nigdy nie będą miały szansy na poprawę. – odpowiadam. – Niezależnie od tego jaki dla mnie będziesz to zawsze będziemy walczyć o to kto jest górą.
– Jesteś okropną jędzą, Williams i właśnie w tym tkwi problem. To mnie w tobie najbardziej kręci. Śpij dobrze.
– Przyszedłeś tylko po to, by powiedzieć mi, że jestem jędzą?
– Przyszedłem porozmawiać. Dobranoc.
Zostaję sama z moim myślowym bałaganem. Myślę, że w tej głowie nigdy nie będzie ładu. Nie jestem w stanie zrozumieć co kieruje tym chłopakiem. Raz potrafi okazać się całkiem normalny, a za chwilę miota nim jakiś demon. Może naprawdę powinnam spróbować bycia miłą? Wydaje mi się, że to powinno być całkiem proste. To będzie taki mój mały eksperyment i muszę przyznać, że jestem bardzo ciekawa wyników.
Wybiegam z pokoju i od razu zderzam się z jego klatką piersiową, wpadając przez to na drzwi. Już mam ochotę powiedzieć parę złych rzeczy, ale przypominam sobie, że to nie miało tak wyglądać. Miałam grzecznie zapytać czy zechciałby udać się ze mną na papierosa.
– Idziesz zapalić? – jak się okazuje, chyba miał ten sam zamiar. Kiwam głową, czując jak moje poliki robią się czerwone. Co ze mną jest nie tak?
Siedzimy za domem, ale żadne z nas chyba nie ma zamiaru rozpocząć rozmowy. Ja bym chętnie zaczęła, ale nie mam pojęcia jak to zrobić.
– Jak się czujesz? – pyta nagle chłopak. – Chodzi mi o rozstanie i Charlotte.
– Chyba już dobrze. – wzdycham.
– Nie chcesz się zemścić?
– Zemsta jest dla słabych... – stwierdzam. – Choć to kuszące... W sumie nie. Nie miałabym nawet sposobu na to.
– Ja mam... – mamrocze Evans. – Mam takie rzeczy na Daniela i Charlotte, ze zechciałabyś ich zabić. Większość ludzi wiedziała o nich trochę więcej niż ty...
– O czym mówisz? – pytam marszcząc czoło.
– Zawrzyjmy układ, Williams. – jego przebiegły wzrok daje mi znać, że będzie to pakt z diabłem. – Ja sprawię, że już nigdy nie będziesz musiała patrzeć na tę dwójkę, a ty... po prostu przestaniesz szczekać jak Chihuahua za każdym razem, gdy jestem obok. Po prostu wyjdź z tej krypty, bo strata chłopaka i pseudo przyjaciółki to żadna apokalipsa.
Chłopak wyciąga dłoń, a ja przez chwilę patrzę na nią podejrzliwie. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. W końcu nie bardzo wiem co on zamierza, a słowa nie będziesz musiała patrzeć na tę dwójkę są mocno dwuznaczne. Ma zamiar ich zabić, wywieźć z miasta czy może wydłubać mi oczy? Wiem jednak jedno. Jeśli uścisnę mu dłoń, będzie to krok do nowego życia. Lepszego czy nie, gra jest warta świeczki, a ja nie mam i tak nic do stracenia. Kiedy nasze dłonie stykają się, mam ciarki na całym ciele.
– Co robisz? – pytam szybko, gdy nagle zostaję przyciągnięta do blondyna.
– Uczę cię znosić moją obecność. – Evans uśmiecha się bezczelnie, sprawiając, że mam ochotę wywrócić oczami niczym bohaterka taniego romansidła.
Pragnę normalnego życia.***
Wybaczcie tak długą przerwę... Ostatnio tyle się działo, że nim się ogarnęłam to na kalendarzu pojawił się grudzień. Przysięgam, był październik i nagle bum grudzień. Listopada nie pamiętam xD Miałam tyle na głowie i nagle wywiało mnie na drugi koniec Polski. I mówię wam... jestem teraz prawie jak "a gdyby rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady". Rzuciłam wszystko, spakowałam walizki, porzegnałam moje ukochane miasto i wylądowałam jakieś 300km dalej w maleńkiej wsi, której nie ma na niektórych mapach. Czuję się teraz jak te moje bohaterki, ale one chociaż miały bar, kino i inne takie, a ja mam skup złomu xD Ale jest super i może teraz zacznę pisać regularnie, a nie jakbym chciała a nie mogła. Mam nadzieję, że mi to darujecie. Następny rozdział pewnie napiszę w tym tygodniu, a jak nie to życzę już wam wesołych świąt <3
![](https://img.wattpad.com/cover/159656951-288-k474448.jpg)
CZYTASZ
Szklane Marzenia
RomanceOna walczyła o to by być szczęśliwą, a on to szczęście chciał jej zabrać. Oboje jednak posiadali głęboko ukryte szklane marzenia. Strzegli ich za wszelką cenę, bo łatwiej jest zbić szkło niż je wytworzyć. A przecież marzenia nie bolą... boli ich zan...