Poproś.

126 16 15
                                    

Postanawiam wrócić dopiero na następny dzień. Przeprowadzam długą rozmowę z Melody, wypytując ją o wszystko co do tej pory działo się pod moją nieobecność. Dziewczyna niechętnie wyznała, że na ten czas przeniosła się do chłopaków, ponieważ ma już dość widoku rudej małpy. Wspomniała również, że mam się niczym nie przejmować i odpoczywać.
Pukanie do drzwi przerywa moje leniuchowanie na kanapie. Od niechcenie spoglądam na drzwi, a następnie na Dylana.

– Niespodzianka. – mówi chłopak, po czym wpuszcza gościa do środka. Wstaję szybko, widząc uradowanego Michaela.

– Co ty tu robisz? – pytam zdziwiona.

– Z filmów, seriali i różnych romansideł dowiedziałem się ważnej rzeczy. – mówi poważnym tonem. – W życiu każdej kobiety przychodzi ten moment, zwykle po rozstaniu, w którym czas zmienić fryzurę.

– A co niby złego jest w moich włosach? – oburzam się, wiedząc, że one akurat są w porządku. Nawet jeśli u fryzjera byłam jako mała dziewczynka.

– Błagam cię, dziewczyno. Mdli mnie już na widok tych brązowych kłaków, które niczym nie wyróżniają się wśród innych lasek w tej okolicy. Zmienimy ci kolor.

– Na jaki?

– Na sraki. – odpowiada Mike i tyle z nim rozmowy.

Nie mam zielonego pojęcia co właśnie odwala się na mojej głowie, bo dostałam nakaz siedzenia z zamkniętymi oczami. Jestem przerażona, ale Michael ma racje. Czas coś zmienić w wyglądzie.

– Od kiedy ty zajmujesz się fryzjerstwem? – pyta Dylan, siedzący gdzieś niedaleko nas.

– Od kiedy zmarnowałem całą noc na oglądanie tutoriali. – odpowiada rudzielec. – W internecie to było jakby łatwiejsze.

– Przysięgam, że jeśli będę łysa to jakby stracisz życie. – burczę pod nosem. – Nie mogłeś po prostu zapisać mnie do fryzjera?

– Nudziara. Siedź cicho, bo nie wolno mieszać farby z jadem żmii.

Po cholernie długim czasie, zostaję zaprowadzona do łazienki, gdzie Mike pomaga mi umyć głowę. Potem znów wracam na krzesło i tym razem mój przyjaciel suszy mi włosy i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze robi. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie zasnęłam.

– Gotowe! – woła Westwick, więc powoli otwieram oczy.

– Ja jebie... – szepczę dostrzegając niebieski kolor. – Ale to tak miało być czy coś ci nie wyszło?

– Nie mów, że ci się nie podoba, bo złamiesz mi serce. – prosi, robiąc smutną minę. – Wyglądasz cudownie, prawda Kane?

Dylan nie odpowiada nic, ale sądząc po wyrazie jego twarzy, jest zadowolony. Nikczemnie przygryza kolczyk w wardze, przez co dochodzę do wniosku, że muszę wysłać list do burmistrza z prośbą o zakazanie takich czynów.
Nowy kolor włosów zaczyna mi się coraz bardziej podobać, mimo że wcześniej nie byłam przekonana. Jest wyrazisty i myślę, że pasuje do mojego charakteru.
Po miłej kolacji przygotowanej przez panią Cindy, Michael wraca do Jessford, a ja i Dylan do jego mieszkania. Mocno zastanawiam się nad pójściem do klubu, ale lenistwo wygrywa i kiedy ja okupuję kanapę, chłopak zajmuje łazienkę. Telewizja nudzi mnie bardziej niż zwykle, więc rozglądam się dookoła i wtedy moją uwagę przykuwają jedne konkretne drzwi. Marszczę brwi, zastanawiając się czy to aby na pewno jest dobry pomysł. W związku z tym, że moimi ulubionymi pomysłami są te, do których ani trochę nie jestem przekonana, wstaję i wielce zadowolona z siebie, wchodzę do łazienki. Kane unosi brwi w zdziwieniu, a ja naśladując jego wczorajsze zachowanie, opieram się o framugę.

– Myślałam, że się utopiłeś. – mówię od razu, wywołując niewielkie rozbawienia u chłopaka.

– Po prostu przyznaj się, że tęskniłaś za porannym widokiem. – odpowiada. – Możesz patrzeć tak długo jak tylko chcesz.

– Od zawsze byłeś takim narcyzem czy dopiero przy mnie to odkryłeś? – pytam i siadam na brzegu wanny. To był błąd. Niemal od razu stoją wciągnięta do wody, a do tego znajduję się pod całkowicie nagim Dylanem. – Zabiję cię.

– Wyluzuj, Królowo. – stwierdza, zbliżając twarz do mojej. – Zamknij oczy i odpręż się.

– Ciężko odprężać się w mokrych ubraniach. – warczę, bo prócz mokrych rąk, nie ma nic gorszego jak przemoczone ciuchy na ciele.
Chłopak odsuwa się ode mnie, ale tylko po to, by pozbyć się mojej bluzki. Tego się nie spodziewałam. Kiedy próbuje rozpiąć guzik w krótkich spodenkach, uderzam go w rękę.

– Pozwalasz sobie na zbyt wiele, Kane. – syczę i chcę wyjść z wanny, ale zostaję przytrzymana. – Puść mnie do cholery.

– Powtórzę się. – mówi, ściskając mocniej moje nadgarstki. – Wyluzuj. Największe królowe świata straciły życie, bo wydawało im się, że mają wszystko pod kontrolą. A ty nie trzymasz na wodzy najważniejszej rzeczy. Możesz pomiatać każdym, ale nie dajesz sobie rady sama ze sobą, więc wyluzuj do cholery.

Mimowolnie mój wzrok zjeżdża niżej, na jego ramiona, potem na klatkę piersiową i zatrzymuje się na brzuchu. Przyłapuję się na chęci dotknięcia wszystkich tatuaży jakie pokrywają jego skórę.

– Panie wybacz mi, bo zaczęłam sypiać z diabłem... – mamroczę pod nosem ulubione powiedzonko babci. Zamykam oczy, ale praktycznie od razu otwieram je, czując pocałunki na mojej szyi. To wszystko jest tak bardzo skomplikowane, że chyba naprawdę powinnam choć na moment odpuścić i pozwolić sobie na chwilę przerwy. Słodkie pocałunki przechodzą z szyi na szczękę, aż w końcu docierają do ust. Przez całe moje ciało przebiegają miliardy iskierek, pragnących więcej dotyku. I kiedy dochodzę do wniosku, że przecież świat się nie zawali, wszystko się kończy. Patrzę zszokowana na Dylana, który z bezczelnym uśmiechem pozostawia mnie w osłupieniu, wychodząc z wanny. Jeszcze przez moment siedzę jak sparaliżowana.

Postanawiam wrócić do domu jeszcze tego samego dnia, by nic więcej nie kusiło mnie do kolejnych i zapewne bardziej odważnych zbliżeń z tym człowiekiem. To nie przyniesie wcale ukojenia, a tylko złość do samej siebie, że pozwoliłam sobie na coś takiego.
Parkuję pod domem, zastanawiając się czy nie powinnam jechać jednak do chłopaków. Mimo wszystko potrzebuję czystych rzeczy, więc nawet jeśli nie chcę to muszę wejść do środka. Biorę głęboki wdech i ruszam przed siebie. W domu panuje nazbyt spokojna cisza. W salonie zastaję osobę, której nie chcę widzieć.

– Gdzie Evans? – pytam, patrząc wrogo na dziewczynę.

– Nie mam pojęcia. – odpowiada. – Wyszedł jakieś dwie godziny temu i wciąż go nie ma. Trixie czy tobie naprawdę wydaje się, że wrócicie do siebie?

– A tobie wydaje się, że jesteś teraz tą jedyną? – parskam. – Założę się, że właśnie zabawia się do woli, bo zwyczajnie go znudziłaś.

W tym samym momencie drzwi wejściowe otwierają się, a w progu staje pijany Blake. Od razu dostrzegam ślady po rozmazanej szmince. To sprawia mi ból, ale nie daję po sobie tego poznać. Nie mogę. Nie mogę pokazać mu, że cierpię, gdy on świetnie się bawi, bo przecież właśnie tego potrzebował.

– Woww, Williams. – mówi, wskazując na moje włosy. – Wyglądasz cholernie gorąco. Och, Kate... zadzwonię jutro, dziś jestem już zmęczony.

Dziewczyna prycha, a ja odprowadzam ją do wyjścia triumfalnym spojrzeniem. Moje serce teraz raduje się, że została potraktowana jak każda panna, którą przelotnie spotkał Blake. Niestety to nie oznacza mojej stuprocentowej wygranej.

– To chyba był głupi pomysł... – mamrocze Evans, rozkładając się na kanapie. – Siedzisz w mojej głowie jakbyś wgrała mi tam jakiegoś wirusa.

– A już chciałam powiedzieć... mam nadzieję, że nie zarywasz nocy. – mówię złośliwie, chcąc mu pokazać, że to będzie jego kara.

– Te bliźniaczki są męczące. – patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, próbując wyglądać gorąco. Nie tym razem. – A ty kogo zaliczyłaś? Założę się, że Kane’a. Tylko czekał, aż nadejdzie odpowiedni moment, żeby dobrać się do ciebie.

– Wyobraź sobie, że nikogo. – mówię dumnie.

– Twój błąd. Korzystaj z życia, Williams.

W tym momencie mam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb. Powinien być zadowolony, że nie chcę nikogo innego, a to po nim spłynęło. Wpadam do sypialni i zabieram więcej ubrań oraz bielizny. Nie zostanę tu. Jeżeli on ma zamiar zatracać się to niech to robi, ale beze mnie. W drodze do wyjścia chwytam w połowie pełną butelkę whisky i upijam spory łyk.

– Jeżeli za miesiąc nie zobaczysz mnie tutaj, to na własne życzenie. – warczę i wychodzę z domu, trzaskając przy tym drzwiami.

Ruszam z piskiem opon, pozostawiając za sobą tabuny kurzu. Nie mogę uwierzyć w to jak bardzo nienawidzę tego idioty, jednocześnie obdarzając go intensywnie raniącą miłością. To on każdego dnia sprawia, że chcę się budzić, a tym samym doprowadza mnie na skraj wyczerpania, powodując, że chciałabym umrzeć. A jak ślepo podążam za nim, starając się by w końcu docenił to co ma. Ale to nie ma sensu... on zapewne nigdy nie przejrzy na oczy i nawet jeśli również mnie kocha to jest w tym tak samo zagubiony jak ja.

– Kurwa. – syczę, gdy nagle słyszę huk, a auto opada z jednej strony. Z całej siły uderzam w kierownicę i po paru głębokich wdechach wysiadam. Zaglądam do bagażnika w poszukiwaniu narzędzi i mam ochotę strzelić sobie w głowę. Wyjmuję telefon, by wybrać najbardziej sensowny numer. – Jestem pół godziny drogi od Collinston i złapałam gumę, a nie mam narzędzi i w moim zapasowym kole jest szmal.

– Będę za piętnaście minut. – mówi Dylan i rozłącza się.

Jakim cudem ma zamiar przejechać w piętnaście minut, pół godziny drogi? Zerkam na tylne siedzenie, gdzie rzuciłam whisky, ale nie mogę więcej pić jeśli nie chcę wylądować na  szrocie wgnieciona w deskę rozdzielczą i fotel. Siadam na masce i wgapiam się pustym wzrokiem w niebo. Z nudów zaczynam liczyć gwiazdy i nawet staram się rozpoznać jakieś gwiazdozbiory, ale dochodzę do wniosku, że nie mam bladego pojęcia gdzie jest Wielka Niedźwiedzica, a gdzie Orion. W końcu na miejsce dociera moja pomoc.

– Sama potrafię wymienić koło. – mówię, gdy tylko dostrzegam, że Dylan chce się za to zabrać.

Chłopak wywraca oczami, ale mimo to podaje mi klucz. Uśmiecham się sztucznie i zabieram do roboty. W tym czasie Kane wyjmuje pieniądze z zapasowej opony i chowa je do torby.

– Mogliśmy dać to Michaelowi... – mówi. W sumie ma rację, ale nie pomyślałam o tym.

Po skończonej pracy, opieram się o samochód, by chwilę odpocząć. Wciąż czuję się obserwowana, więc zerkam pytająco na mojego towarzysza.

– Zapomniałaś czegoś ode mnie, że jechałaś do Collinston? – szelmowski uśmiech nie znika mu z twarzy. – A może zapragnęłaś czegoś więcej...

Nie odpowiadam nic, bo tak naprawdę sama nie wiem o co mi chodziło. Kolejny raz w życiu złość i podejmowane pod jej wpływem decyzje, okazały się mylące i wręcz niejednoznaczne. Całkiem możliwe, że chciałam zrobić na złość Evansowi i przespać się z Dylanem, ale jedyną osobą, która by się tym przejęła, byłabym ja. Z drugiej strony jakiś głos z tyłu głowy ochoczo namawia mnie do wykonania kroku. Kroku, który jak ciekawość poprowadzi mnie do piekła. Bo prawda jest taka, że chłopak stojący przede mną i lubujący się w nadmiernym ograniczaniu mojej przestrzeni osobistej, jest niezaprzeczalnie intrygujący, pociągający oraz zabójczo przystojny. Dodatkowo budzi we mnie, nieznane dotąd, emocje. Ciągła chęć dominowania, wyparowuje przy nim, bo to w końcu nie ja muszę zapewniać o byciu ważną. A na dodatek cholernie podoba mi się to jak w ten specyficzny sposób nazywa mnie królową. Nawet jeśli co chwila dogryzamy sobie, czuję się doceniona. Czuję, że mam wsparcie, którego nie miałam. Choć wiem, że akcja z Danielem była w stu procentach ustawiona, przypominam sobie jak zadzwoniłam do Evansa z prośbą o pomoc, a on mi kazał radzić sobie samej. Jestem pewna, że Dylan rzuciłby wszystko co robił i zjawił się wszędzie, gdzie bym tego potrzebowała. Tak jak teraz...

Najwyraźniej znudzony brakiem odpowiedzi, pokonuje dzielącą nas odległość i łączy nasze usta. Nie bronię się, coraz mocniej chcąc kontynuacji tego. Siadam na masce auta, a moje nogi w dość brutalny sposób zostają rozsunięte na boki. Czuję delikatne szczypanie na wardze, gdy Dylan przygryza ją z tym cholernie gorącym spojrzeniem.

– Poproś. – szepcze, zjeżdżając dłońmi do moich ud. Powoli podciąga do góry materiał sukienki, w którą przebrałam się po niespodziewanej kąpieli. – Królowe też muszą prosić.

– Ja nie proszę tylko rozkazuję. – mówię drżącym głosem.

Chłopak przejeżdża kciukiem po mojej dolnej wardze, przesuwając go niżej, aż po szczękę. Mój oddech przyspiesza, gdy czuję dotyk w tych wszystkich najbardziej wrażliwych miejscach na mym ciele. I nagle przychodzi ogromne rozczarowanie, gdy Dylan tak po prostu przestaje, patrząc na mnie w taki sposób, jakby mówił mi, że przegrałam.

– Jak poprosisz to pomyślimy nad dalszym ciągiem. – szepcze. Przygryza płatek mego ucha i pozostawia mnie w kompletnym osłupieniu. Wpatruję się w pustynie, słuchając dźwięku odjeżdżającego motocyklu. I teraz nie wiem czy powinnam jechać za nim, czy może jednak uciec, gdzieś gdzie nikt mnie nie zna.

###
A wy gdzie byście pojechały? :D ja z bólem serca przyznaję, że za nim xD Dylan kusi jak pan z serialu, do którego nagrano piosenkę z mediów. Kto oglądał ten ręka do góry!

Szklane MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz